Eleonora

Szluger

To był szok. Naprawde przerwana lekcja muzyki.

Ktos wybiegł ze szkolnej łazienki, krzycząc:

- Ona nie żyje! Jest cała we krwi...

Wszyscy, cała klasa, patrzyliśmy się na siebie całkowicie przerażeni. Przed momentem pożyczyłem od niej gumke do mazania, a ona podała mi ją z dziwnym uśmiechem. Stale miała taki niezwykły wyraz twarzy- zupełnie, jakby się nas bała i znajdowala jedyną przyjemność w obserwowaniu jak się zachowujemy. To jej całkowicie wystarczalo. Przechylała głowę na bok i spod przymrużonych powiek sledziła każdy ruch, wsłuchiwała się w każde słowo, a potem obojętnie zapadała w stan, który nazywaliśmy letargiem. Kiwała się do przodu i tyłu, z zamkniętymi oczami, czasami coś do siebie szeptała, najczęsciej po angielsku- jakby rozmawiała ze swoim niewidzialnym przyjacielem.

- Przepraszam, czy mogę wyjść?- zapytała nieśmiało, podnosząc do góry rękę. Drżała. Tak , jakby zwykłe zapytanie się nauczycielki o to, czy może iść do toalety, było czynem , który ją przerastał.

Pani od muzyki spojrzała na nią spod okularów. Miała nieprzyjemne, małe oczy i tłustą, różową gębę- tej części jej głowy nie godziło się nazwać twarzą, bo sprawiała ona zbyt prostackie wrażenie.

- Po co, Eleonoro?

Eleonora skuliła się, przyjmując tak cierpiętniczy wyraz twarzy, że nie można było potraktować tego obojętnie.

Eleonora...Pierwszy raz zwrociłem uwagę na jej imię. Powąchałem gumkę, którą mi pożyczyła, jeszcze ciepłą od mojego spoconego palca- pachniała delikatnie, bardzo cytrynowo. Eleonora. Kto teraz nadaje dziecku takie imię...? Spuścilem oczy, starając się zapomnieć, jak tragicznie wyglądał świat w oczach Eleonory, małej i bladej jak porcelanowa lalka.

- Proszę pani...ja muszę...- pisnęła tak cicho, że ledwie zrozumieliśmy o co jej chodzi. Ktoś złośliwie ukluł ją w plecy cyrklem, potem w kierunku jej glowy poszybowała papierowa kulka. Chociaż była mała i lekka, Eleonora prawie upadła twarzą na lawkę, kiedy pocisk trafił ją w ucho. Zauważyłem, że jest bliska płaczu- odwróciła się , obrzucając klasę spojrzeniem przestraszonego szczura. Potem po jej twarzy polały się łzy.

Mój kolega Krzysiek wydarł z zeszytu do muzyki następna kartkę, po czym zaczął formować z niej pocisk.Chwyciłem go za rękę w momencie, kiedy usiłował rzucić kulką w stronę Eleonory.

- Kurwa, zostaw mnie!- wrzasnął, odpychając mnie, aż szczęknęły krzesła i poleciałem na ścianę.- Co ci odjebało?

- Nic.- zacisnąłem szczęki.- Nie widzisz? Ona płacze. Przez ciebie, palancie.

Sam nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Może dlatego, że widok łez w tych jej tragicznych oczach poruszył we mnie cos, co od dawna uważałem za umarłe...? Nieraz dręczyłem ją, czasem mniej, czasem bardziej ,wołałem za nią w klasie "Ela- Wariatka" , "Ela Schizolka"...Nie obchodziło mnie nic, jej kiwanie się na krzesłach, drżące słowa, ciągłe wezwania do gabinetu pedagoga. Była dla mnie nikim, pustą twarzą, której nie kojarzy się z żadnym imieniem, z żadną sytuacją...Teraz jej tragiczne oczy wydawaly się krzyczeć :" Zniszczyliście mnie..."

Krzysiek ochłonął po paru sekundach.

- Michał, z nią jest coś nie tak.- powiedział dziwnie zaniepokojonym tonem.- Niech ona nie wychodzi do tej łazienki, bo sie kurwa coś stanie...Czuje to.

Wiedzieliśmy obaj. Zauważyliśmy to. Ścisnąłem w palcach gumkę, zupełnie jakbym chciał za jej pomocą powiedzieć coś Eleonorze.

- Eleonoro, proszę się uspokoić.- zaskrzypiała nauczycielka muzyki. Blada skóra dziewczyny zrobiła się nagle bardzo czerwona, wewnątrz eksplodowały myśli i szalone emocje, prawie słyszałem, jak bije jej serce, jak krzyczy do mnie :" Michał, pomóż mi! Zabierz mnie z tego świata...".

- Wariatka...- usłyszałem czyjś głos. Zamknąłem oczy, żeby odpędzić od siebie myśli o Eleonorze.Chciałem być jak inni, których nie obchodziło niczyje cierpienie , niczyje uczucia...Nieme błaganie Eleonory doprowadzało mnie do szału. Nie byłem na tyle silny, aby się przeciwstawić, ani też wystarczająco dobry, żeby jej pomóc...Właściwie dalej nic dla mnie nie znaczyła, ale te oczy, te oczy...widziałem coś takiego , kiedy spoglądałem na twarze ofiar wojny. Wielkie oczy, pełne łez i bólu, tak wielkiego, że sam go odczuwałem jakby był moją własną męką...

- Wariatka.- powiedziałem sam do siebie. Oczy drążyły mnie od środka. Nigdy nie zapytałem jej o imię. Nigdy nie odezwałem się do niej życzliwie. Może ona ma poważne problemy...może nie ma z kim porozmawiać, bez przerwy sama, zdana tylko na siebie i na kiwanie się na krzesłach, bez końca, w przód i w tył...Poczułem, że brakuje mi powietrza. Wyobraziłem sobie mały pokój, w którym siedzi grzeczna mała Eleonora- zagrzebana w książkach, milcząca, nienawidząca widoku wesoło bawiących sie dzieci. Samotna , mała Eleonora.

Kiedy pani od muzyki kazała przepisać do zeszytów tekst kolędy, Eleonora nagle zerwała sie z krzesła i pobiegła do drzwi. Otworzyła je szybkim ruchem i wyskoczyła na korytarz. Krzesło spadło na podłogę, pociągając za sobą ławkę. Przez otwarte drzwi wleciało zimne powietrze, rozwiewając misternie ułożoną grzywkę nauczycielki.

- Wiecie, co jej jest?- zapytała bezgłośnie, wpatrując się w chaos na podłodze. Była wyraźnie przerażona, tak jakby i ona usłyszała skargę Eleonory.

Jakaś dziewczyna podniosła rękę. Nauczycielka skinęła na nią głową, aby wyjaśniła sytuację.

- To schizofreniczka. Nie powinna chodzić do tej szkoły.

Miałem ochotę wstać i udusić tę wspaniałą koleżankę.

- Mam nadzieję , że jej szybko przejdzie.- powiedziała profesorka, a jej gęba przybrała bardzo zniesmaczony wyraz.

Eleonory nie było.

- Niech ktoś pójdzie i jej poszuka.- usłyszeliśmy rozkaz. Powoli wrażenie sprzed chwili- obraz jej szalonych oczu- ustąpiło miejsca zwykłemu znudzeniu lekcją..

Zmazałem źle przepisane słowo i wtedy to się stało.

Krzyk.

Gumka wysunęła mi sie z palców.

- Ona nie żyje! Jest cała we krwi...

Wszyscy zamarli.Cała klasa popatrzyła na siebie z kompletnym przestrachem...Z winą wypisaną na czole ognistymi literami.

Nauczycielka zemdlała. Jej gęba rozdziawiła się szeroko, a tłuste ciało leżało bezwładnie na brudnej podłodze. Tego już było za wiele. Zacisnąłem mocno powieki, wtykając pięści w oczodoły...Czułem, że coś we mnie się wije, jakby kolczasty wąż szarpał mnie od środka. Z gardła wydobywał mi się tylko pisk i urywany szloch.

Zniszczyliśmy ją. Zabiliśmy jej młodość. To my...to nasza wina...ona była taka samotna...

Eleonora przeżyła. Pojechała do wariatkowa. Kiedy opuściła na dobre naszą klasę, nie było przerwy, spotkania, żeby nie padlo o niej chociaż jedno słowo. Dziewczyny czuły się jak ostatnie świnie, chlopcy zresztą też. Pijac piwo wyliczaliśmy krzywdy, jakie jej wyrządziliśmy.

- Pamiętacie, kiedy zamknęliśmy ją w ubikacji dla chłopców ?zemdlała i ktoś zaczął na nią szczać...

- Nigdy nie odezwałam się do niej przyjaĽnie, tak jakby była trędowata...

- Zaprosiliśmy ją na imprezę, a kiedy przyszła, kazaliśmy jej zmywać rzygi...

Wszystko było jak w antycznym cyrku- Eleonora wybiegala na arenę, a my solidarnie kierowaliśmy kciuki w dół. Nie miała żadnych szans. Teraz czuliśmy na sobie ciężar tego jej zalęknionego spojrzenia, ciężar jej ciągłej samotności i wszystkiego, co ukrywała w sobie przed całym światem , jak worek do bicia.

Jej oczy przesladowały mnie czasami w snach jako wielkie, płonące źrenice z których skapywało samo cierpienie i ból...Doprowadzało mnie to za każdym razem do nagłych przebudzeń, a kiedy wpatrywałem się potem przerażonym wzrokiem w ciemność, widziałem ogniste kręgi tych oczu- krzyczące do mnie „ Jesteś winny!“.

Szluger
Szluger
Opowiadanie · 14 lipca 2000
anonim