Tajemnica służbowa.
Pytam się jak Polak Polaka - i częstuję go papierosem, odmawia wobec czego zapalam sam.
Do Kutna jadę, do mamy sadzenie ziemniaków mamy i komunię mojej siostry mam, pokażę ci zdjęcie, mam jej nieść welon.
W Kutnie schowaj bo ci utnie – zachichotała Elwira i pożerała mlamając bułkę z budyniem.
Zamknij się suko – powiedziała nastolatka i wyjęła lalkę barbie i zaczeła ją rozbierać, przełożyła ręce zamiast nóg i szminką oznakowała jej krocze.
Zaszczekało szarpaniem drzwi do przedziału, wpełzła gęba z zaparowanymi okularkami. To był ksiądz, cały jakiś taki spocony jak rybak przy wyżymaniu swoich gumofilców. Spytał się czy można.
- Nie można, wypad stare wapno – wykrzyczała druga nastolatka ta w różowym sweterku i zaczęła machać swoją barbie wersja łazienkowa i wbiła ją w lustro tuż nad moją głową. Zaśmiała się, dotknęła sutka językiem w którym tkwiła sobie beztrosko śrubka od roweru. Odwróciła się i zaczęła przeglądać jakieś kolorowe pismo dla nastolatek. Co chwila chichotały i zerkały na żołnierza który się płoszył wyraźnie i chociaż nie pali to wstałby na papierosa ale z jakiegoś powodu wstanie to nie było by zwykłym wstaniem na papierosa jakim wstaniem wstanie na papierosa winno być.
- Ech ci młodzi powiedziałem, ksiądz siada, to się nawet dobrze składa bo żołnierz chciałby się wyspowiadać – mrużę oko i pomagam załadować ciężką walizkę na półkę.
Synu, z pedalstwa trzeba się leczyć a nie spowiadać – powiedział ksiadz odpinając koloratkę.
Żołnierz udawał ze nie słyszy wyjął tomik poezji. Bodajże Turgieniewa.
Najpierw się spowiadałam jak dałam a potem jak nie dałam - parsknęła bułką z rybą Elwira i wróciła do krzyżówki.
Dokąd pan jedzie?
Do Rzymu, do papieża, sprawa nie cierpiąca.... yy zwłoki – tu się zamyślił
Organista fałszował? Czy ministrant podjadał hostje? – mrugnąłem okiem i wskazałem walizkę. Sam zaśmiałem się ze swojego żartu.
Ksiadz spurpurowiał
a może gospodyni przesalała zupki? – tu już wiłem się ze śmiechu i zaciągnąłem się papierosem.
Ksiądz zczerniał, a na rękach wypłynął mu fiolet, pewnie też pęka ze śmiechu pomyślałem. Zadziamgały drzwi znowu. Zgryźliwy pizg aluminiowej ramy po krzywej szynie uciszył wszystko.
Dzień dobry bileciki do kontroli – wlazł najpierw nos, odpowiednio zapijaczony, potem coś jakby wąsiska a na końcu mundur pod czapką z zagnieżdżonymi białkami oczu. Zmęczonych oczu.
Nie mamy! I miesiączki też nie mamy! – wykrzyczały nastolatki.
Ksiądz szeptał ze „bilety mam w walizce” na przemian z „o mój boże”. Z czasem „o mój boże” zamieniało się w swojskie „kurwa mać”. Zaczęło się robić śmiesznie, poklepałem się po piersi, i wykrzyknąłem „miesięczny”.
C.D.N.