To nie jest apokalipsa.
To jedynie apokaliptyczna wizja.
Miłe złego początki, uprzejmość, zatroskane twarze, serca pełne litości i dobrego wychowania. Nieustający szum rozmowy, niekontrolowanej i niepoddawanej żadnym manipulacjom ze strony obserwatorów, wyszukujących najsłabsze sztuki stada. Wataha wilków czyhająca na chore lub stare ciała, eliminująca zagrożenie dla świata, miłosierni zabójcy.
To nie jest koniec.
Zawsze można powstać z martwych.
Czasami odrodzenie prowadzi do większych cierpień- zawsze w efekcie do kolejnej śmierci, tym razem ostatecznej, mimo, iż wybrane jednostki są wynoszone na ołtarze. Mimo, iż ich pamięć staje się wtedy wybiórcza, zaś dawniejsze uczucie litości zastąpiło poczucie tryumfu, jakże krótkotrwałego w swej chwale. Każdy z nich ma przed sobą miesiąc do hibernacji.
Zawsze jest wybór.
Zawsze jest opcja samoeutanazji.
Niezliczona ilość żyć, a raczej, niezliczona ilość wcieleń jednego żywota, o krótkotrwałych istnieniach. Bronią się intensywnością- to jest ich argument na rzecz ewolucyjnej teorii „wielkiego wybuchu”. Wulkaniczny temperament narodu „jak lawa”, tej jego gorętszej części, o bardziej rozpalonych umysłach i ciałach obleczonych w złoto.
Jak poczwarki motyli.
To my dajemy wam życie.