Wołowina była już stara ale wciąż uganiał się za nią jędrny salceson. Jej mąż boczek wiedział o wszystkim, ale nie zwracał na to uwagi, bo o wiele bardziej zajmował go jego tłusty brzuch. Wszyscy troje zastanawiali sie co ich czeka w przyszłości, dlatego nocą prowadzili długie rozmowy...
- Ja bym chciała skończyć zmielona w gołąbkach.. - wzdychala wołowina. - Romans z ryżem byłby cudowny...
- Eee tam, gołąbki. Mnie o wiele bardziej pociągaja wczasy na półmisku, razem z kiełbaskami i szynką - odburkiwał boczek.
- Ale tam jest zawsze zimno i poza tym musztarda często się wpierdala tam gdzie nie trzeba.
- Co ty możesz o niej wiedzieć?. Przecież jej nie znasz! - obruszał sie salceson. - Powinno się ciebie usmażyć za takie brednie.
- A ciebie żeby tak psy zeżarly!
I od słowa do słowa zaczynała się kłótnia...
Boczek, wołowina i salceson długo by jeszcze tak miło sobie żyli na haku i gaworzyli, ale pewnego razu w sklepie mięsnym pojawił sie hodowca lisów. Od razu zainteresowały go trzy stare mięsa wiszące na haku.
- Ile za te ochłapy? - spytał pokazując tłustym paluchem na zacną trójkę.
- Ochłapy, nie ochłapy, jeszcze nie takie stare. Za 7 złotych mogę sprzedac - ożywiła się sklepikarka, zadowolona, że ktoś się wreszcie zainteresował zestarzałym mięsem.
- 6 złotych daję i do widzenia - próbował sie targować hodowca.
"Złotówka w tą, czy w tamtą, co mi tam. " - pomyślała sklepikarka. "Dobre i 6 złotych za to ".
- Dawaj pan. - powiedziała, po czym zamaszystym ruchem ściągnęła mięsko z haka.
A lisy, co tu dużo mówić, mialy wyżerkę...
trochę stęchły ten text ;))