kierowały wzrok z głowy na głowę
szukając bratniej duszy
zobojętniałe ruchy zakreślały kręgi - tęcze wiosny
głębiej serca chowając
jeszcze głębiej mnie
chronić
kolorowe lampki choinkowe dokoła monitora - mają pomóc biegnąć. biegnąć dalej i dalej. i nie ważne czy ktoś będzie ze mną, czy nie. czy będzie zimno - jeśli tak to zmarznę. grzeniec galicyjski wypełni mą duszę ciepłem gazowego palnika. będę pseudoszczęśliwą marionetką i powiem "mektub" zwieszając głowę nad moim obrazem.
kilka zwyrodniałych dusz przypomni sobie o mnie. poprosi o fajki odpowiem tak samo jak zawsze:
- nie mam, nie palę.
i będą prosić nie tylko o fajki, i udzielę im nie tylko tej jednej wzorcowej odpowiedzi. napiszę kilka ostrych słów - w imieniu historii, której mnie uczono kilka lat temu. opowiem, o naszych przodkach - byś pamiętał jak żyć. i umartwiać się dokładnie tak samo jak 40mln. żywych tylko ciałem (choć nie do końca) polaków.
będę biegł. podeptam wrażliwych butami ze skóry. podeptam silnych - stłamszę ich dusze. by osiągnąć swój cel. swoje pragnienie. trochę ciepła grzańca galicyjskiego i spokojny pokój z widokiem na giewont. obraz tego niemego rycerza przywoła łzy na chwilę. da tą sekundę zapomnienia, której niektórzy szukają w kobiecie. da mi wiarę w coś stałego. w coś czego nie znajdę wśród ludzi. będzie przy mnie tam zawsze. ze stalowym krzyżem na ustach - on strzeże jego przysięgi milczenia.
i sprowokuję rycerza. i przestanie spać dla mnie. wstanie. uniesie dłoń. byś uwierzył w niemożliwe. w kilka chwil radosnych bez szaleństwa. bez bohaterstwa. takich kilka normalnych dni.
i zatrzymam się dopiero tam. na chwilę. potem pobiegnę na to jedno w swoim życiu spotkanie. na tą jedną jedyną chwilę. tą dla której żyjemy. i powiem mu:
- witaj.
on mi nie odpowie, nigdy nie odpowiadał to dlaczego miałby właśnie wtedy coś gadać? i powiem mu:
- chciałem być dobrym człowiekiem, ale nie dałeś mi szansy kochać całym sercem. chciałem pomagać, a oni nie chcieli pomocy. więc biegłem. co dnia dalej i dalej. biegłem na spotkanie z tobą. a ty nie chcesz mnie teraz rozgrzeszyć. wiem nie zasłużyłem.
i nic wiecej nie zdążę powiedzieć.
pójdę do ziemi. tam jest przynajmniej spokojnie. bo jak wszsycy idą do nieba to tam na pewno niezły tłok i ciasno. w ciepłych spokojnych płomieniach palących sumienie i umysł duszy. wypocznę przez wieczność. i może dopiero to mnie wyleczy. z obsesji do boga cichego w trójcy jedynego, który wołał kiedyś do ludzi - bracia.
a potem. gdy skończy się wieczność. i przyjdzie chaos - ten z którego powstał on. i powstanie on znowu. narodzę po raz drugi. i będę sobą. i znowu pobiegnę mu na spotkanie.
wieczne koło bezsensu. tak to będzie.