Myślę Awięc Estem

Mea

Mój tekścik wiem, że nie będzie wspaniały. Nie obdarzono mnie talentem do pisania w ujmujący sposób, jesli chodzi o stylistykę czy jakieś takie cos to też chyba tego tu za wiele nie ma. Ale czasem nie chodzi o to "jak" tylko o to co "w". A do "w" talent mam, przynajmniej tak mi się wydaje.

A o czym chciałam napisać? O tym co mnie razi u ludzi. O ograniczeniach jakie sami sobie stworzyli, o schematach, o konwenansach. Człowiek sam uwięził swój umysł. Po co myśleć? To chyba nie ma żadnego celu... Myślą za nas inni. Myśli za nas telewizor. On jest taki mądry, ma tyle kanałów, tyle ciekawych filmów i programów. Nic tylko siedzieć i oglądać.

Ale nie o telewizorze mi tutaj, chodzi o coś innego. Wiem, że jestem malutką jednostką w całym tym społecznym zamieszaniu. Malutką, bezbronną dziewczynką. W sumie to mogę nic. Moje gadanie nic nie zdziała. Może jest takich ludzi więcej, ale oni nie będą o tym mówili, zostawią to głęboko w główce. Po co mówić, po co przekonywać ludzi, że można żyć inaczej, że można otworzyć wreszcie oczka, skończyć udawać, skończyć się oszukiwać, że wszystko jest cacy i wogóle gdy nie jest. Ludziom się w sumie żyje z tym dobrze. Nie myślą o takich rzeczach, nie zauważają takich czy innych spraw więc się nie przejmują. Jeśli próbujesz komuś wytłumaczyć coś, zostajesz wyśmiany, zostajesz strasznym dziwakiem. Nie lubi się gdy ktoś jest inny. Wszyscy muszą być tacy sami. Udało się im.

To jak scenariusz. Już od momentu w którym człowiek zostaje poczęty aż do ostatniej sekundy życia. Co zrobić, jak się odezwać w jakiej sytuacji, Jak się poruszyć żeby było dobrze, w jaki sposób mrugnąć oczami...Spróbuj tylko zmienić mały szczególik w swojej roli, przekręcić jedną literkę, zapomnieć choćby o jakimś mało istotnym znaku interpunkcyjnym. Wszystko ma działać jak w zegarku.

Każdy zbyt bardzo przejął się swoją rolą. Pierwszorzędna telenowela. Rola kobiety, rola mężczyzny. Rola dziecka i rodzica, nauczyciela i ucznia, policjanta i złodzieja... Wszystko musi być jakoś uporządkowane.

Albo słowa- jest ich całe mnóstwo, jednak jest ich tak w rzeczywistości bardzo niewiele. Możemy powiedzieć, że niebo jest niebieskie a trawa zielona, albo powiedzieć, że dzisiaj na przykład jest Niedziela i mamy czerwiec. Ale nie możemy już wyrazić co czujemy mówiąc, że kogoś kochamy.

Być jak małe dziecko. Ono nie zna słów, nie zna języka. Słowa uwięziły nas. Poza nimi nie ma rzeczywistości jak już ktoś mądry kiedyś powiedział. Małe dziecko myśli czując, a my myślimy słowami. Znowu sami się ograniczamy. Wszystko chcemy wsadzić do jakiejś szufladki, uporządkować. Jest dla mnie wspaniałym uczuciem moment w którym czuję coś, czego nie mogę wyrazić w słowach. Małe dziecko, jeszcze o nim... Ono nie gra- jest sobą, jest szczere, jeśli chce się śmiać to się śmieje. Nie obchodzi go czy komuś przypadkiem nie podobają się jego buciki i czy ma odpowiednią fryzurę. Nie wstydzi się niczego, tylko rodzice tak go kształtują. Żeby stało się człowiekiem. Zapomnij o tym o tamtym. Tego nie rób bo tak nie wypada. I tak w kółko z pokolenia na pokolenie.

Ludzie boją się szczerości, boją się naturalności. Nie tylko nie są szczerzy, ale nawet dziwnie reagują gdy szczerze się do nich zwraca i to z negatywnym czy też pozytywnym czymś. Nie można być sobą. Można najwyżej próbować być sobą, ale osiągnąć tego w pełnym stopniu się nie da. Zawsze coś ogranicza.

Tyle narazie mojego narzekania. Wena śpieszy się na autobus, wpadła tylko przelotem i była zmęczona i nie powiedziała wszystkiego co zamierzała... Narazie, wpadnij jeszcze kiedyś jak nie będziesz miała co robić. Zadzwonię do ciebie czy coś, jakoś się umówimy w najbliższym czasie. Masz mój numer? Dobra to trzymaj się. Narazie.

Mea
Mea
Inny tekst · 10 czerwca 2001
anonim