Wchodzę do pokoju...

Izabela Wrzesińska

*

Wchodzę do Pokoju Przeszłości.

Drzwi są pokaźnych rozmiarów, ze złotą klamką, z grawerowanymi ornamentami. Paskudny styl, nie pasuje do mnie.

Klepsydra znaczeń, poszczególnych słów i szczególnego słowotoku, odmierza najczęściej nam - ludziom kroki i życiowe decyzje. Ja – szalony pisarz wiem to najlepiej. Ścigam czas, ściągam z niego haracz w postaci postaci, denerwuję się, piję po kątach knajp, zapisuję wersy na ręcznikach papierowych toalet w podmiejskich restauracjach. Nocuję w motelach o podejrzanych szyldach. Zajadam frytki posypane cukrem i afrodyzjakami na śniadanie o pierwszej po południu, bo inaczej nie daj rady pisać. A mój bohater i tak wierci mi dziurę w brzuchu żując krówki ciągutki. Wiruje pośladkami. Może to jednak ona... tylko nie rozpoznałem tranwest-a?

Bim – bam – bom przeznaczenia uderza w żyłę przekonań o niezachwianej równowadze wszechświata. A przecież wszystko może się zmienić z sekundy na sekundę. Wszystkie infantylne tyłki zmienią się w wyrafinowane pupcie podcierane tylko i wyłącznie ażurowym papierem toaletowym. Wszystkie uniesienia dostaną w prezencie po zgonie. Zejdą jak ich właściciele po schodach do heaven.

Klarowne miau miau wybiło mnie z otępienia i otrząsnąłem się ze szlamu zgniłego błocka, w który opatulona była moja dusza. Co robić dalej? Gdzie iść? Po co przystawać po drodze do celu? Może lepiej lecieć dalej, na oślep; zatracić się na amen? W kochaniu i nienawiści... Bo przecież przeszłość osłabia dysk, jeżeli tylko była raz źle zainstalowana.

Po co w ogóle zastanawiać się nad swoim mózgiem? Niby jego rewiry w 80% nie wykorzystane, a schemat myślenia jeden. Utarte koleiny jak utarte ciasto dawno spleśniałe, bo nie dokończone, bo nagle wojna wybuchła... Pass partu odnajdywane co wieczór – ten margines własnych rozpoznań stanu ducha.

Kiedy mniam – mniam urodzaju dreszczy niesie się echem w przestrzeń między galaktykami, stykających się co sekundę ciał - on siedząc na sedesie mruczy z zadowolenia. Mój bohater.

Eeee... – chciałem napisać inaczej: kiedy mniam – mniam urodzaju dreszczy na plecach, po jego dotyku opuszkami palców, odrodzi się na nowo? Kiedy jej przetarte z potu czoło rozświetli podkład rozświetlająco – antystresowy firmy Avon? (Jak fluid może niweczyć stres?- to niedorzeczne!- myślałem, ze fluid jest żeby ukryć wągry...?)

Niby to było. I wazelina, i truskawki z bitą na balkonie. I po co powtarzać?

ALE można coś na klawiaturze wystukać od tyłu do przodu. W życiu się nie da.

Krytykuję, że za ciasno, za mocno mnie tłamsi Format. Ogranicza kulfoniasta zołza kluchowatych wyrzeczeń, ale przecież wiem, że tak chciałem..

Kolorowa gazetka skusiła ją mrugającym neonem liter. „Chodź, zrobimy z ciebie królewnę... chociaż nie jesteś 20-latką, efektowny makijaż odejmie Ci lat...”

Założyła się z nimi, że nie. I pisze, pisze ... i czuje jak się starzeje, słyszy skrzypienie porcelany na nocnym nocniku paranoidalnej schizy gości odwiedzających kluby go –go ...

Płacze, bo wbrew swojej woli wykrzywia się we wszystkie strony. I jest biała, bo nie wychodzi z domu. Żyje tylko w swoich literach. W swoich LITERACH. I literówkach.

Izabela Wrzesińska
Izabela Wrzesińska
Inny tekst · 15 lipca 2003
anonim