Pociąg miłości

marcinhaba

Mówisz mi, że już mnie nie kochasz. To smutne, myślę sobie. Patrzysz na mnie i widzisz obcego człowieka, obcą dłoń głaszczącą Twe włosy. Aż w końcu i pocałunek jest już całkiem inny, zupełnie lodowaty i wyzbyty uczuć. Wytrawione spojrzenia, znudzone gesty, nieprzyjemny dotyk. Może to i dobrze...

Dziś pomyślałem o Tobie. Choć to już było tak dawno to nadal tańczysz w mojej głowie, uśmiechasz się i trzymasz mą dłoń. Zupełnie tak jak kiedyś tylko mniej realnie. Chyba nie potrafię zapomnieć. Pamiętam wszystko tak jakby to było wczoraj. Czuję zapach Twych perfum, które kiedyś wchłaniałem nozdrzami pożądania. Słyszę Twój szept i pragnę Cię tak jak w dniu naszego pierwszego spotkania. Wtedy, gdy po raz pierwszy złączyliśmy spojrzenia, usta i ...dusze.

...a nad naszymi głowami rozpoczął się bal. To demony miłości tańczyły w rytm naszych gestów. To właśnie tam i właśnie wtedy staliśmy się jednością, jedną duszą i jednym ciałem. Nasze szybkie oddechy i spragnione usta podsycały podniebną muzykę. Poczuliśmy to oboje, bo przecież byliśmy już jednym.

A pamiętasz, gdy czas się dla nas zatrzymał? To było dużo wcześniej, na samym początku. Siedziałaś na ławce i liczyłaś przechodniów. Przechodziłem obok i zerknąłem w Twą stronę. A Ty zrobiłaś coś, co sparaliżowało mój umysł i nie pozwoliło odejść. Uśmiechnęłaś się do mnie. Stu rozwścieczonych amorów rozrywało mą duszę by miejsce zrobić dla Twojej. Ależ się namęczyłem by maskować uczucia. Usiadłem obok i zanuciłem coś myślach, a Ty szepnęłaś: „Ładna melodia”. I tak to się zaczęło...

Pamiętam wszystko. Powietrze miało zapach przygody, był wrzesień a Ty miałaś na sobie zielony płaszcz, ten który tak bardzo lubiłaś. Spytałaś: „Słyszysz? Pociąg jedzie w oddali.” Nie słyszałem. Dotknęłaś mej skroni i wtedy usłyszałem. Bardzo cicho i niewyraźnie. Chyba coś mówiłaś, nie jestem pewien. Delikatnie głaskałem Twój policzek. Przechodzący ludzie nawet nas nie zauważali, szli dalej wpatrzeni w chodnik. Słońce tonęło za horyzontem w mętnej poświacie codzienności. Zegar na wierzy wybił godzinę a spłoszone ptaki wzleciały w przestworza. Tyle się wokół działo a my byliśmy jakby w oddali tego wszystkiego. Dla nas ta chwila była wiecznością na sinoszarej autostradzie życia. A pociąg mknął prosto na nas, jeszcze daleko, ale coraz bliżej. Stukot kół wybijany przez bicie naszych serc nasilał się. Złapałem Twą dłoń i pociągnąłem do siebie. Tak mocno się przytuliłaś. Twe wargi lekko drgały a ja słyszałem go tuż za nami. I wtedy złączyliśmy nasze usta w namiętnym pocałunku. Wszystko płonęło w ogniu pożądania. Zamknąłem oczy i nastała cisza. Cisza, którą mogło przerwać tylko jedno. Patrzeliśmy sobie w oczy i szepnąłem Ci do ucha: „Kocham”. Pociąg uderzył w nasze serca i od tej chwili...

Czasem myślę, że nadal jesteśmy razem. Choć tak daleko to jednak blisko. Daleko ciałem, blisko wspomnieniami. Czy Ty też czasem o mnie myślisz?

I gdy tak pływałem w oceanie czasu, rozległ się dzwonek. Wieczorny gość? Kto wie... Idę otworzyć. W drzwiach stoisz Ty. Uśmiechasz się i mówisz: „Słyszysz? Jedzie pociąg.”

marcinhaba
marcinhaba
Inny tekst · 30 października 2000
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    Misia
    Uwielbiam takie historie! trzeba mieć do takich rzeczy jednak talent :) ja tez pisze czasem historie ale chyba nigdy nie będą takie jak ta Twoja...a może kiedys? ... hm świetnie tak trzymaj! :)

    · Zgłoś · 17 lat