Jakkolwiek unikam babrania się w politycznych szambach, niezależnie od mojej woli, wdzierają się we mnie (z siłą wodospadu), wiadomości z pogranicza obłędu. Ledwie otworzę oczy, zanim wypiję kawę, uświadamiam sobie, że jest źle, nie mam do czego wstawać i dokąd się spieszyć. Wtedy ściska mi gardło beznadzieja. Tak wszechpotężna, że nawet chcieć mi się nie chce. Staram się więc nie słuchać, nie czytać, zamykać oczy na pączkujące paranoje przewalające się przez glob.
Ale to nie pomaga, bo choć szukam odtrutki rzucając się w objęcia sztuki, to nadal, niczym senne zjawy, powracają do mnie wojenne zgliszcza. Fotografie miast obróconych w morze ruin. Zdjęcia kojarzące się ze zburzoną Warszawą. Warszawą zwielokrotnioną o codziennie nowe kikuty miast.
*
Bez przerwy prześladują mnie widoki płaczących dzieci, W oczach mam widok worków wypełnionych ciałami ich rodziców. A gdy otwieram gazetę, czy włączam radio, natykam się na rozważania o sprawach nieistotnych. Podsycanych uporczywie, z naciskiem i rozmachem, do znudzenia i obfitego zrzygu. Dowiaduję się o sprawach, które winny być objęte tajemnicą; trzeba, czy nie trzeba do publicznej wiadomości przeciekają poufne szczegóły, plany i zamiary wojennych posunięć. Są ujawniane, szeroko dyskutowane, jakby nie dotyczyły żywych ludzi, tylko planszowych figurynek. Z okrutną niefrasobliwością donosi wrogowi, jakie się ma wobec niego zamiary. Drobiazgowo opowiada o posiadanym uzbrojeniu, a zwłaszcza o jego mankamentach. Wojskowi, cywile, bywalcy batalistycznych filmów, stratedzy wirtualnych bitew, dbają w ten sposób o to, by wróg mógł się przygotować na cios. Uprzedzić go i odpowiedzieć tak, by zabolało.
*
Dopadają mnie analizy i spekulacje o słabnącym zdrowiu Putina, rozgdakane szepty, debaty i komentarze o dyktatorze od lat chylącym się do grobu. O rosyjskim mandarynie uzależnionym od walki o „moje na wierzchu”. W środkach masowego ogłupiania czytam dywagacje o podeszłym wieku satrapy, atakujących go, znikąd donikąd wędrujących rakach. Eksperci od węszenia zmian w człowieczych organizmach i poszukiwacze ukrytej wymowy ich ciał, wnikliwi obserwatorzy ilości sobowtórów, diagności, domorośli spece od autokratycznego życia, snują przędzę frapujących i zmiennych pogłosek o rychłym zgonie lub wyczekiwanym zamachu na jego nadwątlone truchło. Co chwila powstają i znikają, by odrodzić się w następnych konfiguracjach, istnieć w zaktualizowanych wieściach i nowych bajędach. Lecz mimo tych nadziei, analiz mowy ciała, drżączek i paraliżów potwierdzonych zdalnymi diagnozami, putinowska wojna trwa już trzy lata, a kacyk jest nie do zdarcia i przeżyje wiele wróżbiarskich marzeń.