Moje gratulacje Prezydencie Obamo, kiedy firanka pływa miękko na wietrze i żal mi tych wszystkich skłóconych dni. Kładę na nich plamę beżu, kleistą i lejącą się jak miód, którym niedawno wysmarowałam kilka chwil. Jesteśmy tym musem smutniejszym niż czerń, bo nie zwraca uwagi, po prostu wtapia się w tłum. Kochanie, trochę mniej konwersacji i trochę więcej życia, więcej skoków wzwyż. Gdzieś w szerokim świecie chwieją się Nagrody Noble'a i szeregi karabinów w Afganistanie, chwieją się żołnierze na swych ciężkich nogach. Moja wielka wojna rozgrywa się tu, w środku, huczy we mnie wieczny huragan bólu. Rodzi się we mnie zrozumienie, wieczna zagadka słabości. Jesteśmy dziećmi z błękitnych jumbo-jetów, wszyscy lecimy donikąd na plastikowych skrzydłach kupionych przez tatusia.
"Rodzi się zrozumienie, wietrzna zagadka słabości" Bo skoro słabość jest zagadką, to niech wyraz wietrzna przyda zrozumieniu tej ulotności.
Ale to tylko taki pomysł. Całość rzeczywiście niesamowita.