Literatura

Wielkie Małe rzeczy (opowiadanie)

frija

Telefon...!

Jakaś część nie uśpionej świadomości uchroniła mnie przed zbyt gwałtowną pobudką. Tak, tak, miała zadzwonić jak będzie pod domem. Nie wzięła kluczy i bała się, że wszystkich pobudzi dzwonkiem do drzwi, ustaliliśmy że telefon jest lepszym pomysłem.

Rzucam okiem na zegarek... 02:13... cholera, tak wcześnie? Odbieram, myśląc, że jednak nie stoi pod drzwiami, że coś się zmieniło, że nie wróci na noc tutaj tylko do koleżanki.

‘Otworzysz?’ – słyszę cichy, troszkę rozbawiony głos w słuchawce.

‘Już idę’. Myśląc już o tym, że za chwilę wrócę do łóżka, schodzę po schodach powoli, po omacku, nie zapalając światła. Pies gdzieś pod nogami się plącze, też wyrwany ze snu. Przytrzymuję go jedną ręką, drugą otwieram drzwi. Rzucam zaspane ‘Cześć kotku’ i szybko oceniam przebieg imprezy: nie upiła się za bardzo, chyba nie narozrabiała. Uspokojony widokiem jej uśmiechniętej twarzy i wynikami oględzin odwracam się i wspinam na górę. Pies załatwi za mnie czułe powitanie...

*

‘Mój kochany pieseczek, zaspany taki’ – przytulam się do mokrego psiego nosa, kładąc torebkę pod drzwiami. Alkohol sprawia, że nawet psia sierść wydaje się bardziej miękka niż zazwyczaj. I ja bardziej słodko-kobieca niż zazwyczaj. Ta myśl sprawia, że zaczynam chichotać.

Zerkam mimochodem na plecy wchodzącej po schodach sylwetki. Może mu przykro, że z psem się witam, a nie z nim?

‘No już, wystarczy” – odsuwam psa, biorę torebkę i uśmiechając się do swoich rozweselonych myśli idę do kuchni. Z lodówki wyjmuję jakąś nadgryzioną kanapkę i sałatkę, i starając się nie myśleć, jak to niezdrowo jeść o drugiej w nocy, zjadam tą mało apetyczną kolację. Jeszcze tylko szklanka wody i kilka witaminek C.

Zawsze kiedy staram się iść bezszelestnie, muszę się z czymś zderzyć! Drzwi od łazienki ktoś zostawił otwarte. Marzę o tym, by już się położyć, ale makijaż nie dałby mi zasnąć, więc szybka toaleta, pantofle zrzucam już w drodze do łóżka, gaszę lampkę i nie zważając na to, że on prawdopodobnie śpi, opowiadam cichutko kilka szczegółów z imprezy. Może nie śpi... zresztą mam ochotę poopowiadać. Zasypiam gdzieś między swoim cichym chichotaniem a jego ręką obejmującą mnie przez sen. Jak co dzień.

*

Nie chcę się jeszcze budzić! Jest zbyt jasno, i boli mnie głowa. Potwornie!

Odwracam się do niego, uśmiecham lekko i automatycznie kładę dłoń na swoim czole.

Wiedziałam, że zapyta... ‘Tak, boli’ – odpowiadam.

Jak było? Zapominam o bólu głowy na moment, powtarzając to, co przecież opowiadałam już raz, w nocy. Śmiejemy się razem z moich imprezowych wyczynów.

‘Wykąp się, a później się położysz znowu. To ci pomoże’ – mówi.

Miły ten poranek. Nawet mimo tej głupiej, bolącej głowy.

*

Słuchając szumu wody z prysznica w łazience, robię śniadanie. Sobie. Ona i tak pewnie odmówi, zresztą... powyciągała przed wejściem do wanny kilka torebek z szuflady: deser ryżowy, budyń waniliowy i owsiankę. Położyła te kolorowe torebki obok siebie, patrzyła na nie pół minuty, ale widocznie nie mogła się zdecydować. Normalna sprawa, trzeba było zastosować wyliczankę. ‘Entliczek, pentliczek...’ i palec przeskakując od torebki do torebki zatrzymał się na owsiance. Skrzywiła się i odsunęła owsiankę na bok, patrząc na dwie pozostałe torebki.

Leżą tu jeszcze. Decyzja jest trudna i wymaga czasu.

Zastanawiam się czasami jak to jest możliwe. W lodówce cały pojemnik wędliny. W pojemniku na chleb kilka bułek, jedne mają już ze dwa dni, są suche i nie nadają się do zjedzenia. Po co to kupować, po to by później wyrzucać?

Wychodzi z łazienki, podchodzi i przytula się. Pachnąca i owinięta wilgotnym ręcznikiem.

Nie przerywam szykowania kanapek, pytając o tą niepotrzebną ilość bułek i nie zjedzoną wędlinę.

Odsuwa się. ‘Przecież wiesz, że nie przepadam za szynką. A o bułkach mówiłam, zapomniałam, że są w domu i kupiłam następne. To takie przestępstwo?’

Wiem, że już jest zła. I chyba właśnie ta świadomość popycha mnie, mimowolnie, do kontynuowania dyskusji. Szybka wymiana zdań, coraz głośniejsza i bardziej agresywna, widzę jak zmienia się jej twarz, pojawia się ta mina pod tytułem ‘idź sobie i daj mi spokój’. Identyczną robi jej ojciec, kiedy jest wściekły.

*

Patrzę na niego. Słucham Wielkich Pretensji O Małe Rzeczy i nawet już nie próbuję się opanować.

Bezsilnie i wściekle rzucam mu w twarz jakieś przekleństwo, zbyt głośno i zbyt dosadnie. Czując się tak, jakbym nadal była małą dziewczynką i obok stała mama patrząc groźnie na córkę, której się wyrwało zasłyszane gdzieś brzydkie słowo.

Ze złością wyjmuję z szafki połowę bułek i wrzucam je do kosza na śmieci. I zastanawiam się, co mu bardziej dopiekło, czy ta demonstracja mojej złości, czy świadomość, że wyrzuciłam chleb, którego przecież u niego w domu nie wolno wrzucić do kosza.

Wychodzę, nie chcę nawet, żeby widział, że płaczę.

Przez idiotyczne bułki i parę plasterków wędliny.


niczego sobie+ 19 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
quenterro 2 czerwca 2003, 17:31
dobrą proze mozna podzielic na taka w ktorej opisywana sytuacja czyni tekst dobrym, albo taką w ktorej sposob przedstawienia, jakiejkolwiek sytuacji nadaje odpowiedniego ksztaltu, czy cholera wie czego. czegos co sprawia ze jest to dobry kawalek prozy. tutaj nie widze ani jednego ani drugiego, styl opowiadanka identyczny niemal z tymi ktore czytałrem tu poprzednio... nic ciekawego..
nocka 3 czerwca 2003, 16:17
podoba mi sie jak na wielu plaszczyznach mozna odnalezc te wielkie i male rzeczy w opowiadanku. wedlug mnie to wlasnie sprawia, ze jest to dobra proza ;)
pozdr
magda 6 czerwca 2003, 19:43
nic w tym tekście nie jest orginalnego! Orginalność nie polega na tym by tekst był inny od wszystkich tylko by nikt nie potrafił powtórzyć i napisać tak samo.
frija 1 lipca 2003, 11:41
Dziekuje za komentarze.

quenterro: nie zgodzę się, KAŻDA sytuacja może być podstawą dobrego tekstu. Niemniej dzięki za wypowiedź, nie porywałam się tutaj na zdobycie nagrody za oryginalność, ten tekst jest oparty na zwyczajnej sytuacji, z życia wziętej, ale coś w sobie zawierającej... dla mnie przynajmniej. A mój warsztat... cóż, po prostu lubię pisać. Jeśli ktoś to lubi czytać, tym lepiej.

nocka: dzięki za odkrycie sensu w tym opowiadanku. :)

ptasia: hmm... powtorze raz jeszcze: nie szukajcie na siłę oryginalności. Ja nie próbowałam tego osiągnąć. Nie po to się pisze opowiadania, by za wszelką cene zasłużyć na etykietke: 'To jest oryginalne!'.

Pozdrowionka..
zlotyelf 16 lipca 2003, 20:45
eeee ? ok moje IQ jest niskie, ale co to wogóle jest ? chyba nierozumiem pojecia prozy fak
frija 25 lipca 2003, 16:43
eeee? zlotyelf, ja za to nie rozumiem Ciebie, wybacz. Moze konkretniej?
przysłano: 2 lipca 2003

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca