Ktoś opowiada mi o wielkich polach złocistej kukurydzy. O węzłach żeglarskich albo Układzie Słonecznym. Patrzę w przestrzeń i wyobrażam sobie nas, wtopionych w Drogę Mleczną, zlizujących jej słodki, gwiezdny pył. Jesteśmy zależni od Księżyca, gdy obserwuję przypływy i odpływy naszej szczerości. W końcu jestem jeszcze dzieckiem i czasem trochę mi się nudzi, więc udaję morską Ziemię, życiodajną i ciepłą jak każda matka. Chcę Ci coś dać, więc wymyślam coś tak skomplikowanego jak ludzkie ciało, ofiaruję Ci je niczym jabłko skażone naiwnością Ewy. Leżymy tak, a moje włosy jak zboże w słońcu oplatają Cię coraz bardziej, aż jesteś Kosmosem, jesteś wszystkim.