Południe

Semi Dolce

Mokra, mokra bo czysta siedzę skulona na łóżku, boję się rozprostować rękę albo nogę, jakby moje ciało zrosło się w dziwny twór, embrion, zrosło wodą, jakby mogło mieć to wpływ na spokój, pozorny, lukrowy spokój, jakby mogło mieć to wpływ na cokolwiek, losy świata, historia, wojny, Romeo i Julia, ja poza tym, to właśnie oznacza spokój.... Otwarte okno wpuszcza świeże, ale jednak dziwnie lepkie powietrze, przypomina o czymś, co się kiedyś stało, nie między nami, między nami nic, chwila stanowiąca powtórzenie przeszłości, albo może nie, znów złudzenie, tylko zapowiedź przyszłości, coś ma się stać, jutro może, ale już nie ty, nie ja. Cisza, cisza lata i słońca, tak różna od tej zimowej, kwiaty, biało-różowe tulipany zastygłe w bezruchu, może lenistwie, długie zielone palce mówią: już, już niedługo, ale to nieprawda, gniotę je w dłoni, zielona krew jest wilgotna i gęsta, to kłamstwo, to już się stało i już nigdy....

Odnalazłam ciebie, odnalazłam zimą, wiedziałam od razu, byłeś we mnie, ale przychodziłeś i odchodziłeś, niepewność była wszędzie, twoje ciepłe i kochane ramiona a potem absolutna obojętność, tuliłeś gdy drżałam z zimna, uciekałeś, mówiłeś: boję się. Łzy rozmyły złudzenie przyszłości, chociaż byłam, spłoszyłeś mnie. Znalazłam spokój bez ciebie wciąż o tobie myśląc, myśli jak natrętne dzieci wchodziły na kolana, krzyczały, nie chciały odejść, ale musiałam je kochać, moje myśli, moje dzieci, zawsze moje, tylko moje bez ciebie. Cieplejsze powietrze, zapach, zawsze ten sam, zawsze, pączki z zielonym oczkiem, zaraz pękną, zaraz wszystko eksploduje, zaleje nas fala zieleni i nie będzie bieli i nie będę drżała, nigdy więcej już, nie ma ciebie. Poukładałam mój świat, poustawiałam moje mebelki, stoliczek, fotelik, łóżeczko, pousadzałam laleczki, buźki z porcelany, jak ja, bez uczuć, zawsze śliczna, dla ciebie, wciąż dla ciebie, bez zmęczenia i smutku, one wirtualnie tylko, wiesz, że są, wiesz doskonale, ale nie możesz ich zobaczyć, porozbijam główki porcelanowym lalkom, może w środku... Przechodzisz obok obojętnie, bez uśmiechu, bez skinienia głową, a ktoś przyniósł te tulipany i znów zaczęłam tkać pajęczynę, może bez sensu, ale od nowa, magia wróciła, bez słów, bez szeptów, ale z wiadomym końcem, pajęczynka srebrna z księżycowych nitek i kropelki rosy, to łzy, nie wiem czy szczęścia, czy rozpaczy, że ty... ich płatki delikatne jak skrzydła motyli, cały mój świat, żyje dwa dni, ale zachwyca, miałeś tam być, ale wszystko, żebym tylko nie stała się zbyt pewna, nie znalazłam siły na tę grę, zrobiłeś się zazdrosny, zdradziłeś jednym zdaniem, nie zdążyłeś przygryźć języka, choć pewnie teraz byś wolał, aż do bólu, do krwi, ma słony smak, metaliczny, ale za późno.

Semi Dolce
Semi Dolce
Inny tekst · 20 sierpnia 2003
anonim
  • szako
    takie teksty mozna produkowac masowo i przypisywac rowniez masowo ponad polowie populacji - malo odkrywcze

    · Zgłoś · 21 lat