Przedział dla palących

suicidalmaniac

W pociągu jechałem ja, jakiś żołnierz, babcia imieniem Elwira (stąd wiem że wchodząc zamlaskała bułką z szynką i papryka ze jest Elwira) i dwie nastolatki. Jechaliśmy szarym od kamiennej rdzy ekspresem, pan krzycząco „piwo piwo piwo” już przebiegł, znaczy się jesteśmy już za Warszawą. Nieśmiało pytam się żołnierza gdzie jedzie.

Tajemnica służbowa.

Pytam się jak Polak Polaka - i częstuję go papierosem, odmawia wobec czego zapalam sam.

Do Kutna jadę, do mamy sadzenie ziemniaków mamy i komunię mojej siostry mam, pokażę ci zdjęcie, mam jej nieść welon.

W Kutnie schowaj bo ci utnie – zachichotała Elwira i pożerała mlamając bułkę z budyniem.

Zamknij się suko – powiedziała nastolatka i wyjęła lalkę barbie i zaczeła ją rozbierać, przełożyła ręce zamiast nóg i szminką oznakowała jej krocze.

Zaszczekało szarpaniem drzwi do przedziału, wpełzła gęba z zaparowanymi okularkami. To był ksiądz, cały jakiś taki spocony jak rybak przy wyżymaniu swoich gumofilców. Spytał się czy można.

- Nie można, wypad stare wapno – wykrzyczała druga nastolatka ta w różowym sweterku i zaczęła machać swoją barbie wersja łazienkowa i wbiła ją w lustro tuż nad moją głową. Zaśmiała się, dotknęła sutka językiem w którym tkwiła sobie beztrosko śrubka od roweru. Odwróciła się i zaczęła przeglądać jakieś kolorowe pismo dla nastolatek. Co chwila chichotały i zerkały na żołnierza który się płoszył wyraźnie i chociaż nie pali to wstałby na papierosa ale z jakiegoś powodu wstanie to nie było by zwykłym wstaniem na papierosa jakim wstaniem wstanie na papierosa winno być.

- Ech ci młodzi powiedziałem, ksiądz siada, to się nawet dobrze składa bo żołnierz chciałby się wyspowiadać – mrużę oko i pomagam załadować ciężką walizkę na półkę.

Synu, z pedalstwa trzeba się leczyć a nie spowiadać – powiedział ksiadz odpinając koloratkę.

Żołnierz udawał ze nie słyszy wyjął tomik poezji. Bodajże Turgieniewa.

Najpierw się spowiadałam jak dałam a potem jak nie dałam - parsknęła bułką z rybą Elwira i wróciła do krzyżówki.

Dokąd pan jedzie?

Do Rzymu, do papieża, sprawa nie cierpiąca.... yy zwłoki – tu się zamyślił

Organista fałszował? Czy ministrant podjadał hostje? – mrugnąłem okiem i wskazałem walizkę. Sam zaśmiałem się ze swojego żartu.

Ksiadz spurpurowiał

a może gospodyni przesalała zupki? – tu już wiłem się ze śmiechu i zaciągnąłem się papierosem.

Ksiądz zczerniał, a na rękach wypłynął mu fiolet, pewnie też pęka ze śmiechu pomyślałem. Zadziamgały drzwi znowu. Zgryźliwy pizg aluminiowej ramy po krzywej szynie uciszył wszystko.

Dzień dobry bileciki do kontroli – wlazł najpierw nos, odpowiednio zapijaczony, potem coś jakby wąsiska a na końcu mundur pod czapką z zagnieżdżonymi białkami oczu. Zmęczonych oczu.

Nie mamy! I miesiączki też nie mamy! – wykrzyczały nastolatki.

Ksiądz szeptał ze „bilety mam w walizce” na przemian z „o mój boże”. Z czasem „o mój boże” zamieniało się w swojskie „kurwa mać”. Zaczęło się robić śmiesznie, poklepałem się po piersi, i wykrzyknąłem „miesięczny”.

C.D.N.

suicidalmaniac
suicidalmaniac
Opowiadanie · 20 lipca 2004
anonim