Wśród pokojowo nastawionych durni kursowało smętne przekonanie, że ziemie usytuowane na biegunach, nie należą do jakiegokolwiek państwa, lecz są neutralne i wspólne.
Ten wredny pogląd ostał się krótko, bo do czasów, gdyśmy się rozmnożyli ponad miarę i trzeba było produkować, by zaspokoić głód ludzkiego pogłowia. Kiedy nadeszły roztopy mózgów i nastała moda na zaprzeczanie zmianom klimatycznym, do boju wyruszyły zbrojne czeredy dobrych ludzi z kastetami i zaczęły labidzić o terenach, które się im należą.
Na pierwszy ogień Rosja, a w ślad za nią USA, zaczęły krzątać się wokół idei grabieży biegunowych terenów i tym sposobem pokazały światu, że mają nieprzepartą chrapkę na tereny wspólne, czyli niczyje. Na krainy topniejące i odsłaniające swoje bezpańskie bogactwo. Jedno i drugie państwo rzuciło się więc do zawłaszczenia tych obfitych w surowce ziem, a że najbliżej miały do Arktyki, ich łakome oko spoczęło na niej.
*
Kryzys, kataklizmy, dramaty jeden za drugim, tu wojenka, tam ludobójstwo, a my w tan. I dokładamy do pieca, i zapewniamy, że byle susza, powódź, siąpiący deszczyk zatapiający połowę kraju, nie wpędzą nas w rozsądek. To i co, że jesień poprzedza wiosnę i mamy tropikalną zimę w środku lata, a lodowce skwierczą na słonecznej patelni, a wulkany plują czym się da i totalnie jest klawo, jak cholera? W tle owych zjawisk odbywa się granda pod tytułem KORZYŚĆ; kopaliny, zasoby, jak najwięcej strajków w obronie górnictwa, hutnictwa i przemysłu rabunkowego, to grunt.
A ekologia? To piramidalna bzdura, przesąd, wymysł naukowych popaprańców! Ropa jest podstawą przemysłu, turbiną postępu, motorem rozwoju człowieka, a smog, dym i trutka na życie - Bogiem!