Na wstępie mego listu [ :D] przepraszam za ucieczkę - to nie moja wina. Komputer mnie ewakuował z internetu przerywając swoje działanie. Z niewiadomego powodu, jak zwykle. Niestety nie umie mówić w żadnych ze znanych mi języków, więc nie odpowiedział na pytanie: ''dlaczego?!!''
Przykro mi bardzo. W nagrodę pogram nim w ''rzucanego'' ze ścianą, przy okazji sprawdzę, czy nauczyła się już łapać.
Ale, ale... !! Zboczyłam z głównego wątku. Powieść o przygodach laptopa napiszę innym razem. O wierszu teraz będzie [a będzie długo i nudnie, przygotuj się].
Tytuł. Już mówiłam (ale lubię się powtarzać), że za dużo w nim słów jak na mój gust, ale zauważyłam, że u to u Ciebie normalne, więc cóż mam biedna począć?
Przerzutnie. widać, że eksperymentujesz z nimi. Już poprzedni tekst skłaniał mnie do takich wniosków. Eksperymenty dobra rzecz - są podstawą wierzy, przynajmniej niektórzy tak twierdzą. ;)
No i wreszcie treść. Podmiot wydaje się być zamknięty, uwięziony. Jak księżniczka w wieży. Tyle, że księżniczka oczekiwała na wybawcę, a tu mamy coś innego - peel nie czeka na nikogo. Wspomina coś o ludziach, ale ważniejszy zdaje się być obraz za oknem. Byle tylko nie był złudny, a tak przecież często bywa.
Patrzy na świat, ludzi z wysoka. Próżność? Czwarte piętro, to coś jak Olimp? ''Schody butwieją'' - to wyraźnie przeszkadza. Tylko teraz pytanie: dlaczego. Jak butwieją - znaczy, że stare, zapomniane. Ale jednak są jakieś próby naprawiania, czyli jednak ten człowieczek się stara, wychodzi poza ramę swojego okna. Po co się stara? Myśli o zejściu? Raczej nie.A może to są schody na piąte piętro, na dach? ''I stała się wygoda'' - dla innych. Bo przecież to oni byli tacy zadowoleni.
Czyżby podmiot chciał po prostu zrobić dla nich co w jego mocy, a potem oczekiwać tylko spokoju?
Niepokoi mnie też to kalectwo. Kojarzy mi się z jakąś formą alienacji, odosobnienia. Odcięcia się od reszty świata. Coś jak Andy Warhol, który tworzył, ale nie lubił, gdy ludzie go przytulają, dotykają.
Albo zwykła próżność i jej świadomość. ''Jestem lepszy, fajniejszy, nie potrzebuję was'', ale z drugiej strony ''naprawię schody, żebyście mogli wejść''. Dobra, zagalopowałam się...
Kalectwo jest wczorajsze, ale pozostało. Może jest tylko wspomnieniem, które wciąż żyje w wyobraźni? Dla mnie ważna jest jedna kwestia - ''inni'' mają zadowolenie, a podmiot kalectwo. No i ta wygoda. Bliżej nieokreślone jest dla kogo. Może wygodnie im się tak wspinać, a jemu tak siedzieć?
Generalnie po przeczytaniu zostaje we mnie jakiś niepokój, coś na kształt początku chaosu (jeśli chaos ma początek).
Zmieniłabym tylko ''zreperować'' na ''naprawić'', bo wolę proste słowa. Ale to tylko ja.
Przykro mi bardzo. W nagrodę pogram nim w ''rzucanego'' ze ścianą, przy okazji sprawdzę, czy nauczyła się już łapać.
Ale, ale... !! Zboczyłam z głównego wątku. Powieść o przygodach laptopa napiszę innym razem. O wierszu teraz będzie [a będzie długo i nudnie, przygotuj się].
Tytuł. Już mówiłam (ale lubię się powtarzać), że za dużo w nim słów jak na mój gust, ale zauważyłam, że u to u Ciebie normalne, więc cóż mam biedna począć?
Przerzutnie. widać, że eksperymentujesz z nimi. Już poprzedni tekst skłaniał mnie do takich wniosków. Eksperymenty dobra rzecz - są podstawą wierzy, przynajmniej niektórzy tak twierdzą. ;)
No i wreszcie treść. Podmiot wydaje się być zamknięty, uwięziony. Jak księżniczka w wieży. Tyle, że księżniczka oczekiwała na wybawcę, a tu mamy coś innego - peel nie czeka na nikogo. Wspomina coś o ludziach, ale ważniejszy zdaje się być obraz za oknem. Byle tylko nie był złudny, a tak przecież często bywa.
Patrzy na świat, ludzi z wysoka. Próżność? Czwarte piętro, to coś jak Olimp? ''Schody butwieją'' - to wyraźnie przeszkadza. Tylko teraz pytanie: dlaczego. Jak butwieją - znaczy, że stare, zapomniane. Ale jednak są jakieś próby naprawiania, czyli jednak ten człowieczek się stara, wychodzi poza ramę swojego okna. Po co się stara? Myśli o zejściu? Raczej nie.A może to są schody na piąte piętro, na dach? ''I stała się wygoda'' - dla innych. Bo przecież to oni byli tacy zadowoleni.
Czyżby podmiot chciał po prostu zrobić dla nich co w jego mocy, a potem oczekiwać tylko spokoju?
Niepokoi mnie też to kalectwo. Kojarzy mi się z jakąś formą alienacji, odosobnienia. Odcięcia się od reszty świata. Coś jak Andy Warhol, który tworzył, ale nie lubił, gdy ludzie go przytulają, dotykają.
Albo zwykła próżność i jej świadomość. ''Jestem lepszy, fajniejszy, nie potrzebuję was'', ale z drugiej strony ''naprawię schody, żebyście mogli wejść''. Dobra, zagalopowałam się...
Kalectwo jest wczorajsze, ale pozostało. Może jest tylko wspomnieniem, które wciąż żyje w wyobraźni? Dla mnie ważna jest jedna kwestia - ''inni'' mają zadowolenie, a podmiot kalectwo. No i ta wygoda. Bliżej nieokreślone jest dla kogo. Może wygodnie im się tak wspinać, a jemu tak siedzieć?
Generalnie po przeczytaniu zostaje we mnie jakiś niepokój, coś na kształt początku chaosu (jeśli chaos ma początek).
Zmieniłabym tylko ''zreperować'' na ''naprawić'', bo wolę proste słowa. Ale to tylko ja.