-I chcesz powiedzieć, że ci wszyscy ludzie... Oni wszyscy kupili nasz wynalazek - doktor Thomson, z nieukrywanym zadowoleniem, klasnął głośno w dłonie. Nic dziwnego, sprzedaż prawie pięciomiliardowego Uwalniacza Umysłu była wymarzoną okazją do świętowania.
- Wybacz mi, ale nie bardzo cię rozumiem! Opatentowaliśmy już nasz wyna-lazek. Sprzedaż rośnie niemalże dwukrotnie na każdy tydzień, a ty wyglądasz na niezbyt zadowolonego z tego powodu. Co się stało? - nacierał z charakterystyczną u niego niecierpliwością Thomson.
- Właściwie, sam nie wiem... - wyraźnie próbował go zbić z tropu - Mam pewne obiekcje, co do instrukcji, którą rozprowadzamy z naszym urządzeniem. Ona przecież dokładnie nie wyjaśniała na czym polega Uwolnienie. Ci wszyscy ludzie nie mają pojęcia że jest to zwykła śmie... - zawachał się na chwilę, jakby nie wiedząc czy aby na pewno ma racje. - Nie mogę tego tak zostawić. Dzwonię do montarzowni. Niech wstrzymają produkcję!
Doktor Thomson bez słowa pokiwał głową, ukazując tym samym powierz-chowną aprobatę, lecz w środku układał już plan. Udowodni swojemu zanadto by-stremu stażyście, że się myli. Mało tego, udowodni całemu światu. Wszyscy ludzie przekonają się, że jedynym ratunkiem jest Uwolnienie.
Wayne obrócił się na pięcie i podszedł do najbliższego aparatu telefonicznego. Szybko wybierł numer do centrali, skąd miał się połączyć z linią produkcyjną. Thomson niczym lampart, polujący na antylopę, skradał się z Uwalniaczem Umsyłu w rękach w kierunku dobrze zapowiadającego się naukowca. Gdyby może zauważył na matowej ścianie odbicie sylwetki doktora o sekundę wcześniej udałoby mu się dodzwonić.
- Centrala słucham... Słucham, halo... jest tam ktoś - przytłumiony głos ze słuchawki był ledwo słyszalny.
Bezwolne ciało Wayna osunęło się na ziemię. Był on dokładnie pięciomiliar-dową pierwszą osobą, która skorzystała z Uwalniacza, a pierwszą, która zrobiła to nie z własnej woli.
- Johny, ile razy ci mówiłam, że się z tobą nie umówię i nie rób sobie więcej tych beznadziejnych telefonicznym kawałów. - wyraźnie zła pracownica Centrali roz-łączyła rozmowę, po czym z ciągle trzymanej w ręce słuchawki dobiegł przeciągły, dokuczliwy sygnał.
Thomson zdjął z głowy Waynaa Uwalniacz i podszedł udowadniać swoje racje pracownicy centrali, a potem zapewne pójdzie do tego jej, niedoszłego chłopaka. A potem... Potem już wszyscy będą martwi, oj przepraszam, doktor woli nazywać ich Uwolnionymi.