to lepsze niż kilka wyjść, któregokolwiek nie wybierzesz i tak przyjdzie ci popatrzyć w dół- tak daleko daleko, gdzie brzuchy węży pieszczą ziemię swoja modlitwą, wzleć jak ptak- by stać się jednym z tych, którym pięta zmiażdżyła głowę
dlaczego zęby, tak zaciśnięte, ich moc, dlaczego nie pożrą ust, twarzy- niech zaspokoją się moim głodem miast trwać w swej nieruchomości, mieląc przekleństwa i plując marzeniami
moja wdzięczność ma granice mego ciała
zabijam wzrokiem
patrzę w oczy kruka, właśnie teraz widzę jego tajemnice, choć jest tylko cieniem
mgła wzroku nie dostrzega okrucieństwa, dobroć nie chce zabijać, lecz czyni to
mimo wszystko
pozdrawiam mrok, który nadchodzi, zasnuty płaszczem zmierzchu, słyszę jego krok, miarowe serce zaświatu wciąż bije na przeciw, na przekor, kształt na tle chmur
krzyk śmierci rozdziera zasłony, nagość wraz ze wstydem pieszczą tronu stopnie
wciąż w dół, głębiej i dalej, pośród ciemności i okruchów wspomnień, idzie ktoś samotnie...
ptak w sercu wilka
znów jestem w tym samym miejscu, tak dawno stad uciekłem... lecz zawsze powracam by kolejny raz spotkać się ze śmiercią, oko w oko, bez lęku, moja muzyka jest moją siłą, ogień przesądzonej walki spopiela bliskość twarzy, uczuć i myśli... chce jeszcze raz to przeżyć- moje życie... nim odejdę... nim powrócę kolejnej jesieni...
... pora umierania
niezmierzone pokłady mam w sobie, mam w sobie piekło, mam piekło, mam w sobie. A ty mówisz, że jestem dobry, choć nie widziałaś jak tańczyłem z diabłem przy świetle księżyca... jestem dobry, lecz ta dobroć jest chora, jest chora, więc bądźcie dalecy bym was nią nie zranił, bądźcie dalecy bowiem dosyć mam śmierci.
... a ty mówisz że nie znasz smaku mojej nienawiści
- jak to jest, że widzę krew na rękach?
... moje ręce, które kiedyś pisały czerwienią...
zabijajcie wilki, zabijajcie je gdy zobaczycie pianę na ich wargach pełnych wściekłości... moja wdzięczność aż do śmierci.
Przyjdźcie a ja was powitam, ja was ugoszczę... mój śmiech rozsiewa się strachem, wciąż pragnę... ukażę wam moją wściekłość, nagość warg wam ukażę... a wy mnie zabijcie.
powiedz: wiatr w jego włosach
czy jeśli nie ma on włosów, oznacza to iż wiatru także w nich nie ma?
jeśli nie ma go w jego włosach, to czyż należy dać wiarę jego istnieniu?
wiara, która góry przenosi...
Czatyrdach
szczyt tak blisko, mój wzrok z daleka syci swoje zwycięstwo, którego czas jeszcze nie nadszedł, tak blisko gdy patrzysz- idź i rozdzieraj swoje ciało, jak dłuży się droga kropli potu po skroni, wyschłe usta bez pieśni, pełne pragnienia, lecz wzrok wciąż jest na szczycie i drwi, i woła- pójdź, ja ci to wszystko ukażę, pójdź...
cena oczu przerasta możliwości ciała
jestem ptakiem
jak wiec spojrzysz na kogoś kto jeno obserwuje, kto spogląda na mijających
go wędrowców- w pędzie szaleńczym, w nieustającej pogoni, spokojnie i z
godnością lub na czworakach żebrząc niedostąpionego miłosierdzia?
"... czy nie lepiej jest, nieświadomym być- tak jak małe dziecko- nie
wiedzieć nic..."
przekleństwo na tron, z którego stopni oczy pałające zmęczeniem śledzą walkę
słońca, księżyca i umieranie gwiazd- siewca prochu pyl zbierze, żałoba
oblecze twarz w popiół- piołun... zaspokoi pragnienie i wszechobecną gorycz.
niech ci się stanie według słowa twego
Tak rzecze prawo- niech słowo stanie się ciałem by zaznać mogło bólu i ran,
które zadaje.
zaprawdę- wiele jest niebezpieczeństw, wiele więcej niźli sposobów ich
unikania. Jak to jest, ze więcej widzi jedno oko mimo iż cyklopi są szaleni?
choroba toczy niebo- zły kolor, złe łzy, złoto obleczone w purpurę i
czerń... śpiew ku czci staje się jękiem... martwe ptaki aniołów zajedno
ścielą pustynie i żyzność gleb... otwarte wód podwoje dają nam siebie by
wziąć nas k'sobie
i tak toną kamienne bezduszne serca
wilki i ludzie
jesteśmy tu po to by grzeszyć, żyć w zepsuciu i cierpieć po śmierci- tak mi dopomóż... jesteśmy kowalami swego losu dźwigając krzyże drzew martwych... najsłodsze objęcia wczepione korzeniami w pustkę zapomnienia, w jądro ciemności, w serce...
my colours (in my blood)
kolorem całunu jest biel- przekłute oczy ptaków nocy u stóp niewzruszenia i pogardy oddają swe światło składając hołd. Los buntowników jest przesądzony, ich ciała tętnią życiem, lecz zdają się być umarłe- każdy głowę niesie na dłoni, krwawy ślad wyznacza kierunek, gdy oczodoły puste spoglądają zza tarcz drewnianych, którymi zabiją ich trumny. Gwóźdź z mojej dłoni i włócznia mego boku... trofeum zwycięzcy.
płynny ogień i żar nieugaszonego płomienia, błyskawice myśli, szpony zakrzywionych dłoni- drapieżne, złowieszcze, oczekujące... zwierzyna pełni godnie swą ofiarę- oddaje swe życie by nasycić głód większy, lecz przyjdzie czas gdy stanie się nią myśliwy- ta pamięć jest wciąż żywa...
w ciele człowieka... i w ciele wilka
patrz na piękno tego świata- podziwiaj je... chłoń- korzystaj z niego. Szerokimi oczy ogarniaj horyzont, widząc tych, co tak blisko są ciebie. Wiedz jednak, iż właśnie tam- hen daleko wyją wilki, zaś piękno i ludzie przemijają... syć swe jestestwo nim wstąpisz w głód wieczny... oto pamięć będzie twoim przekleństwem... jak ja...
patrzą na mnie ci, których nie mogę znieważyć, patrzą na niemoc mych sił i szepczą jesiennymi słowy spadających liści... łzy. Mieląc wściekłość obracam jej twarz przeciw sobie, oko w oko wymieniamy się bólem... po walce ukażę swe rany i będę mógł spojrzeć w ich oczy bez lęku... i bez gniewu.