Siedzę sama w pustym pokoju i nie mam co robić.
Jest sobota. Na gadugadu nikogo nie ma. Trudno się dziwić... Mam głowę pełną różnych myśli, a jednocześnie moja głowa jest pusta i nie wiem, czym ją wypełnić. Gubię się w tym wszystkim sama, a co dopiero inni. Innych nie ma. Nikogo poza mną nie ma w moim życiu. Jestem sama. To boli, ale ja nic nie mogę zrobić.
Schodzę na najniższe piętro własnego ciała
patrzę w dal
czyli w przyszłość której nie ma
nie widzę nic
jakiś czarny punkt pośród ciemności
która jest moją własnością
Tworzę nić jak pająki
które skradają się powoli po wnętrzach mojego umysłu
Ja nie chcę już słuchać martwych dźwięków
Nie chcę czuć że komuś przeszkadzam
Usunę się sama
Po co komuś sprawiać kłopot?
Szyba w oknie trzęsie się
To ja tak na nią działam
Jestem własnością nicości i ona robi ze mną
co chce
Mam dziwne myśli. Byłam na półgodzinnym spacerze nad Wisłą i znowu obmyślałam plan mojej ucieczki. Gdy tak chodzę pomiędzy wilgotnymi ścieżkami, cuchnącymi zdradzoną miłością, nieszczerą przyjaźnią i innymi takimi - mam wielką ochotę uciec. Uciec, obojętnie gdzie, byle nigdy nie wrócić tutaj i nigdy więcej nie pójść do szkoły, nie zrobić nic dobrego. Wiem już na pewno, że mam w sobie odwagę by to zrobić. Ale zastanawiam się, czy nie lepiej poczekać jeszcze trochę, by skorzystać z życia tutaj. Mogłabym zrobić wszystko wiedząc, że za kilka dni mnie tu nie będzie. Skopać nauczycieli, najebać tym których nienawidzę, w ogóle zgnębić wszystkich, którzy choć chwilę stali w nieodpowiednim miejscu na drodze mojego życia. Gdy tak siedzę w cieplutkim domu nie mam ochoty uciekać. Wszystko jest mi obojętne. Ale gdy tylko jestem poza domem moja dusza krzyczy: "Musisz z tym skończyć, tutaj jesteś przegrana, ale gdzieś indziej czeka na ciebie życie. Zrób to!". Tak jest, gdy spaceruję samotnie nad Wisłą, gdy wychodzę z psem przed dom i widzę wszystkich tych skończonych blockersów, których życie potoczy się tak samo beznadziejnie jak ich rodziców, gdy siedzę w szkole, między 26 innymi debilami, którzy wspólnie pomagają sobie przetrwać lata szkolne... Czyli w 95% sytuacji mam ochotę uciec! Nie licząc snu, bo gdy śnię uciekam, uciekam do świata marzeń, zresztą nie tylko kiedy śpię przenoszę się do fantazji. Mam bujną wyobraźnię, nie wiem, może zbyt bujną. Boję się wszystkiego, co może mi się przytrafić jutro. Dlatego chyba najbezpieczniej dla wszystkich byłoby gdyby jutro mnie tu nie było... Zresztą, po co żyć w strachu skoro można tak od razu się unicestwić.
Te myśli zachęcają do samobójstwa. I to pokazuje także, że nie jest to rozwiązanie głupie. Mój plan jest taki. W poniedziałek nie pójdę do szkoły. Spakuję się, wezmę wszystkie pieniądze, jakie będę miała, pójdę na dworzec i gdzieś pojadę. Nie wiem jeszcze, gdzie. Chciałabym spotkać się z Tomkiem, Anią i Natalią. Mam nadzieję, że to mi się uda. Jeśli zostanie mi jeszcze jakaś kasa pojadę jeszcze gdzieś, jeśli nie - kupię paczkę tabletek, nawet dwie, albo trzy i po prostu łyknę. Co ma się stać niech się stanie. Już dawno uwierzyłam, że samobójstwo jest moim powołaniem.
Nie mam teraz, co robić. Nie będę odrabiać lekcji, bo nie mam po co. Weszłabym do Internetu, pogadała z kimś na czacie, ale ostatnio i tak przeginałam. Nie wiem, co począć... zupełnie. Ogarnia mnie lęk. Boję się, że gdy przyjdzie co do czego stracę odwagę i nie zrobię tego, co planowałam... zrobię, muszę. Mam już dość tego życia tutaj. Bo ja tutaj wcale nie żyję... Ja wegetuję i chcę to wreszcie zakończyć. Ucieknę z domu, a potem popełnię samobójstwo. Jak to brzmi...
A może ja naprawdę zwariowałam? Nie wiem, czy ludzie przy zdrowych zmysłach mogliby mieć takie myśli. I ta przerażająca chęć zrobienia tego. JA MUSZĘ!! Ja to zrobię... chociaż i tak wiem, że nikt by mi nie uwierzył, gdybym mu dzisiaj powiedziała o moich zamierzeniach, bo ja już nie raz tak gadałam, a jeszcze nigdy tego nie zrobiłam. Teraz wiem, że to zrobię. Będę się bała, bo już czuję ten strach, który będzie mnie przepełniał, jednakże ja lubię taki ból... w końcu jestem masochistką. Żal mi tylko trochę rodziców i Aniołków (agata i baśka), ale chyba nie będą aż tak bardzo rozpaczać... W końcu ja nigdy nie byłam dla nikogo nikim ważnym. Im jest wszystko obojętne. Rodzicom zostanie Artur, a Agata ma Baśkę, a Baśka Agatę. Nikt nie zostanie sam. To ja byłam sama i dlatego właśnie uciekam.
Właściwie to ja nie mam problemów. Samotność. To jedyne. Jak wczoraj czytałam te ściągnięte z netu artykuły o samobójstwie: wszyscy, którzy próbowali to robić mieli problemy. Ale czy to możliwe, że wśród samobójców nie ma ludzi, którzy zabili się po prostu dlatego, że nie chciało im się żyć. Że mieli dość, po prostu woleli szybciej umrzeć i samemu wybrać godzinę śmierci, niż całe życie mieć wypełnione strachem... Ja sądzę, że są tacy ludzie. Ja będę do nich należeć. Jeśli się zabiję to tylko dlatego, że nudzi mnie to życie i po prostu wszystko jest mi tak obojętne, że nie chce mi się żyć. Jak sobie teraz myślę o tym, jak np. będę w Krakowie to wszystko wydaje mi się piękne! Kocham Kraków i muszę tam pojechać.
Mam jednak wątpliwości. To na pewno byłby dla wszystkich szok, gdybym zwiała. Na pozór przecież wszystko jest ok. Może Baśka i Agata wiedzą coś więcej o moim prawdziwym obliczu, ale rodzice... oni myślą, że jestem grzeczną córeczką i szczęśliwą dziewczynką... czy ja na pewno chcę od tego uciekać? W pewnych chwilach jestem 100% pewna, ale w innych, nie do końca...
Nie mam co robić. Ciągle myślę tylko o jednym. Całkowicie przeniosłam się już do świata, do którego chcę uciec w poniedziałek. I zrobię to. Teraz w to wierzę. Nie umiem żyć tutaj, to zbyt dziwne. Wszystko jest dziwne...
Byłam z psem. Przeraża mnie chłód. Na dworze jest zimno... gdzie ja się podzieję nocą?? Przeraża mnie cała ta wizja, ale powiem szczerze, że wolę takie życie, niż to, które mam. Będzie zimno. Boję się też cierpienia Aniołków. Wiem, że zawsze mówiłam, że ja ich nie obchodzę, ale tak w głębi duszy to wiem, że gdy odejdę one będą cierpiały.
Chciałabym odejść, a potem wrócić, ale to niemożliwe.
Myślałam, że może lepiej nie uciekać, tylko próbować się zabić... ? Wtedy mogłabym przynajmniej wrócić do domu, gdyby mnie odratowali, a tak - gdy ucieknę nie będę w stanie już spojrzeć w twarz rodzicom, znajomym... Ale jednak wolę spróbować. Chcę przed śmiercią posmakować jeszcze innego życia...
Czy to są myśli wariatki?? Sama już nie wiem... jestem normalna, czy nie? Gubię się w tym wszystkim, bo niczego nie potrafię zrozumieć. W życiu wypowiedziałam już wiele słów, ale niewiele z nich rozumiałam tak naprawdę. Czy tak samo jest z myślami? Czy ja je rozumiem? Skąd one się biorą? Nie wiem, ale czy chciałabym wiedzieć? Tak, chciałabym, gdybym nie chciała, nie zadawałabym tych pytań.
Wiele rzeczy chciałabym zrobić przed śmiercią. Właściwie to jeszcze nic nie wiem o życiu. Wiodę beztroską i bezsensowną egzystencję. I to jest właśnie najgorsze. BEZSENSOWNĄ! W moich ruchach nie ma żadnego sensu. Każdy tak ma, ale tylko 1 na 100 000 to dostrzega. Ja też nim jestem... niestety, albo na szczęście. Wcześniej od innych przejrzałam na oczy, bo jeszcze za życia. Ostatnio mało jem. Wszystko mnie boli. Jestem niewyspana, nie wiem, jak będę spać, gdy zwieję. W pociągach, na dworcach, pod mostami, a może czasem uda mi się przenocować u kogoś. Będę brudna, śmierdząca, zawszona i w ogóle - menel... Ktoś, kim zawsze chciałam być. Oni mają takie bezproblemowe życie. Ja też mam życie bezproblemowe, ale chciałabym mieć jakieś kłopoty i dlatego też chcę uciec...
Na gg nikogo nie ma. Dostałam email od Baśki. Pisze, że mam się nie załamywać i nie przejmować głupimi ludźmi. Ja się nie załamuję. Ja tylko chcę uciec. A to nie jest to samo. Ja muszę.
Piszę takie głupoty, a potem z tego i tak nic nie będzie. Nie wiem, co ja w ogóle robię... ja już naprawdę nie kontroluję własnych ruchów. To jakiś obłęd. Ze mną naprawdę jest coś nie tak. Tylko co?
Czy ja już naprawdę zwariowałam? Ten weekend jest jakiś dziwny. Ja jestem naprawdę głupia. Trudno. Dla takich ludzi nie ma miejsca na świecie. Ale ja muszę całemu światu udowodnić, że jestem chora psychicznie i że mam w sobie odwagę, aby uciec z domu i nigdy do niego nie wrócić. Muszę i zrobię to...
Idę spać. Dobranoc.
11 listopada
Każdy z nas ma swój mały świat, ale mój świat jest najmniejszy.
Wróciłam z kościoła. Agata i Baśka miały dobre humory, tylko ja miałam nijaki. Nie wiem, dlaczego to robię. W głębi duszy wcale nie mam doła, a przy nich zachowywałam się, jakbym miała. Robiłam to wbrew sobie - nadal nie wiem, dlaczego. Pisałam już kiedyś: "Właściwie to mam dobry humor, albo nie mam przed kim udawać, że jest inaczej". Gdy byłam z nim miałam przed kim, tylko, dlaczego ja to robiłam?...
Próbuję wspiąć się na drabinę
schody które się nigdzie nie kończą
Chciałam dotknąć słów anioła
ale anioł nie chciał mi na to pozwolić
Ich śmiech zagłuszył moje wołanie o pomoc
nikt go nie usłyszał
więc zostałam sama
nie wiem czy mogę jeszcze łudzić się
że jest ktoś komu zależy na moich ruchach
straciłam nadzieję - straciłam wszystko
Już nigdy nie spojrzę im w twarz
Moje słowa przestały dla nich cokolwiek znaczyć
A najgorsze jest to
że one tak nie myślą
To powstało w moim umyśle
i tylko tutaj umrze
Potem jeszcze raz usłyszę ich wołanie
O to by wrócić
O to że już nie będzie tak jak dzisiaj
Ale ja nie odpowiem
Zostanę
I już nigdy więcej nie zobaczę ich żywych
Od jutra będę martwa
Ten wiersz doskonale opisuje to, co stało się dzisiaj, gdy byłam z Aniołkami w kościele i to, co będzie, gdy już nigdy więcej tam z nimi nie pójdę.
Będąc na Mszy zastanawiałam się, którą drogę wybrać - ucieczkę, czy samobójstwo? Jeśli ucieknę i zabiję się gdzieś daleko od domu, prawdopodobnie nikt się o tym nie dowie i wszyscy, którym będzie na tym zależało, będą się łudzić, że być może jeszcze żyję... Jeśli popełniałbym samobójstwo od razu, tutaj, wiedzieliby o tym wszyscy i nie pozostałyby im żadne złudzenia. Nie wiem, co wybrać. Czy to, co lepsze dla mnie, czy to co lepsze dla nich? A co jest lepsze dla mnie? Dla mnie lepsza jest ucieczka. Chciałabym przed śmiercią zrobić jeszcze wiele i to by mi to umożliwiło. Ale samobójstwo byłoby chyba lepsze dla innych, bo oszczędziłabym im niepotrzebnych złudzeń... Nie wiem, co wybrać. Najgorsze, że chciałabym zrobić to już jutro i trochę się boję... czy to nie będzie zbyt pochopnie podjęta decyzja? Być może tak. Ale ja nie chcę czekać. Każda sekunda życia tutaj zbliża mnie coraz bardziej do własnej samozagłady. Ale tą samozagładą nie jest ucieczka, tylko pozostanie tutaj i życie w nieświadomości. Teraz mam tą świadomość, że mogę tutaj zostać i te wszystkie myśli się rozproszą. Będę żyła normalnie, tak jak inni. Ale w tym momencie jestem też bogatsza o inne przemyślenia i nie chcę, aby mnie opuściły. Gdy ich nie będzie - stracę odwagę, a tego nie chcę. Teraz odwagę mam.
Nie wiem, czy to wszystko, co tu piszę nie jest tylko pustosłowiem, które nic nie znaczy. Nie wiem. Być może tak jest. Ale święcie wierzę, że jest inaczej. Że zrobię to wszystko, o czym tu dumam, nie zważając na nic. Po prostu muszę...
Gdy tak szłam z Aniołkami z kościoła i one opowiadały sobie wrażenia z Mszy po prostu zrobiło mi się niedobrze. Gdy były w kościele zachowywały spokój, nie śmiały się. Dopiero gdy wyszły, zaczęły sobie wszystko opowiadać, o jakichś panach, którzy stali przed nimi i robili jakieś dziwne rzeczy, o organiście, księdzu etc. Wniosek z tego taki, że podczas kazania nie zastanawiały się nad sensem wypowiadanych przed księdza słów, tylko rozmyślały o pani, która stoi przed nimi i ma takie dziwne nogi... (oczywiście na przykład). Czy więc nie jest to nieuczciwość? Ja, gdy mnie coś rozśmieszy, nie czekam, aż wyjdę z kościoła, aż zniknie mi z pola widzenia ktoś, z kogo pragnę się zaśmiać. JESTEM SZCZERA! I już wiele razy oberwało mi się od nich za to. Mówiły: "Aga, jak Ty tak możesz?". Ja nie pytam, jak one tak mogą. Ale moim zdaniem one są nieszczere. W kościele udają grzeczne dziewczynki, które słuchają wszystkiego, co mówi lektor, a dopiero później stają się naprawdę sobą - obgadując tych ludzi. Dlaczego one nie zrobią tego tam? Tylko dlatego, że tak nie wypada. A ja mam zasady moralne w dupie i uważam, że to jest fair. Bo one też mają te zasady w dupie, tylko udają przed innymi, że tak nie jest, a to już nie jest sprawiedliwe. Przynajmniej z mojego punktu widzenia. Ale to nie chodzi o to, że przez to je potępiam, czy przestaję lubić. Nie. Ja je nadal kocham tak jak przedtem i wiele im zawdzięczam. Tylko po prostu nie pochwalam ich zachowania w tej kwestii, nie zgadzam się z ich zdaniem. Żyjemy w wolnym kraju i każdy ma prawo do własnego zdania. Moje jest właśnie takie. Może to i głupie o czym pisałam, ale musiałam się wygadać. Mam nadzieję, że nikt tego nigdy nie przeczyta...
Jestem głupia...