Błotniste brzegi rzeczywystości

Nieznany

Cz. I "Plac"

Zawsze wiedziała, że to istnieje, ale jakoś nigdy tam nie chodziłam. Tego było inaczej. Wybrałam się z psem na spacer, zwiedziłam trochę osiedle, odkryłam miejsca, w których jeszcze nie byłam. Najpierw znalazłam się na boisku do piłki nożnej, gdzie jakaś para piła wino, dwóch chłopaków uczyło się gwizdać, a jakaś babcia bawiła się za swoim bokserem. Nie miałoby ty w sobie nic nadzwyczajnego, gdyby nie atmosfera jaka tam panowała. Choć przestrzeń była dość duża, czuło się spowijające to przygnębienie, które zdawało się przygniatać wszystko, brak radości pokrywał wszystko grubą, nieprzejrzaną warstwą mgły. Strząsnęłam to z siebie i oszołomiona powędrowałam dalej. Po kilku minutach spaceru przez lasek stanęłam na placu. Ławeczki, krzaki, zniszczone drzewa, schody, śmieci - głównie po butelkach, słowem melina. Siedzą ludzie obowiązkowo pijacy najrozmaitsze trunki alkoholowe..... normalny obrazek dzielnicy, może osiedla.... miasta, kto wie, może kraju....... świata? Tak, świat składa się chyba z tysiąca takich placów. Oprócz pijących spostrzegłam jeszcze dzieci, które zapewne co wieczór muszą zaciągać swoich rodziców do brudnego domu. Całe życie tych dzieci odbywało się na tym placu. Bawisz się, zbijasz kolano, przychodzisz codziennie, palisz, pijesz, może ćpasz, osiemnastki nie pamiętasz... Dzisiejsza gromadka dzieci, składała się z może ośmiu cztero - pięcio latków bawiących się w berka. Była pośród nich bardzo ładna dziewczynka o czarnych włosach i kocich, zielonych oczach. Jedyną rzeczą, której o niej nie wiem, to jej imię, resztę szczegółów z jej życia znam lepiej niż własne. Chciałabym Wam opowiedzieć o tej właśnie dziewczynce, która tego dnia niespodziewanie przewróciła się... Chyba nic jej się nie stało, jednak przez długi czas leżała z głową zadartą do góry, patrząc w niebo. A niebo było pięknie niebieskie, posiadało najbardziej niebieski kolor błękitu, jaki widziałam kiedykolwiek. Było ironią zesłana przez Boga, który może myślał, że zsyłając takie niebo, polepszy świat I może mu się udało? Bo obudził w tej dziewczynce nowe życie..... niebieskie jak niebo.

Potem często przechodziłam przez plac i zawsze dziwiło mnie to, ze dziewczynka nieustannie wpatrywała się nieboskłon, wyglądała tak, jakby chciała wyciągnąć rękę i uszczknąć choć okruszek błękitu. Ja tez często spoglądałam w tamtym kierunku, ale może moje niebo było inne niż jej.?

Została moja "dziewczynką".

Cz. II "Obóz sobowtórów"

Pewnego lata Dziewczynka pojechała na obóz w góry. Co prawda nikogo tam nie znała, jednak każda postać przypominała jej kogoś. Może osoby z poprzednich wcieleń?

Jednym z godnych uwagi elementów tego obozu, był list, który wysłała do swojej przyjaciółki. Napisała go po sprzeczce niemal ze wszystkimi obozowiczami.

Cz. III "a na obiad 100 jagód obojętności..."

"Minęły urodziny Żwirka, pogoda się popsuła, chyba razem z moja radością Drobne kropelki pojedynczo nie są szkodliwe, jeśli jednak jest ich dużo są uciążliwe, zbierają się w jedno morze smutku, przykrości Gdy kropelki spadają pojedynczo, to można przetrzymać, jednak gdy spadnie na głowę cały świat kropelek... załamałam się. Choć byś nawet uciekł daleko, schował się głęboko, uciekł wysoko, tak jak ja wczoraj w góry, na owianą mgłą łąkę z jedna tylko sosną, to i tak cie dosięgną... złe spojrzenia. Nigdy nie uciekniesz od rzeczywistości...

To wszystko przez różne zachcianki. Nie me w tym niczyjej winy, można tylko powiedzieć: "przepraszam" i koniec. Tylko kto pierwszy wyciągnie rękę z tej swojej dumy przytłaczającej sumienie?

Wszystko, czego chciałam dokonać zawisło na cieniutkiej pajęczynie, z marzeniami, jak kropelki rosy ociekające wolno po pochyłości.

Ktoś nie lubił pajęczyn! Zniszczył całą moją przyszłość.

Może powinnam walczyć? Ale ja nie mogłam, nie miałam siły stawać do boju z niszczycielem pajęczyn. Zamknęłam się w sobie, zaszyłam się w swoim worku pozornej obojętności, ciemnym, grubym worku, gdzie nikt mnie nie dojrzy. Zostawię tyko małą kartkę: "njiohbyubhkbhkvghkvghjvg", a przy i tak popsutym domofonie napiszę . u mnie w worku będzie ciasno, tylko miejsce dla mnie. Nie zmieści się wyobraźnia, radość, nadzieja i marzenia, które umrą na progu próbując dodzwonić się popsutym domofonem. Zamknięta w swoim wymiarze z kartkami, które nie umieją mówić i długopisem ciemnym jak dzień dzisiejszy. Tylko ja siedzę po środku tego wszystkiego na zimnym, twardym głazie, który wpaja w mój organizm chłód samotności... Powoli kamienieję Nie potrzebuję lampy, gdyż strach wypalił mi oczy. Z sufitu porośniętego pleśnią nienawiści zwieszają się znienawidzone napisy. Zdaje mi się, że umarłam i tak wygląda moje piekło, ale ja niestety żyje zamknięta w jednej setnej mojego piekła samotności. I może będę tak trwać, może umrę, a może jakaś mała myszka ciekawa, co jej w środku przegryzie mój gruby worek i wpuści do mnie promyk jasnej szczęśliwości?

Czy istnieją takie myszki?

Podobno, by zajrzeć w siebie, trzeba spojrzeć głęboko w oczy i po ich kolorze, wyrazie poznać swoje wnętrze. Jakiego koloru są dziś moje oczy? Czy wyglądają jak szare morze smutku, trochę szkliste i takie zwyczajnie zdołowane?

20 minut do obiadu. I tak nic nie zjem, jestem najedzona obrzydliwym poniżeniem Nie lubię go, ale czasami podają go pod postacią lodów na srebrnej tacy. Chciałabym mieć lek na przeczyszczenie, ale dostawa z apteki nie dodzwoniła się domofonem.

15 minut. Chciałabym, aby dzisiaj podali choć okruszek nadziei.

Do torby podróżnej chyba nie zmieściła mi się chyba wytrwałość. Przyśle mi ją może ktoś, albo spadnie z nieba.

10 minut. Może uda mi się oddać porcję mojego smutku komuś, kto miał większą torbę. Może ktoś odstąpi mi swoje okruszki nadziei.

Gdzieś słyszałam, że Bóg jest głosem, ale czy jest też tymi zawistnymi dźwiękami wypluwanymi z pogardą przez innych? Nie, Bóg nie może być takim głosem. Jaki jest głos Boga?

5 minut. Wiesz, byłą sobie kiedyś mała dziewczynka. Trochę gruba, nie za ładna, taka sobie tuzinkowa. Trochę może więcej rozumiała, spostrzegała, ale była na tyle malutka i głupiutka, ze nie potrafiła tego wykorzystać. Oprócz tego, ze była zbudowana cała z zielonych kamyczków, to miała czarne włosy, zielone oczy i ogromne czarne buty. Ciekawe dlaczego miała takie buty? Może dlatego.... Nie, już nieważne. Żyłaby sobie dziś, w tych butach chodziła po świecie, gdyby nie ktoś, kto bardzo jej nie lubił i zabrał jej jeden zielony kamyczek. Dziewczynka się załamała. Po długich prośbach i przeprosinach ten ktoś zrozumiał w końcu, że źle zrobił i oddał jej kamyk. Ale kamyczek nie był już zielony. sczerniał i zarażał inne kamyczki Dziewczynka nigdy nie była już sobą i powoli umierała. Nikt nie mógł jej pomóc. Jakiś morał, wnioski? Wyciągnij sama.

Już po obiedzie. Zjadłam około 100 jagód obojętności, które chyba nie zmieniły moich oczu.

Chcę wracać!

W drodze powrotnej, za ostatnie grosze, dziewczynka kupiła sobie mały wisiorek z błękitnym oczkiem.

Cz. IV "norma pozorna"

Teraz jej imię, które jej przypisałam, powiększyło się i brzmi: "Dziewczynka z zielonych kamyczków.

Wróciwszy do domu zmieniła się i zaczęła zajmować się swoim młodszym, trzyletnim bratem. Pewnego dnia, gdy razem się bawili, Mateusz (jej brat) chwycił ją za ten wisiorek, który przywiozła z gór i powiedział:

-O, skąd masz skjawek nieba?

Dziewczynka była oszołomiona i szczęśliwa Zawsze wierzyła w szczerość brata, a dziecięcą spontaniczność ceniła najwyżej, dlatego uwierzyła spostrzeżeniu Mateusza i już by się zdawało, że Dziewczynka odzyska wiarę w siebie, ale tak się nie stało. Choć zadowolona, ze okruszek tego błękitu, o którym zawsze marzyła, miała teraz zamknięty na szyi, nie starczyło jej sił na chodzenie po ziemi z głową w chmurach.

Utopiła się w spokojnej tafli jeziora odbijającego w sobie gwiazdy i księżyc Utopiła się w niebie...

pewnie siedzi sobie teraz na gwiazdach i przywiesza je na nocnym firmamencie. Może ją kiedyś odnajdziesz........ w sobie?.....

KONIEC

Nieznany
Nieznany
Opowiadanie · 27 czerwca 2000
anonim