Wojtek Kolas właśnie ujrzał ten wielki świat w dole.
-Nie pal u mnie w domu. Rodzice pomyślą, że to ja. Będą wściekli.
-Wyluzuj, Cichy. W końcu i tak by się to wydało. Przecież wszyscy pala.
Popatrzył na jej jasną twarz starannie ukrytą w długich, kruczoczarnych włosach. Wyzywająco umalowana, w postrzępionych dżinsach i z wynoszonym plecakiem pełnym naszywek, Maria była dla niego jedną z tych dziewczyn z klasy, które nigdy nie zwracały na niego uwagi. Do dzisiaj.
-Ja nie. O co chodzi?
-Jest impreza u Pasiaka. Pasiak nalegał, abym Cię zaprosiła.
Nastała chwila głębokiej ciszy. Ciepło domowego ogniska właśnie walczyło z ukrywaną ciekawością.
-Zapomnij-mruknął z niechęcią.-Starzy mnie nie puszczą.
-W piątek nie będzie twoich starych.
Uśmiechnęła się do niego. Pamiętał ten szczególny rodzaj gestu. Obdarzyła nim go już kiedyś pewna dziewczyna jeszcze w podstawówce.
Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Świat był prostszy, miał mniej wad. Teraz wszyscy wokół niego odlecieli z wiatrem zmian. Tamta dziewczyna też. Nie chciał, aby i tym razem tak się stało.
-O której?
Młody orzeł rozpostarł skrzydła. Pierwszy raz poczuł słodki smak wolności. Pozwolił się ponieść zdradzieckim prądom. Pełen braku doświadczenia i nieświadomy własnej niemocy zakończył swój lot bolesnym upadkiem.
W piątkowy wieczór Wojtek pożegnał swoją matkę idącą na nocny dyżur. Ojciec miał wyjechać za pół godziny. Płynność upływu czasu rozciągała się właśnie w nieskończoność.
-Synu, ja już jadę. Wrócę jutro popołudniu, jasne?
-Tak, tato.
Trzask zamykanych drzwi dał mu znak. Poczuł słodki smak wolności. Dwie minuty później mijał róg swojej ulicy.
-No jesteś. Myślałam już, że się nie zjawisz.
Odwrócił głowę. Maria stała oparta o latarnię ubrana w to, co zawsze. Piętnaście minut później przekraczał dom Pasiaka. Dał się ponieść zdradzieckim prądom. Czekał go upadek.
-Cichy, żyjesz?
Głos odbił się w jego umyśle pulsującym rytmem bólu. Leżał na łóżku, obok siedziała Maria i paliła papierosa. Wydarzenia ostatniej nocy gwałtownie urywały się w najlepszym momencie.
-Jezu, co się wczoraj stało?
Maria pochyliła się nad jego wyrażającą cierpienie twarzą.
-Mówiłam-powiedziała szeptem, rozumiejąc jego stan.-Nie pali się trawki na fazie ale ty byłeś mądrzejszy.
Analiza jej wypowiedzi zajęła jego zaburzonej alkoholem i narkotykami głowie nieco czasu. W końcu jednak wywołała odpowiedni efekt.
-Paliłem marihuanę?!-krzyknął, podnosząc się z łóżka.
Do sypialni wszedł Pasiak.
-Taa, Cichy ale jak było opowiesz mi innym razem. Teraz spierdalaj, bo muszę posprzątać po tobie. Nieźle żeś się wczoraj uwalił.
Zadzwonił telefon.
-Czego?!-ryknął Pasiak.
Następne zdanie wypowiedział już zupełnie innym tonem.
-Tak, panie Kolas, pański syn jest tutaj-zakrył ręką sluchawkę.-Do ciebie, Cichy. Twoi starzy.
Wojtek odebrał słuchawkę z widocznym drżeniem ręki.
Pasiak wyszedł z sypialni. Odchodząc, zdążył jeszcze usłyszeć głos Wojtka:
-Przepraszam tato, ja chciałem się raz zabawić i...Co? Włamanie?!
Pasiak uśmiechnął się. Plan wypalił.
Młody orzeł otworzył oczy. Upadek pozbawił go przytomności ale nie życia. A skoro żył, musiał przyjąć porażkę jako doświadczenie. Ponownie rozwinął skrzydła...
Wojtek szedł pospiesznym krokiem przez ulicę. Paru przechodni spojrzało na jego spuchniętą twarz. Chyba pierwszy raz ojciec na niego krzyczał, a już na pewno, pierwszy raz go uderzył.
Nacisnął dzwonek.
-Czy zastałem Marię?-nawet nie silił się na grzecznościowe powitanie jej matki.
-Jest w swoim pokoju. Proszę wejdź.
Minął korytarz i otworzył drzwi z plakatem Nirvany. Nawet nie musiał pytać, czy to te. Maria siedziała ze słuchawkami na uszach. Nie zauważyła go nawet. Wściekły wyjął wtyczkę z wierzy. Metalowe basy zadudniły w całym domu.
-To ty!-krzynęła zdumiona, ściszając muzykę.-Chciałam zadzwonić ale....
-Dobra, kurwa, daruj sobie!-przerwał jej, chwytając ją za ramiona.
Otworzyły się drzwi i do pokoju zajrzała matka Marii.
-Wszystko w porządku?-spytała zaniepokojona.-Słyszałam muzykę i...
-Tak, mamo, nic się nie stało.
Zostali sami. Wojtek puścił ją, odwrócił się i spojrzał przez okno.
-Cichy, ja naprawdę....-zaczęła.
-Co o nim wiesz?
-Co?
Odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy.
-Co wiesz o Pasiaku?
Zastanawiała się chwilę przywołując w myślach wszystkie zdarzenia z nim związane.
-Wiedziałam, że ma powiązania z jakimś gangiem ale nie przypuszczałam, że...
-To już sam wiem. Co jeszcze?
-Mieszka z ojcem. Widuje go dwa razy w tygodniu ale z tego co wiem, wolałby go w ogóle nie spotykać.
-Czemu?
-Kiedy jest sam, to pewny z niego sukinsyn ale przy ojcu staje się bardzo potulnym chłopczykiem. Kochany tatko zawsze jakoś go poskramia...
-Bije go?
-Kiedyś przez niego wylądował w szpitalu ze złamaną kością policzkową, bo nakrył go z jakąś laską. Tatuś ma do niego twardą rękę jeżeli synek jest niegrzeczny.
Wojtek uśmiechnął się. Tym razem sam do siebie. Ponownie rozwijał skrzydła...
-Nie wiesz przypadkiem, kiedy będzie jakaś impreza?-spytał.
-Wiem ale...
- To świetnie-przerwał jej i znowu się zamysłił.-Musisz go na nią zaprosić. Taaaak i jeszcze musisz...kupić kondony....
Młody orzeł szybował po niebie. Napawał się czystym faktem lotu. Wydał z siebie okrzyk wolności. Świat należał do niego.
Pasiak wracał właśnie do domu. Zamroczony alkoholem umysł ledwo zdołał otworzyć kluczem drzwi. Nie zapalając światła, położył się w rzeczach do łóżka. Umysł szybko odcinał się od bodźców. Ramiona Morfeusza już go obejmowały, gdy...
-No i jak, przystojniaku masz ochotę na gorąca noc?
Głos Marii.....Słyszał go już niedawno....Wypowiadał tą samą kwestie....
-Nie pytaj, tylko działaj.
A teraz jego głos....
Otworzył oczy. Na ekranie swojego telewizora właśnie dobierał się za stanik Marii.
-To kopia, tak na wszelki wypadek
Wojtek wyłonił się z cienia.
-Ty...!
-Chyba nie chcesz, żeby ta kaseta dostała się w ręce twojego kochanego tatusia, co? Wiem, że Maria robiła tylko za wabik i nie miała o niczym pojęcia. Nieźle to sobie wykombinowałeś. Masz tydzień aby zwrócić wszystko, co zniknęło z mojego domu. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Słodkich snów, Pasiak.
Wyjął kasetę i skierował się do drzwi. Za rogiem ulicy spotkał Marię.
Uśmiechnął się.
Świat należał do niego.
Koniec