Były piękne.
Najbardziej kochało je nocą, kiedy nikt mu w tym nie przeszkadzał, kiedy wreszcie było samo, doskonale samo. I na przekór wszystkiemu to właśnie wtedy zapominało o tym jak bardzo jest samotne. Uwielbiało, jak gdzieś z lasu słychać było śpiew słowika, było wtedy pewne że chmury tańczą z księżycem. Żałowało tylko, że ono samo nie umiało im tak śpiewać.
I nie umiało tańczyć.
Właściwie to nic nie umiało. I było brzydkie, bezużyteczne, nie potrzebne nikomu, bez własnego miejsca. A wszystko do czego tak bardzo rwało się jego serce było zbyt odległe, nieuchwytne. Ale ono też kochało, potrafiło kochać, bez żadnych złudzeń że księżyc i obłok czymkolwiek mu się odwzajemnią, poza cierpliwym wysłuchiwaniem jego westchnień. I było z tego dumne.
Płakało czasami, ale tylko wtedy gdy nikt nie patrzył. Żadna gwiazda, żaden cień, nikt nie widział jego łez. Nigdy. Tylko ono samo czasami patrzyło na słone krople na szarych piórach. Patrzyło i widziało w nich swoiste piękno. Prawdziwe piękno, którego nie umiało jeszcze rozpoznać i nazwać, do którego nie mogło samo sobie się przyznać, uznając to w duchu za bluźnierstwo, nie pozwalając sobie uwierzyć. A mimo wszystko lubiło płakać.
I lubiło świat. Ten daleki, nieznany świat, którego nigdy nie widziało. Piękny świat, nie skażony jego niechcianą obecnością, nie okaleczony jego brzydotą, nie zdeptany jego pokraczną nogą. Lubiło go, marzyło o nim. Marzyło aby nigdy, przenigdy się tam nie dostać, nie zepsuć... Zastanawiało się tylko czy Tam świeci ten sam Księżyc...
Zawsze gdy na niego patrzyło, zadzierało główkę, wysoko, żeby widzieć tylko czerń nieba. Kiedyś siedziało nad jeziorem, długo jak jeszcze nigdy. Przysnęło, nawet nie zauważyło kiedy.
Obudziło się z obolałą szyją, z główką na ziemi, z Księżycem przed oczyma... tuż, w odległości kilku kroków. Przyszedł do niego. Piękny, srebrzysty. Taki, jakim go kochało. Musiało podejść. Wzbraniało się, nie chciało go skazić, bało się i walczyło samo ze sobą. Podeszło. Zamoczyło płetwy w zimnej wodzie. Bliżej... spojrzało w dół. Zobaczyło. Zobaczyło wszystko.
I nie trzeba pamiętać kim się było. Trzeba tylko dobrze wiedzieć kim się jest.
Pozdrawiam,
kussi