Afryka pulsuje mi w żyłach. Słodkie mleko kokosowe tworzy ścieżkę od warg do podbródka, rzęsiste deszcze rozszarpują moje gardło niczym wygłodniałe zwierzęta, masywność kontynentalna łagodnieje w kształtach kiedy wyrzekam się człowieczeństwa. Przewijam to wstecz i widzę nadwagę zieleni, twoje dziecięce dłonie rozłupujące orzecha, kwadratowe paznokcie a za horyzontem fabryk ziemia, na którą miałeś alegrię. Betonowa przyszłość zabrała nam odrobinę bajecznie kłamliwych opowiastek, świdrujących świateł latarni, dzielących nas dwunastu metrów. Skreślam kolejny dzień z tych ciągnących się jak magnetofonowa taśma, pewnie mało cię to obchodzi, ale wczoraj skręciłam kostkę na ostrym karku miasta. Piasek natrętnie pcha mi się do ust i nie dając za wygraną chłeptam ostatki powietrza, powietrza nabrzmiałego od twojej ciężkiej nieobecności.
Afryka ach. Angielskiego Pacjenta czytam.
Magda Magda Magda jedźmy.