Mój dziadek jest dziewica

Czarna Boni

Nad rzeką spacerowała dwójka ludzi. Mimo romantycznego nastroju, nie wyglądali na parę. Może było to skutkiem dość dziwnej rozmowy, która prowadzili. Brzmiała ona mniej więcej tak:

-Pracuję w radiu.

-Pracuję, czuję, kopuluję.

-Nie bądź głupiutkim zwierzątkiem. Mam kasę.

-Dla kasy, robię wygibasy.

-Idiotyzm.

-Wiem, ale trzeba się dostosować.

-Dostosować do czego?

-Do szarej masy. Jeśli żyjesz w chlewie, to stajesz się świnią. To proste. Nie ma odwrotu.

-Wierzysz w przeznaczenie?

-Nie. Gdyby istniało przeznaczenie, to oznaczałoby, że musi istnieć też Bóg, a ja jestem ateistą.

-Z przekonania, czy z przyzwyczajenia?

-Raczej z przyzwyczajenia. Wierzący mają swój bezsensowny porządek świata, a ja mam swój.

-Rozumiem, pozowanie na dołersa, autsaidera i nihilistę. - Przez drogę przebiegł biały kociak. Kobieta stanęła i splunęła za ramię.

-Biały. -Powiedział mężczyzna.

-I co? Ty masz bezsensowny porządek świata, a ja przesądy.

-Tak- iluzja posiadania władzy choć nad samą sobą. Daj sobie spokój.

-Dałam- nie wyszło.

-Myślisz, że nirwana jest nieosiągalna?

-Mnisi buddyjscy budują parkingi i jeżdżą BMW.

-Depresja bije mnie w czachę.

-Spójrz jak dymią kominy.

-Dawniej ludzie mówili- patrz jak świeci słońce.

-Teraz nie ma słońca.

-Mówiłaś, ze to ja pozuję na dołersa...

-Wiesz, boli mnie każde słowo. Nie mam siły myśleć o szczęściu.

-O bólu jest łatwiej?

-Chyba łatwiej.

-Czemu?

-Ból jest bardziej artystyczny. Łatwiej wyrażalny.

-Nie masz racji- prawdziwy ból jest zupełnie niewyrażalny.

-A Nirvana, Kurt?

-Nie jesteś Kurtem. Nie powinnaś go udawać.

-Nie udaję. Wcielam się w niego bezwolnie. -Kobieta westchnęła i otuliła twarz zieloną chustą. Każdy, kto znalazłby się wtedy nad tą rzeką urzeczony patrzyłby na prześwitujące przez jej sylwetkę słońce. Jednak mężczyźnie postać kobiety wydawała odrażająca. Oboje patrzyli z obrzydzeniem na siebie i otaczającą ich przyrodę. Właściwie nie widzieli jej, a tylko dymiący komin, którego tak naprawdę nie było.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dałem jej to do przeczytania. Powiedziała:

-Wiesz, masz chorą duszę.- Zdziwiłem się. Zacząłem rozprawiać o artyzmie i innych bzdurach.

-Nie musisz mi wmawiać, że twoja choroba jest sztuką, to nieprawda. Ty nie potrafisz dostrzegać piękna. - Okropnie mnie uraziła swoimi słowami. Nawet ONA mnie nie rozumie, nawet ONA! Przecież tylko opisując brzydotę, można dostrzec piękno, tylko znając pustkę

docenia się głębię. Jedynie w bezsensie, da się wyrazić sens. Skuliłem się w kącie

-Nie potrafię cieszyć się życiem.- Pomyślałem. - Nie potrafię przez nich.

Ukazał mi się anioł:

-Ty jesteś winien!- Powiedział.

Bzdura! Nie było żadnego anioła, sam go sobie wymyśliłem. Nic nie powiedział, bo już to od dawna wiedziałem. Jednak miło mieć jakieś usprawiedliwienie. Miło mieć jakiś "ich"- chłopców do bicia, wcielenia do wad, ludzi od brzydoty, cierpienia i tego wszystkiego, co wydobywa psycholog podczas standardowej kuracji- archeologii duszy.

M. u s z ę z a m. k n ą ć k s i ą ż k ę, z g a s i ć t e l e w i z o r, z b u r z y ć d o m. i i ś ć s z u k a ć p r a w d z i w e g o p i ę k n a.

To banalne, ale wolę być żałosnym i szczęśliwym miernym artystą, niż awangardowym, utalentowanym nieszczęśnikiem z chorą duszą i obrzydzeniem dla całego świata. Sek w tym, ze nie potrafię być szczęśliwy, będąc miernym artystą...

Czarna Boni
Czarna Boni
Inny tekst · 28 lutego 2001
anonim