Opieram głowę na twojej dłoni, moje są mniejsze, słabsze, mam błękitne ściany, inaczej niż niebo, smutniej, ono bywa czarne, granatowe jak jedwabny szal, którym owijam ramiona, są chłodne, puste, nie ma cię, nigdy nie było, zrobiłam już miejsce, tyle zdążyłam, wiem, że minie, wszystko mija i już się za ciebie nie modlę, za kogoś innego, choć to ty powinieneś, taka miała być kolej rzeczy, przestaję udawać i ludzie mnie nie poznają, tylko ty wiesz.
Robię mnóstwo rzeczy, staram się by tak, jak ty, czasem brakuje siły żeby mądrze, żeby zdrowo, popełniam przestępstwo słodząc świeżo wyciśnięty sok, cedząc go by nie zostały pomarańczowe okruchy, nie lubię ich, to smutne słowo, wszystko staje się czyste, nowe, inne, wolę ciemną przeszłość, sprawy niejasne, wlewam do wanny biały gęsty płyn, pachnie, ja pachnę cała, nie ma już twojego zapachu w mojej pościeli, nigdy nie było, wyobrażałam to sobie, opowiadałeś i ja wyobrażałam sobie zapach i smak, żałuję tylko tego, co się nie stało, zapalam papierosa wciąż i wciąż, nie lubię kiedy palisz, to moje płuca, moje, muszą być silniejsze ode mnie, nic już nie wiem, nic nie umiem, tylko piszę, palce same po klawiaturze, znają ją na pamięć, nie mylą guziczków, nie błądzą tak jak po twoim ciele, to było nowe, każdy centymetr kwadratowy twojej skóry, wielka tajemnica, zagadka, chłonęłam rozkosz całą powierzchnią siebie, gubię się w tobie, nie, to ty we mnie, odnajdujesz moje usta, moje oczy, moje piersi, i nie ma nic poza tym, rytm twojego oddechu zgodny z rytmem mojego serca, za szybko, nie są to mądre słowa, myśli nieułożone, nie miałam czasu ich poukładać, chaotyczne, ale o tobie, coraz mniej, ktoś pomaga, ktoś jest i tylko jedno słowo, moje paznokcie błyszczą, kupiłam jasną szminkę, dla ciebie, wolę ciemne, moje usta bez złudzenia niewinności, moje wargi, których nigdy nie gryzłeś, nieznany dotyk, za którym tęsknię, raz, chociaż raz.