Paryż, przewodnik literacko historycznyi, to doskonale skomponowana książka Krzysztofa Lubczyńskiego. Kompendium wiedzy o świecie pragnącym zachować utracony status. A jednocześnie stanowi dowód, że nie można po raz drugi wejść do tej samej rzeki. Minione niuanse, smaczki, dygresje, subtelności i anegdoty - zderzają się w zamglonej pamięci z obrazami współczesnego miasta i ożywiają jego przeszłość. Nie dominują nad nim i nie zagłuszają go, tylko tworząc swoisty zbiór danych, przywracając im znaczenie i sens, pokazują, jakim było, zanim zostało zdetronizowane.
Dzieło jest encyklopedią o Paryżu. Mieszanką szczegółowych impresji. Uporządkowanych, zawierających wiadomości związane z architekturą i kolorytem omawianych dzielnic i budynków, które odgrywają rolę w utworach np. u Wiktora Hugo.
*
Jej zawartość udowadnia mi na każdym kroku, że idealne powroty do dawnej świetności są niemożliwe, gdyż, na skutek obyczajowych wstrząsów, światowe centrum kulturalne przesunęło się na mapie ważności miejsc i znalazło się na innym kontynencie. Znalazło się w ogólnoświatowym tyglu ras nazywanym Nowy York. W rozkrzyczanej stolicy komercyjnego gustu.
Choć Nowy York wyrokuje, decyduje i narzuca modę na odczuwanie dzieła, daleko mu do Paryża; jakkolwiek onegdajszy Paryż jest, w porównaniu do amerykańskiej metropolii, prowincjonalnym, bo zawężonym do Europy, sentymentalnym wspomnieniem po dawnej wspaniałości, to nadal chce być głównym rozdającym karty wstępu na Parnas.
Wyszukiwanie podobieństw między dawniejszym Paryżem, a jego obecnym kształtem, jest przygnębiającym, gdyż nadaremnym zajęciem; zmieniły się czasy, priorytety, kryteria i zapanowały odmienne oceny. Z różnych stron przybyły nowe pokolenia o własnym spojrzeniu na sztukę i nie da się zaprzeczyć, że każdy zakątek tego miasta, każda ulica, zaułek i cmentarz, to monument, legenda, wspomnienie i historia wyżłobiona w kamieniu.
*
Lubczyński przywraca niepowtarzalny klimat, nastrój, atmosferę minionych dni. Podziwiam i jestem zachwycony mistrzostwem warsztatu autora posługującego się polszczyzną odkażoną z hermetyczności. Pisarza wykonującego benedyktyńską pracę. Pełniącego rolę kustosza, który oprowadza mnie po wrażeniach zapadających w pamięć.
Zauroczony opisami Paryża, wędruję po galeriach, mostach i dzielnicach, odwiedzam kawiarniane miejsca sporów, uzgodnień i dyskusji o malarskich kierunkach i rozwojowych tendencjach. Wyobrażam sobie, jak nadsekwańskimi bulwarami przechadzają się postaci moich snów. Widzę Boya zaczytanego w dziełach Prousta, odwiedzającego bukinistów i kabarety artystycznej cyganerii Montmartre, dostrzegam go, jak pochłania utwory Balzaka, pogromcy niewieścich serc i właściciela mrzonek o swoim bogactwie. A także Gombrowicza zmierzającego w głąb siebie. Rozczarowanego, stwierdzającego, że to nie ten Paryż, w którym był wcześniej.
Odwiedzam polską dzielnicę zamieszkałą przez Wielką Emigrację, a w niej skupisko polaków z Hotelu Lambert. I Czartoryskiego, i Chopina i Norwida, Mickiewicza i Słowackiego, jak przechadzają się po mojej wyobraźni.
*
Rozochocony wizjami podróży po mieście, przekraczam jego rogatki i za sprawą autora, znajduję się na obszarze całej literackiej Francji. Podążam śladami Maupassanta, potem Zoli, a w tle pojawia się Albert Camus i nagle mam przed oczami wyobraźni jego filozoficzne, ostrzegawcze i prorocze traktaty dotykające problemów egzystencjalnych, ogólnoludzkich, ważnych i aktualnych, jak rozważania o dżumie! A za nim Sartre ze swoimi dramatami. To zaś prowadzi mnie do myśli, że właściwie nie ma różnicy, do jakiego kraju przynależy określona literatura, bo jest ona międzynarodowym i niepodzielnym dobrem całej ludzkości. Tak jak wspólnym dorobkiem wszystkich narodów jest architektura i technika, malarstwo, rzeźba, fabularne lub muzyczne utwory, że są to naczynia połączone, bo przenika nas to samo dążenie, ożywia ten sam duch, bo wszyscy jesteśmy obywatelami jednego świata i pragniemy być wszędzie naraz.
iWydawnictwo Iskry 2024 r.