1 Z Adama zrodziła się Ewa. A z Ewy do Ciebie uczucie. Wielka granica jest liczbą.
I przejściem w nowe wrażenia. A denną istotę deszcz moczy złoty. Tyś to obłokiem
wilgoci. I Twoje imię świat mój naiwny przyjmuje.
2 Wśród pożegnania z różowym nauki domem znalazło się miejsce na kontakt.
Biednego rozbitka wyciągam z wody. A tratwą jest moje ciało. Podzięki nie usłyszałem
żadnej. A mój czyn miłością zwierzęcą nazwano.
3 Nastaje zabawy epoka i czas walki w sobie toczonej. Płomień malutki wciąż żyje.
Tłumiony sprintem po bocznych ścieżkach rzeczywistości. Potęgę pragnę mu nadać.
4 Minki wyznanie tak głupie. Jak ja sam jestem.
5 I Twoja ziemia. Nocne odwiedziny. Odchodzisz z pierwszą kobietą świata.
A we mnie płynie strumień zazdrości.
6 Muzyka krzyku i we mnie krzyk budzi. Królem Cię czyni w oczach mego serca.
Teatralnie żywot kształtuje nieprawdziwy. A wszystkim w rozpacz nad własnym
losem popycha.
7 Sztuka przypływem nowym się staje. Na schody wprowadza mnie Dulcyneusz.
Tak. Ty nim jesteś. I w elegancji przez brąz chwytasz światło. Czar na mnie
rzucasz kolejny. A całość aktora pozyskuje innego. Ciebie.
8 Śpiew mój technika oddaje Tobie. Bokiem burza przechodzi. Szczędzi mi bólu,
ale nie złości. Jawią się Twoje realia.
9 I moja ziemia. Odwiedzasz ją nie samotnie. Cel masz przecież konkretny.
Lecz mnie nie raduje.
10 Przez chmury zaniedbań promień przebija. Blask jego diabelsko egoistyczny.
Jak śmierć za młodu. Tak blask ten boli. Lecz Twoje przekonania są harde.
11 Aż do namiastki dziecka epoki. Do godzin z dzwiękiem i płynem na radość.
Nabiera Twój obraz barw pozaziemskich. I nagle blednie. Chwile.
Niedoskonałości tak błahe. Słowa. Coś jeszcze. Uczucie w przestworza ucieka.
A łzy nie ronię najmniejszej.
12 Ciepło gwiaździstych promieni i nowa osoba w przedsionku.
Zapomnienie Syrena przynosi. Lecz krzyk ten sam po utracie.
13 Miliony witają dzień wojny. A Ty niegotów do boju. Zjawiasz się tradycyjnie.
Historyczne masz wejście. Jak król sokołów. I dziecko o twarzy anioła.
Łączysz w sobie ich piękno. Koroną jest Twoja głowa. Wiatr Ci włosy rozwiewa.
Przydługie. To cudowne wrota do dziewiętnastego stulecia. Nie liczę się z prawdą.
Uczucia są tu niepodważalne. Przestworza zwracają moją własność.
14 Liczenie. Statystyką mój świat żywi się już na dobre. A drzwi do krainy snów stoją
dla Ciebie otworem. Jesteś tam Panem.
15 Przestworza ponownie mnie okradają. Lecz teraz inaczej. Czyżby na stałe?
Pod nazwą nie kryje się przestrzeń. To coś bliższego. Czas jest rabusiem uczuć.
A pomocnikiem mniej sprytnym umysł.
17-19 października 2000r.