Zasłaniasz swoją mokrą z nadwrażliwości twarz, przedwcześnie używasz kremu na zmarszczki. Ulica staje się węższa i odbicie wiąże koniec z końcem kiedy mówię do siebie dzień dobry, dziękuję za psychoporadę martwa siostro z łona mediów. Senne marzenie waniliowej rozkoszy nabrzmiewa mi w ustach, bita śmietana na twoje schłodzone serce. Od lipca czyścisz tę podłogę. Podaję ci rękę, wznoszę nas razem pod sufit, przebijamy głową tynk. Wkrótce przyjdzie pora przetworów, zamkniętych godzin i pełni tego, co zostaje, bo przecież przed sobą mam cały horyzont przewidywalności. Krucyfiks przekrzywia się na lewy bok. Teraz, w momencie, już. Spada deszcz niebieskich meteorów i na powrót tracę słowa, jednak kupujesz mi bilet na nieprzemijanie. Tak lekko dotykają mnie dni...
Ulica staje się węższa i odbicie wiąże koniec z końcem kiedy mówię do siebie dzień dobry, dziękuję za psychoporadę martwa siostro z łona mediów/
bo mi się podoba ten styl pisania, a i treść daje po kościach.