Każdy kiedyś przechodzi okres początków. Takich barokowych, albo wręcz popartowych. Są też początki łóżkowe, przesiąknięte rozrywającym dźwiękiem telefonu albo płaczem matki i wtedy naprawdę chcesz coś zmienić. Na przykład dzisiaj w nocy zrobiła mi się na mięśniu gładkim nibydziura i koło piątej odkryłam, że hula w niej wiatr prosto ze szkiełka Kaia. Pomyślałam o tym kontrolowaniu snów, wiesz, tak jakbyś był w grze komputerowej, trochę przerażające, ale fajne, co? Potem w wolny strumień mojego umysłu wpadł koliber, odrobinę podstarzały, z łysizną i powiedział do mnie swym dziurawym swetrem: przecież ktoś już wcześniej to za nas zrobił, prawda? No właśnie, odparłam cicho, wycinając sobie na palcu pierwszą osobę liczby mnogiej. Od ssania trochę mi zdrętwiały usta i jedyne słowo jakie mogę wymówić to Twoje imię, a z boku zupełnie bezwstydnie pieprzą się dwa pączki. I w całym chaosie zastanawiam się - gdzie jestem jeszcze ja i moje dzieciństwo, odkrywam się na nowo, trochę zmodyfikowaną, to tu to tam sterczą jakieś śróbki, ale koniec końców podoba mi się to dziwne zjawisko zwane życiem.
ale wylatuje za ortografa :(
na pewno chodziło Ci o 'łysiznę' (chorobę)
a nie 'łysinę' ?