Śpiewające glace

Marek Jastrząb

 

W słowach mało subtelnych, wykwintnie i jakby z taktem, nośniki dziennikarskiej energii rozpisują się o łamiącej stereotypy inauguracji zboru sportowców pod wezwaniem jaśnie pani Olimpiady. Z lewa, prawa i poboczy, do głosu dorwali się komentatorzy wszelkiego umaszczenia, by pochwalić lub obryzgać błotem imprezę masowej radości.

 

A powodów stwierdzających jej innowacyjność jest okazałe mnóstwo i co jeden, to bardziej słuszny. Lecz wśród emocjonalnej powodzi pochwał i nagan, są niedobitki zawistników, którym przeszkadza cudzy sukces.

*

Organizatorzy widowiska nad Sekwaną zasłużyli na połowę medalu; niektóre elementy spektaklu były godne zaprezentowania, a niektóre wynikały artystycznego bezguścia.

 

Truizmem jest powiedzenie, że obecny sport nie ma nic wspólnego z bezinteresownością sportu uprawianego w starożytnej Grecji. Na czas igrzysk zawieszano wojny. Sport był szlachetny, praktykowany po amatorsku i honorowo. To znaczy nie mówiono, za ile opłaca się grać. Nie ględzono o transferach i biletach.

 

Obyczaje zepsiały i gdzie się nie splunie, tam wyziera tandeta. Światem włada Obywatel Hajs. Razem z siostrunią Reklamą i cioteczką Polityką, rozpycha się po współczesnej świadomości. Zdominowany przez wujaszka Komercję., wykrztusił z siebie spektakularne arcydzieło szmiry. Pod pozorem stworzenia spektaklu mającego olśnić międzynarodowy ludek, powstał perfekcyjny gniot, w którym obok nieudanych instalacji zaistniały cymesy takie, jak nasz kontratenor.

 

Koniec przedstawienia należał do udanych. Wzruszający występ Celine Dion rozpalił przemoknięte serca. Jednakże mimo to, w strugach deszczu, w zasłuchanym i entuzjastycznie reagującym tłumie peleryn i parasoli, nie mogło się obejść bez łajdaka; w każdym towarzystwie, znajdzie się dyżurna szuja gotowa szperać, niuchać, dopatrywać się belek w cudzym oku, nie widząc we własnym ani jednego źdźbła. Z powodu zawiści zwanej głupotą, szerzy przemyślnie podłe insynuacje i niezguły tylko po to, by dokopać lepszemu od siebie.

 

I tenże Obywatel Kanalia uwziął się, by pomniejszyć i zohydzić jej triumf. Pod obłudnym pozorem troski o rzetelne informowanie opinii publicznej, rzuca pseudo-faktem o dwóch milionach dolarów zapłaconych jej za wykon. Co po niedługim czasie zostało przez organizatorów widowiska okrzyknięte piramidalną bzdurą: występ był darmowy.

*

Oczywiście, można pierdyknąć obrazek Papieża na nocniku, Ostatnią Wieczerzę przedstawić jako posiłek ateistów, a wielką naukę o historii Francji, pokazać za pomocą śpiewającej glacy Marii Antoniny, ale czy nie są to popłuczyny z Monty Pythona i dalekie echo sztuki? Rozrechotana i kiczowata, pobrzmiewa zbędnością i jest warta profesjonalnego zjebania.

 

Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Dramat · 29 lipca 2024
anonim