nie widzę złota, zaś noc szarością dnia spowiła swe szaty
zimny gwiezdny blask parzy mój oddech, który
krzykiem swym budzi złośliwe demony
i kala swym cieniem świętości ołtarzy
odwracam twarz i czuję śliskość zła
tak blisko... tak mocno...
złośliwe szpony szarpiące za serce
za jego resztki patrzące błagalnie
patrzące daremnie
Wiersz jest muzyką duszy, zasłuchani ślepcy idący za głosem fletu jak bajkowe szczury. Ocalcie dzieci- ocalcie je w sobie, niechaj zawyją jednym głosem wilczych miotów- ouuuuuargh... jesteśmy!
Powrót do początku swojej własności będzie świętem łowu, pieśni księżyca i mgieł nocnych opadną snem jak źdźbła rosy zsyłające spokój na nasycenie. Zatem i wiara w świt nie przerwie tańca duszy, wędrówki lotnej myśli i przymierza krwawej ofiary. Węzły zadzierżgnięte tej nocy pętać nas będą wiecznie- lecz słodka ta niewola umili nam ostatek czuwania i odepchnie cierpienie w głąb nieświadomego spojrzenia.
Czujne ucho ułowi długość dźwięku, samotność naznaczoną piętnem obecności, obcość o jakże znajomej twarzy, której przewidywalność czynu łacno może zostać przypisana naszej dłoni. Jeśli spojrzeć poprzez palce na pracę tkacza o imieniu wieczność, jeśli pochylić lekko głowę zmieniając kąt i perspektywę spojrzenia- dzieło doskonałe jawić się może jako dziewiczy całun zamglonej powieki, lub mordercze piętno chmur, krwi i przewrotnej złośliwości szyderstwa.
“Stałoby się dokładnie tak jak stać się miało” Niezmienne przeznaczenie psem swoim czyniąc strażnika bram piekieł prześladowaniem swym obdarza nadal. Poprzez wieki i epoki, trwale, niezmiennie, nieustannie. Pokutuje w zbiorowej świadomości bezsilność- niemoc jednostki, fatum przepowiedni i kart zapisanych z dawna choć i niezrozumiałym dziś pismem.
Wciąż ciąży nam ów ciężar winy i jednocześnie świętość oburzenia i pewności każe nam wierzyć i ufać, że to nie my go zabiliśmy. U nas nie byłoby się stało to, co stać się miało- my Polacy! My, którzy przed oczy wywlekamy dni chwały i dobre uczynki. My, którzy równie zbiorowo i wstydliwie, a jednocześnie z ogniem w oczach zaprzeczamy prawu do zbiorowej odpowiedzialności za zło wyrządzone przez naszych współobywateli. Nazywamy naszych braci jednej krwi “jednostkami” i nie poczuwamy się do wspólnoty z nimi, z ohydą ich postępków.
Jednooki
było tak i będzie
tajemnica zawżdy większą jest pokusą
niźli znajomość rzeczy
otwarte oczy na dni przyszłe
pozwolą zawczasu opatrzeć niezadaną ranę
ból który drzemie nie pali swym ogniem
smutek więc... i cierpienie
żywot swój biorą z podsycania martwoty
zimnych popiołów
Co się z nimi stało? “On Imperator własnych rąk i głowy” Kowal swego losu. “On wielkorządca własnego oddechu”. I ja tam byłem, jak co dnia biorę udział “w sprawie” i choć milczę, nie mniej jestem winny uwolnieniu złoczyńcy i własnych demonów. wolność i władzę nad sobą, nad dalszą drogą, której ślad przetnie i naszą ścieżkę. A jednocześnie najważniejsza osoba dramatu pozbawiona zostaje wyboru, który na dobrą sprawę dokonał się poza nią, choć miała ona swój udział w modlitwie, śnie i kielichu goryczy. “Bądź wola Twoja”... “Boże mój, Boże, któryś mnie opuścił” (niedosłownie).
Tak wiele możliwości dla jednego i jedna droga dla trójcy w jedności, droga, której kres jest na wyciągnięcie ręki- o jeden gwóźdź... o długość włóczni... o jeden śmiertelny krzyk. Wzniosłość, która upada pod brzemieniem belki, nie raz, belki w oku brata, drzewa grzechów cudzych- niezawinionych czynów i zaniechań.
Każdy dzień, każdy zwykły dzień stawia przed nami tysiące dróg, mamy mało czasu na decyzję, niejednokrotnie nie mamy go wcale. Być może nie są to decyzje tak dramatyczne, czy brzemienne w skutkach, lecz każdy wybór drogi przynosi nowe rozdroże i nie możemy się już cofnąć, nie mamy magicznego przycisku “Esc”, nie możemy wcisnąć “Ctrl+Alt+Delete”- nosimy w sobie ciężar każdej z podjętych decyzji. Słusznej i mylnej, pełnej powagi i małostkowej, lecz zawsze naszej: decyzji. Obawa jest wrogiem działania, obawa przed skutkami, przed brakiem odwrotu i przed walką z wiatrakami.
Można by przytaczać wybory jakich musieli dokonywać bohaterowie literaccy różnych epok- i to byłoby dobre, i ja wiem, że to byłoby dobre, lecz myślę, że wszystko co najważniejsze zostało już powiedziane. Historia kołem się toczy, być może kołem fortuny, lecz jeśli wszystko jest już zapisane w gwiazdach, czy też innej księdze nieba- na cóż tedy światu buntownicy? Czekajmy co przyniesie los, bowiem “choć rzeka niesie jasne wody, zawsze spływa nimi coś mrocznego ku tobie”. Decyzja należy do ciebie!
Krok w tył, który nie nastąpi
szata owa jadem pali, pamięci Dejaniry
zapomnianym cierpieniem jakie z krzykiem
przychodzi nocą
szata zrośnięta z ciałem
jedność przeklęta przeciwności składem
zaś nad głową wieniec cierni dwunastu
i wciąż odrastająca wątroba
kamień, który nie sięgnie szczytu
puszka, która winna być zamkniętą
serc nie pozostawiajcie na dłoniach
by nie sięgły ich ostrza wymierzone w pięty
szkoda, że ujrzeli światło dnia
naznaczeni czernią- oni staną się zarazą
stokroć lepiej byłoby im pozostać
nienarodzonymi