Oczekiwał nań z niecierpliwością. Po pewnym czasie w korytarzu rozległ się łomot kroków i do sali tronowej wkroczył półnagi, muskularny i brodaty olbrzym trzymający w ręku kolosalnych rozmiarów maczugę.
Augiasz pobladł. Za Heraklesem wbiegło pośpiesznie kilku sług królewskich, którzy byli wyraźnie przerażeni widokiem olbrzyma, gdyż zupełnie zapomnieli o obowiązującej na dworze etykiecie. Jeden z nich, widocznie bardziej śmiały, usiłował wyjaśnić zaistniałą sytuację.
- Prosiliśmy naszego szanownego gościa o to, by pozostawił broń na dziedzińcu, ale nas nie posłuchał...
Sługa z trwogą patrzył to na króla, to na Heraklesa, w nadziei, że od któregoś z nich wyjdzie polecenie. Po krótkim milczeniu król wykonał niecierpliwy gest ręką, który w dworskim języku oznaczał "Precz z moich oczu!" Słudzy wynieśli się pośpiesznie.
"Wezwałem cię"- rozpoczął król władczym tonem, który nawet jemu samemu wydał się w tej sytuacji groteskowy-"byś wyjaśnił przyczyny swych odwiedzin w naszym kraju. Wiele bowiem o tobie słyszałem"- dodał z zamiarem okazania gościowi szacunku; zabrzmiało to jednak dwuznacznie.
- Niech wysokość się nie gniewa- rzekł Herakles- ale to moja sprawa, gdzie łażę i po co. Nie lubię, jak się wtrącają. Ciągle tylko: A po co? A na co? Jak się zdenerwuję, to złapię jednego z drugim, nakopię im, a potem
rozmontuję zamek.
Augiasz spłynął zimnym potem. Jego królewski prestiż zachwiał się w posadach, ale nawet wstyd tym wywołany nie mógł się równać z paraliżującym strachem spowodowanym przez myśl, iż Herakles rzeczywiście przystąpi do "demontażu" zamku.
Heros, widząc, że król milczy, ciągnął:
- Dobra, jest jedna mała sprawka, którą chcę tu załatwić. Wysokość nie zgadnie. Przychodzę w celach społecznych. Społeczno- higienicznych, mówiąc ściśle.
- Do rzeczy... proszę- wykrztusił z siebie król.
- Chodzi o stajnie. Chcę po prostu oczyścić je od gnoju.
Ktoś zachichotał. Król popatrzył na Heraklesa z niedowierzaniem. Taki potężny, darzony szacunkiem i lękiem heros przybywa do jego ojczyzny po to tylko, by uprzątnąć bydlęce nieczystości? Następną jednak myślą Augiasza było to, że uprzątnięcie stajni królewskich jest istotnie zadaniem na miarę herosa, a dokładniej- legionu herosów.
Elida dawnymi czasy słynęła z niezwykle licznych trzód, rozmieszczonych w królewskich stajniach i oborach. Większość mieszkańców polis zajmowała się troską o królewskie stada bydła, owiec i koni. Sława Elidy spowodowała jednak zazdrość sąsiadów, którzy co pewien czas najeżdżali zbrojnie państwo Augiasza. Wojny obronne wymagały wysiłku wszystkich Elidyjczyków, toteż stajnie i trzody zostały zaniedbane. Nikt od wielu lat nie uprzątał nieczystości, a nawet padłych zwierząt, skutkiem czego Elida zyskała sobie miano najbrudniejszego państwa- miasta Hellady. Król próbował ratować sytuację, zatrudniając zarządcę z dalekiej północy, barbarzyńcę o imieniu Leninas. Ten oczarował króla wizją przemiany stajni w "koł- choz"- wzorową jednostkę hodowli i chowu zwierząt gospodarskich. Plan Leninasa nie powiódł się jednak, a stajnie dalej podupadały. Obecnie mało kto tam chodził. Nad miastem unosił się potworny fetor nieczystości oraz przejmujące wycie głodnych i zaniedbanych trzód.
Król wyprostował się na tronie.
- Dlaczego właśnie taki cel sobie obrałeś, Heraklesie?- spytał.
- Moja sprawa, proszę wysokości- odrzekł heros- niech wysokość da mi ludzi, którzy zaprowadzą mnie do stajni. I jeszcze jedno- dziesiątą część trzody biorę jako nalezność za wykonanie zadania.
- A weźże sobie nawet połowę- rozzłościł się król- oczywiście, jeśli uda ci się oczyścić stajnie. A na miejsce trafisz sam- po zapachu.
Herakles wymownym spojrzeniem dał królowi do zrozumienia, że nietaktowne wypowiedzi mogą spowodować poważne naruszenie zabudowy Elidy, zwłaszcza zaś zamku królewskiego. Augiasz uspokoił się momentalnie i wysłał dwóch sług, aby wprowadzili herosa na teren stajni.
Stajnie wyglądały i cuchnęły gorzej niż jakikolwiek ich opis. Słudzy prędko pozostawili Heraklesa samego, wyposażywszy go w narzędzia niezbędne do wykonania zadania. Olbrzym niezwłocznie zabrał się do pracy. Pomimo niewyobrażalnego smrodu wszedł do pomieszczeń, w których, brodząc w odchodach, przebywały wychudzone woły, konie, owce. Herakles wspomniał czasy gdy, wygnany przez Amfitriona, pasał w górach stado wołów. Serce pasterza ścisnęło się na widok zaniedbanej trzody.
- Zaraz wam pomogę, nie płaczcie tak- powiedział siłacz i niezwłocznie przystąpił do pracy.
Nakarmił i napoił część zwierząt, a następnie przystąpił do czyszczenia ich pomieszczeń. Nawóz wywoził taczką, a każde zwierzę mył wodą przynoszoną z cysterny. Ale zwierzęta szybko brudziły się ponownie, a ilość nawozu przez nie produkowanego wzrastała, od kiedy Herakles hojniej sypał im paszy do żłobu.
Po tygodniu harówki heros był oblepiony od stóp do głów nieczystościami, zmęczony i głodny, ale najgorsze było to, że jedynym rezultatem pracy była niebotyczna sterta nawozu obok stajen. Wewnątrz nich brud pozostał niezmieniony.
Herakles wpadł w szał. Złapał jakieś niesforne bydlę i wybił nim dziurę w ścianie stajni, a potem z rykiem pobiegł przed siebie. Odprowadzały go szydercze komentarze sług Augiasza. Nad brzegiem rzeki Penejos olbrzym padł na twarz i zaczął płakać.
Zapadła noc. Jedynymi odgłosami unoszącymi się w powietrzu były szum rzeki i łkanie Heraklesa.
***
Rankiem mieszkańcy Elidy przybyli tłumnie do stajen. Ich oczom ukazał się dziwny widok. Pomiędzy zabudowaniami wiła się rzeka Penejos, w której pławiły się augiaszowe stada, wydając radosne pobekiwania, rżenia i muczenia. Cała przestrzeń, łącznie z zabudowaniami była wolna od jakichkolwiek nieczystości. Rzeka wymyła je i zaniosła na podmiejskie pola, gdzie były one potrzebne jako nawóz.
Rozpromieniony i szczęśliwy Herakles przy pomocy Elidyjczyków skierował rzekę w jej poprzednie koryto, a następnie udał się na dwór króla. Tłumy krzyczały i wiwatowały na jego cześć. Owacjom nie było końca, nawet gdy Herakles stanął przed obliczem Augiasza.
Królowi doniesiono już o oczyszczeniu stajen. Na cały dwór padł strach przed potężnym herosem, który w tydzień sam jeden rozwiązał problem trapiący miasto od wielu lat.
- A więc udało ci się, Heraklesie- rzekł król ze ściśniętym gardłem- bierz więc, co twoje i racz opuścić nasz spokojny kraj. Z pewnością pozostaniemy ci wdzięczni za to, że uwolniłeś nas od obrzydliwego fetoru i groźby epidemii.
- Wasza Wysokość pozwoli, że powiem kilka słów- rzekł Herakles.
Gdy król skinął głową, heros zaczął mówić:
" Niech wszystkim będzie wiadome, jak doszło do oczyszczenia stajen.
Niegdyś byłem żonaty z księżniczką tebańską. Byliśmy razem szczęśliwi, ale któregoś dnia wpadłem w szał i zabiłem żonę oraz dzieci. Szukałem przebaczenia mojego grzechu. Chciałem jakoś odpokutować za popełnioną zbrodnię... Na pewno to znacie, no nie?"
Herakles rozejrzał się po sali. Potem ciągnął:
" W wyroczni delfickiej poradzono mi, żebym zaciągnął się na służbę do mykeńskiego króla Eurysteusa. Tak też zrobiłem. Eurysteus zadawał mi trudne prace, ale ja je wykonywałem, bo chciałem pozbyć się poczucia winy. Szło mi nieźle. Zabiłem lwa, pourywałem łby hydrze, złapałem łanię ceryntyjską, w Arkadii zaszczułem groźnego dzika... stałem się sławny. Ale wina pozostała. Ciągle czułem się winny śmierci moich bliskich. Wreszcie przyszedłem tutaj. Eurysteus kazał mi oczyścić stajnie Augiasza. Ta praca była trudniejsza od innych. Słudzy śmiali się, widząc mnie unurzanego po pachy w gnoju. Wczoraj miałem już tego dość. Pobiegłem nad rzekę i rozpłakałem się. Wtedy usłyszałem cichy szept:" Heraklesie!"
Wyrwałem z ziemi drzewo i rozejrzałem się. Było ciemno, ale ja dobrze widzę w ciemności i wiem, że nikogo wokół mnie nie było. "Kim jesteś ?!"- zawołałem. Ten Ktoś odpowiedział cicho: "Jestem Bogiem".
Zapytałem: "Jakim bogiem? Apollo czy Hermesem?" O mnie samym mówią, że jestem synem Zeusa.
Głos odpowiedział:"Jestem Prawdziwym Bogiem. Stwórcą nieba i ziemi. Panem Wszechmogącym."
Padłem na twarz, a On mówił dalej:
" Widziałem twoją rozpacz i niemoc, twoją chorą duszę i twój grzech. Przyszedłem ci pomóc."
" Co rozkażesz, Panie?"- spytałem, a wtedy On kazał mi rzucić trzymane w rękach drzewo do wody. Uczyniłem tak, a wtedy woda w rzece zatrzymała się, zawirowała i rzeka zmieniła bieg. Popłynęła w stronę Elidy. Przestraszyłem się, że zatopi miasto i już chciałem krzyczeć, ale głos Boga mnie uspokoił.
Wczesnym rankiem przyszedłem do miasta i zobaczyłem, że stajnie są czyste. Rozpłakałem się ze szczęścia. I wtedy Bóg znów odezwał się do mnie:
" Tak jak oczyściłem stajnie, tak oczyszczę z grzechu twoją duszę."
Cóż to była za radość! Poczułem się nareszcie wolny od brzemienia winy, wolny od rozkazów Eurysteusa! Bóg Wszechmogący przebaczył mi grzechy, jestem usprawiedliwiony i szczęśliwy!"
Król Augiasz milczał. Po chwili jednak odezwał się:
- Dziwna to doprawdy historia, Heraklesie. Ale cóż- wracaj w pokoju do rodzinnych stron. Zatrzymaj sobie, jeśli chcesz, dziesiątą część mojej trzody.
- Trzodę niech Wasza Wysokość złoży w ofierze Bogu Wszechmogącemu. To On oczyścił stajnie, jemu należy się więc hołd. A sam, królu, pozostań w pokoju wraz ze swym królestwem!
Po tych słowach Herakles opuścił Augiasza i wyruszył w podróż do Myken. Przybywszy do Eurysteusa złożył mu świadectwo dobroci Wszechmogącego Boga i pożegnał go życzliwie. Później, w dalekim kraju ożenił się z księżniczką Dejanirą i oboje żyli długo i szczęśliwie, czcząc prawdziwego Boga, który troszczył się o nich i otaczał ich swą miłością.
--