Telefon, to musi być telefon. Odbieram.
- Hej..
- No, hej...
- Czytałam...
- Która godzina?
- Obudziłam cię? – miała słodki głos.
- Tak jakby... – podrapałem się po brzuszku, przewracając się na drugi bok.
- Czwarta... po południu.
- Imponują ci pisarze wstający tak późno?
- Kiedy noc jest stworzona by tworzyć...
- Dobrze to ujęłaś, więc czytałaś tekst, tak?
- Tak, wspaniały.. może inaczej ciekawy – a to najważniejsze. Mam tylko jedno pytanie..
- Taa?
- Dlaczego nazwałeś jedną z ulic moim nazwiskiem?
- Naprawdę?
- No.... jakoś tak ciepło mi się na serduszku zrobiło. Powiedz jeszcze, że o mnie śniłeś i się cała roztopię.
- Ja... to... przypadek. Nie myślałem nad tym...
Przestraszyłem się i odłożyłem słuchawkę.
Siedziałem z kumplem przy piwie. Dwie godziny po tym dziwnym telefonie. Myśl zagnieździła się gdzieś głęboko i nie chciała mnie opuścić. Jak to się stało, że nazwałem ulicę jej imieniem? Jak? Przecież nie specjalnie, nie umyślnie. Pierwsza lepsza nazwa jaka mi przyszła do głowy. Ale dlaczego, akurat jej nazwisko. To zbyt ... nie, to nie mógł być przypadek.
- Wiesz, nie daję mi to spokoju.
- Pamiętaj, że nie tworzysz z niczego. To nie perpetum mobile, stary. Opowieść – każda opowieść to plastyczna masa, która powstaje z ciebie. Z twojej...
- ... podświadomości. – użyłem pierwszy raz słowa którego bałem się bardziej niż totalitaryzm.
- Dokładnie – podświadomość. To fascynujące..
- .. raczej przerażające. – stwierdziłem..
Kumpel w ogóle nie zauważył mojego wtrącenia i ciągnął dalej.
- Gdybym umiał tak pisać jak ty, oj stary. Mógłbym się tyle o sobie dowiedzieć. Usiadłbym i przeanalizował swoje opowiadania, one by...
Ręce zaczęły mi drgać. Wstałem od stolika i nie odwracając się wyszedłem. W drzwiach jakiś znajomy chciał mnie przywitać – uciekłem, a nie uciekałem już od tak dawna.
Leżał. Ja. Leżało ciało. Siedziało ciało. Na środku pokoju. Na środku pracowni. Utopiony we wydrukowanych stronnicach własnych historii. Nie mogąc się poruszyć. Leżał tam. Ja. Ciało. To ciało. Ten człowiek. Jaki jestem, jaki on jest..... jaki skurwysyn. Przeanalizował, przeanalizowałem to wszystko. Te wszystkie historie – postać po postaci, scena po scenie. Jestem skurwysyn. Jaki skurwysyn. Jaki... niedorajda, jaki zdrajca, jak kłamca, jaki żałosny strzęp pokiereszowanej wewnętrznie jednostki. Jaki... ja. To wszystko najgorsze. Te najokropniejsze rzeczy. To była prawda. Nie musiałem być pewny. Po prostu się utopił. Ciało. Dusza. Po prostu się w tym utopiłem, zachłysnąłem. Nie mogę się ruszyć. Kreacja to broń – obusieczna.
Pierwszy oddech.. nie, źle... powtórny oddech po śmierci. Śmierci czegoś co można nazwać maską. Maską, którą kiedyś odrzucałem, by popaść w maskę zupełnie inną. Maskę fikcyjnych zdarzeń. Zdarzeń, postaci, które były we mnie. Teraz... teraz... teraz muszę wstać i pogodzić się z tym. Odwróciłem się na plecy. Nie.. jeszcze nie. Poopalam się jeszcze na tej kupie białej zadrukowanej podświadomości. Odpocznę.
Co się stało? Czyżby sen minął. Stanąłem w twarz z każdą z postaci, którą stworzyłem. Spojrzałem im w oczy. To była cała kompania. I poczułem to. Poczułem się jak ich ojciec. Po szoku przychodzi świadomość i spokój i coś jeszcze – zrozumienie i ciepło do nich. Każda z nich była mną. Każda z nich po części. Kiedy odpocząłem, zaakceptowałem ich. Zaakceptowałem moje dzieci. Nieślubne dzieci świata, który mnie otacza i mojego wnętrza. Przygarniam was. Odpuście mi moje winy. I one mu przebaczyły.
Nie tylko zło. Nie tylko zło tam było. I liryczność, i miłość, i sympatia. W większości sympatia. W większości identyfikacja, w większości zrozumienie i ponad tym wszystkim, z czym się dzięki nim pogodził spotkał siebie takiego jakim jest. I na pewno nie był to skurwiel.
I pozostał mu jeszcze wywiad. Wywiad z samym sobą. Niektórzy mogli by to nazwać chorobą. Ale to była tylko ta pigułka po której...
- Dlaczego to robisz?
- Tylko to potrafię.
- To nie odpowiedź. Ponawiam pytanie, dlaczego to robisz?
- Bo kocham kreację.
- Rozwiń to...
- to.. jak akt stworzenia. Jak dawanie życia. To jak sianie ziaren na polach ludzi, którzy to później czytają. Bo jeśli jestem pewny jednego... to.. właśnie tego, że nawet jeśli człowiek jest ograniczony i nie mogący pojąć rzeczy takich jak życie czy śmierć.. to te pola.. w których sieje... to najbardziej doskonała rzecz z jaką człowiek może obcować. Piękniejsza od przyrody, od zagadek egzystencjonalnych, od...
Istota położyła mi palec na ustach i powiedziała słodkim głosem. – „Nie musisz już nic mówić.” I uśmiechnęła się.
..była to pigułka po której ożeniłem swoje wnętrze z otaczającym światem. A moje dzieci – moje i świata nie będą już bękartami, które chcą zniszczyć ojca, matkę-świat pewnie też. Będą kochane i będą szczęśliwe. Nie będą przerażać. Piąta rano... zamykam oczy. On zamknął oczy. Śpi - zobaczycie jak słodko. Ten ranek przyniesie kolejne sny, których nie będzie pamiętać. To są także jego dzieci. Bo zawsze mu się coś śni. Można to nazwać płodnością... chyba.. ale ja to wolę nazywać zbawieniem. A on śpi.
Siedziała w kucki na środku pokoju. Uśmiechała się. Lubiła tu przebywać. A ja choć wyobcowany i niechętnie przebywający z ludźmi lubiłem, gdy tak siedziała. W tamtym momencie patrząc na nią... „zasiali górale żyto...”.
- Wiesz niesamowitą rzecz ostatnio przeżyłem.
- Kolejny kwas? – przekręciła głowę.
- Nie tym razem. Tym razem to była moja podświadomość.
- Eeee to już było. To już było w tym strumieniu świadomości.. tym.. no wiesz.
- Wiem, ale tym razem to było.. bez maski. To było czyste, przerażające z początku, ale i piękne. To był ślub.
- Nie do końca rozumiem, ale może napiszesz o tym opowiadanie?
- W nocy.
- Noc jest stworzona by tworzyć.
- I śnić.... – odchyliłem głowę do tyłu zamykając oczy.
„Jak dobrze że potrafię pisać takie opowiadania.. ta zdolność.. to błogosławieństwo.. rozmowy z tym co we mnie.” – pomyślałem. Podświadomość już szykowała odpowiedź.
Szósta osiemnaście. ... koniec... idę spać. Bo jeśli nie, to za chwilę będę się tępo gapił w monitor. Pod kocyk kapitanie.. pod kocyk.
{Zbieżność postaci i wydarzeń w powyższym opowiadaniu jest czysto przypadkową. Wszystkie zaistniałe tu wydarzenia i problemy są wytworem czystej fikcji}
to tylko ja ożeniony ze światem...