-Pracuję w radiu.
-Pracuję, czuję, kopuluję.
-Nie bądź głupiutkim zwierzątkiem. Mam kasę.
-Dla kasy, robię wygibasy.
-Idiotyzm.
-Wiem, ale trzeba się dostosować.
-Dostosować do czego?
-Do szarej masy. Jeśli żyjesz w chlewie, to stajesz się świnią. To proste. Nie ma odwrotu.
-Wierzysz w przeznaczenie?
-Nie. Gdyby istniało przeznaczenie, to oznaczałoby, że musi istnieć też Bóg, a ja jestem ateistą.
-Z przekonania, czy z przyzwyczajenia?
-Raczej z przyzwyczajenia. Wierzący mają swój bezsensowny porządek świata, a ja mam swój.
-Rozumiem, pozowanie na dołersa, autsaidera i nihilistę. - Przez drogę przebiegł biały kociak. Kobieta stanęła i splunęła za ramię.
-Biały. -Powiedział mężczyzna.
-I co? Ty masz bezsensowny porządek świata, a ja przesądy.
-Tak- iluzja posiadania władzy choć nad samą sobą. Daj sobie spokój.
-Dałam- nie wyszło.
-Myślisz, że nirwana jest nieosiągalna?
-Mnisi buddyjscy budują parkingi i jeżdżą BMW.
-Depresja bije mnie w czachę.
-Spójrz jak dymią kominy.
-Dawniej ludzie mówili- patrz jak świeci słońce.
-Teraz nie ma słońca.
-Mówiłaś, ze to ja pozuję na dołersa...
-Wiesz, boli mnie każde słowo. Nie mam siły myśleć o szczęściu.
-O bólu jest łatwiej?
-Chyba łatwiej.
-Czemu?
-Ból jest bardziej artystyczny. Łatwiej wyrażalny.
-Nie masz racji- prawdziwy ból jest zupełnie niewyrażalny.
-A Nirvana, Kurt?
-Nie jesteś Kurtem. Nie powinnaś go udawać.
-Nie udaję. Wcielam się w niego bezwolnie. -Kobieta westchnęła i otuliła twarz zieloną chustą. Każdy, kto znalazłby się wtedy nad tą rzeką urzeczony patrzyłby na prześwitujące przez jej sylwetkę słońce. Jednak mężczyźnie postać kobiety wydawała odrażająca. Oboje patrzyli z obrzydzeniem na siebie i otaczającą ich przyrodę. Właściwie nie widzieli jej, a tylko dymiący komin, którego tak naprawdę nie było.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dałem jej to do przeczytania. Powiedziała:
-Wiesz, masz chorą duszę.- Zdziwiłem się. Zacząłem rozprawiać o artyzmie i innych bzdurach.
-Nie musisz mi wmawiać, że twoja choroba jest sztuką, to nieprawda. Ty nie potrafisz dostrzegać piękna. - Okropnie mnie uraziła swoimi słowami. Nawet ONA mnie nie rozumie, nawet ONA! Przecież tylko opisując brzydotę, można dostrzec piękno, tylko znając pustkę
docenia się głębię. Jedynie w bezsensie, da się wyrazić sens. Skuliłem się w kącie
-Nie potrafię cieszyć się życiem.- Pomyślałem. - Nie potrafię przez nich.
Ukazał mi się anioł:
-Ty jesteś winien!- Powiedział.
Bzdura! Nie było żadnego anioła, sam go sobie wymyśliłem. Nic nie powiedział, bo już to od dawna wiedziałem. Jednak miło mieć jakieś usprawiedliwienie. Miło mieć jakiś "ich"- chłopców do bicia, wcielenia do wad, ludzi od brzydoty, cierpienia i tego wszystkiego, co wydobywa psycholog podczas standardowej kuracji- archeologii duszy.
M. u s z ę z a m. k n ą ć k s i ą ż k ę, z g a s i ć t e l e w i z o r, z b u r z y ć d o m. i i ś ć s z u k a ć p r a w d z i w e g o p i ę k n a.
To banalne, ale wolę być żałosnym i szczęśliwym miernym artystą, niż awangardowym, utalentowanym nieszczęśnikiem z chorą duszą i obrzydzeniem dla całego świata. Sek w tym, ze nie potrafię być szczęśliwy, będąc miernym artystą...