Duszno mnie się zrobiło, to pozwoliłem wyjść myślom przed. I się tak stało. A ten ów specjalista niedomówił mi i niedowiedziałem się po co pytał. Zapytał.
A za chwilkę zajadałem się ogórkami zielonymi, niedokwaszonymi jeszcze wierszami
i znowu w zadumę zapadłem. Ale tym razem obśmiałem się i przyjąłem nawet pewną rolę społeczną: Zajadacza. I tak mnie się miło zrobiło, rozkosznie niemalże, żem zapomniał o tej ramie od obrazu co w niemoim pokoju wisiała. A chciałem ją sobie zapamiętać. I nie zdążyłem, bo poczułem powrót czasu zmęczonego i słońca zgaśniętego, które też chyba nie zdążyło, bo księżyc już wtrynił swe opasłe cielsko. Zahaczyli się.
W tej ramie bym chętnie ich zamknął. Oprawił. Ale nie mogłem już wrócić... tak jakby wiatr wyrwał mi wszystkie myśli z fotografiami. Zasnąłem i chyba się niedopłakałem. Niedoczytałem. Niedotęskniłem. Ale teraz tak można. Teraz podobno wszystko można