Moj duch widzi prawde. Bluzniercze spojrzenia bliznich napawa mnie zalem.
Widze cie...widze twa watla postac zaspokajajaca swe zwierzece potrzeby.
Nie swiadomy niczego zaglebiasz sie w swiat innych...nie twoj. Uciekasz
od prawdy, nienawidzisz mnie tak jak matke, ktora cie poczela. Twe wietrzne
slowa mnie nie bola, jedynie twych bliskich.Pragne cie dotknac...jednak
odrzucasz ma dlon...wiedzac ze odrzucasz zycie.
Rozdzielono mnie ze soba, bym zapomnial kim jestem. Falszywi bogowie nosili
mnie na swych dloniach i zaslaniali oczy. Zlozyli mnie do loza glupot
bym byl ich. Gdy mara przyslonila falsz slyszalem swoj glos. Splatalem
jezyki i umysly...splatalem dusze. Obudzilem sie wsrod wilkow, w domu mych
przodkow. Spojrzalem na pelnie ksiezyca...
Wyszedlem na lowy...sponiewierany mysliwy. Wrocilem ze zdobycza i zyciodajna
krwia. Owa krew zdobila me usta, bym czul sie wielki. Wielki, maly nikt...
Ofiara z niewinnego istnienia dodala mi sil do spelniania swej roli. Porzerajac
poszczegolne organy upajam sie moca wygasajacego zycia, wiedzac ze to moj koniec.
Powracam.
Znow me stopy kalaja piekna matke wszech istot. Brak mozliwosci wzniesienia
sie ponad innych czyni mnie znow wilkiem, wsrod hien. Smierdzace zwierza
rozrywaja me legowisko, tylko poto by zaspokoic dziki glod. Ucieklem.
Blakajac sie po bezkresnych tworach ludzkiego schylku, miedzy asfaltowymi
ulicami spostrzeglem male zielone cos...
Pachnialo anielskim oddechem, powiewem bialych skrzydel. Tak, znalazlem!
Splatany nicia Arachne, zwiazany bez szansy na wolnosc ujzalem zbawienie.
Szarym, olowianym klem odgryzlem zielone zjawisko, posowalo sie dalej.
Juz jest w calosci moje! Nikt mi tego nie odbierze to Ja zostalem wybrany!
Wulkan goryczy eksplodowal we mnie. Naprzemiennie bol i milosc rozdzieraly
mi trzewia.Swiatlo sie oddala, jestem w czerni. Dziwna ludzka postac
z pozolklymi zebami kaze mi wymiotowac. Chce moja wlasnosc. Spojrzalem jej
w oczy. Czern, wszystko bylo czarne...czarne czarne czarne!! W jego oczach nic
nie ma, az do szalenstwa. Czern grozi mi smiercia, gladzi ma szyje czarna wlocznia.
Zamknolem oczy...i czekalem na czarny cios.
Cieplo.Jasno.Nie oddalem mojego skarbu...ale...ale gdzie teraz jestem...
Tyle tu kwiatow...o..o..tu jest duzo moich skarbow! Nie...moj skarb mam w sobie
One sa czyjes...i niech tak zostanie.Jestem w domu.