Ciekawość wszystkiego, najmniejszych i największych zjawisk, ulotnych i trwałych zdarzeń, procesów zachodzących wewnątrz i na zewnątrz mojego organizmu, biologia, psychologia, matematyka, astronomia, te poznawcze dziedziny nauki udowadniają mi, jak mało wiem. A zarazem zmuszają do uzupełniania brakujących miejsc. Są one więc zastąpione fantazją, błądzeniem w mroku przypuszczeń, grą przebłysków wyobraźni, czymś, co niekiedy przybiera postać artyzmu, dzieł z pogranicza dostępnej nauki, myśli wplątanej w luzackie spekulacje. W pewnego rodzaju swobodne filozofowanie zwieńczone anty-konkretem o nazwie fantasy.
Ale fantasy nie zapełni głodu mojej ciekawości. Koniecznie potrzebuję spojrzenia racjonalnego. Chodzenie wśród realiów, śmiałe poruszanie się pomiędzy namacalnością faktów. Rezygnacja z nieodgadnionych tajemniczości, ucieczka od niedopowiedzeń, intuicyjnych mgławic i furkotu wyobraźni, pozwala mi na nowo zobaczyć wszechświat.
Widzialny, przestrzeni się na powierzchni 93 miliardów lat świetlnych. Są to jednak dane na teraz i za pewien czas ulegną aktualizacji. Natomiast niewidzialna część wszechświata, pozostająca poza zasięgiem naszych narzędzi, zajmuje obszar 23 bilionów lat świetlnych i zawiera około 300 tryliardów gwiazd (tryliard = 1000 trylionów).
Największa galaktyka znajduje się 1,07 miliarda lat świetlnych od Ziemi. Jej średnica wynosi około 4 milionów lat świetlnych, a zawiera około 400 razy więcej gwiazd niż Droga Mleczna. Średnica naszej wynosi około 100 000 lat świetlnych i zawiera od 200 miliardów do 300 miliardów gwiazd.
*
Nieskończoność, to pojęcie matematyczne. Niewyobrażalne; popycha człowieczą myśl w stronę pokory: pokazuje, jakim panem jest i czym włada NAPRAWDĘ; i w takich okolicznościach przyrody, w takiej to konfrontacji z przytoczonymi faktami, jakże śmiesznie przedstawiają się problemy różnorakich Wąsików i Romanowskich! Jak zabawnie brzmią wnikliwe rozważania o zwycięstwach lub porażkach partyjnych lub opatrznościowych mężów stanu! Wsadzą, nie wsadzą, wywiną się, czy padną na polu hańby, oto hamletowskie dylematy.
Ludzie zaangażowani w szerzenie kłamstw, pochłonięci namiętnością do wyciągania rąk po cudzą własność, spędzający życie na szwindlach, upatrują sens swojego istnienia właśnie w tym, co podłe, niskie, niebotycznie marne.
W historii znanego i nieznanego kosmosu, zniknięcie tej, czy tamtej planety nie ma znaczenia. Tak samo jak to, czy wyginiemy. Lecz nam, ludzkim dinozaurom, obojętne to być nie powinno. Nie powinno, a jest. Co mi się kojarzy z wycinaniem hołubców na niezatapialnej balii ochrzczonej Titanic. Bo w sytuacji przyjaznego nam końca Ziemi, polityczne bitwy tracą sens. Są niepoważne, jak byle jaki Jaki, gdyż niedługo nie będzie o co się kłopotać i z czym walczyć.