Nauka latania

Prymityw,Liryk

Młody orzeł powoli zyskiwał świadomość własnego istnienia. Ciepło domowego ogniska powoli przestawało mu wystarczać. Oprócz stałej, niezmiernie silnej chęci zaspokajania głodu doszła teraz do jego umysłu nowa, niezaspokojona żądza-ciekawość świata. Tam, w dole czekał na niego wielki świat i miał zamiar go poznać.

Wojtek Kolas właśnie ujrzał ten wielki świat w dole.

-Nie pal u mnie w domu. Rodzice pomyślą, że to ja. Będą wściekli.

-Wyluzuj, Cichy. W końcu i tak by się to wydało. Przecież wszyscy pala.

Popatrzył na jej jasną twarz starannie ukrytą w długich, kruczoczarnych włosach. Wyzywająco umalowana, w postrzępionych dżinsach i z wynoszonym plecakiem pełnym naszywek, Maria była dla niego jedną z tych dziewczyn z klasy, które nigdy nie zwracały na niego uwagi. Do dzisiaj.

-Ja nie. O co chodzi?

-Jest impreza u Pasiaka. Pasiak nalegał, abym Cię zaprosiła.

Nastała chwila głębokiej ciszy. Ciepło domowego ogniska właśnie walczyło z ukrywaną ciekawością.

-Zapomnij-mruknął z niechęcią.-Starzy mnie nie puszczą.

-W piątek nie będzie twoich starych.

Uśmiechnęła się do niego. Pamiętał ten szczególny rodzaj gestu. Obdarzyła nim go już kiedyś pewna dziewczyna jeszcze w podstawówce.

Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Świat był prostszy, miał mniej wad. Teraz wszyscy wokół niego odlecieli z wiatrem zmian. Tamta dziewczyna też. Nie chciał, aby i tym razem tak się stało.

-O której?

Młody orzeł rozpostarł skrzydła. Pierwszy raz poczuł słodki smak wolności. Pozwolił się ponieść zdradzieckim prądom. Pełen braku doświadczenia i nieświadomy własnej niemocy zakończył swój lot bolesnym upadkiem.

W piątkowy wieczór Wojtek pożegnał swoją matkę idącą na nocny dyżur. Ojciec miał wyjechać za pół godziny. Płynność upływu czasu rozciągała się właśnie w nieskończoność.

-Synu, ja już jadę. Wrócę jutro popołudniu, jasne?

-Tak, tato.

Trzask zamykanych drzwi dał mu znak. Poczuł słodki smak wolności. Dwie minuty później mijał róg swojej ulicy.

-No jesteś. Myślałam już, że się nie zjawisz.

Odwrócił głowę. Maria stała oparta o latarnię ubrana w to, co zawsze. Piętnaście minut później przekraczał dom Pasiaka. Dał się ponieść zdradzieckim prądom. Czekał go upadek.

-Cichy, żyjesz?

Głos odbił się w jego umyśle pulsującym rytmem bólu. Leżał na łóżku, obok siedziała Maria i paliła papierosa. Wydarzenia ostatniej nocy gwałtownie urywały się w najlepszym momencie.

-Jezu, co się wczoraj stało?

Maria pochyliła się nad jego wyrażającą cierpienie twarzą.

-Mówiłam-powiedziała szeptem, rozumiejąc jego stan.-Nie pali się trawki na fazie ale ty byłeś mądrzejszy.

Analiza jej wypowiedzi zajęła jego zaburzonej alkoholem i narkotykami głowie nieco czasu. W końcu jednak wywołała odpowiedni efekt.

-Paliłem marihuanę?!-krzyknął, podnosząc się z łóżka.

Do sypialni wszedł Pasiak.

-Taa, Cichy ale jak było opowiesz mi innym razem. Teraz spierdalaj, bo muszę posprzątać po tobie. Nieźle żeś się wczoraj uwalił.

Zadzwonił telefon.

-Czego?!-ryknął Pasiak.

Następne zdanie wypowiedział już zupełnie innym tonem.

-Tak, panie Kolas, pański syn jest tutaj-zakrył ręką sluchawkę.-Do ciebie, Cichy. Twoi starzy.

Wojtek odebrał słuchawkę z widocznym drżeniem ręki.

Pasiak wyszedł z sypialni. Odchodząc, zdążył jeszcze usłyszeć głos Wojtka:

-Przepraszam tato, ja chciałem się raz zabawić i...Co? Włamanie?!

Pasiak uśmiechnął się. Plan wypalił.

Młody orzeł otworzył oczy. Upadek pozbawił go przytomności ale nie życia. A skoro żył, musiał przyjąć porażkę jako doświadczenie. Ponownie rozwinął skrzydła...

Wojtek szedł pospiesznym krokiem przez ulicę. Paru przechodni spojrzało na jego spuchniętą twarz. Chyba pierwszy raz ojciec na niego krzyczał, a już na pewno, pierwszy raz go uderzył.

Nacisnął dzwonek.

-Czy zastałem Marię?-nawet nie silił się na grzecznościowe powitanie jej matki.

-Jest w swoim pokoju. Proszę wejdź.

Minął korytarz i otworzył drzwi z plakatem Nirvany. Nawet nie musiał pytać, czy to te. Maria siedziała ze słuchawkami na uszach. Nie zauważyła go nawet. Wściekły wyjął wtyczkę z wierzy. Metalowe basy zadudniły w całym domu.

-To ty!-krzynęła zdumiona, ściszając muzykę.-Chciałam zadzwonić ale....

-Dobra, kurwa, daruj sobie!-przerwał jej, chwytając ją za ramiona.

Otworzyły się drzwi i do pokoju zajrzała matka Marii.

-Wszystko w porządku?-spytała zaniepokojona.-Słyszałam muzykę i...

-Tak, mamo, nic się nie stało.

Zostali sami. Wojtek puścił ją, odwrócił się i spojrzał przez okno.

-Cichy, ja naprawdę....-zaczęła.

-Co o nim wiesz?

-Co?

Odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy.

-Co wiesz o Pasiaku?

Zastanawiała się chwilę przywołując w myślach wszystkie zdarzenia z nim związane.

-Wiedziałam, że ma powiązania z jakimś gangiem ale nie przypuszczałam, że...

-To już sam wiem. Co jeszcze?

-Mieszka z ojcem. Widuje go dwa razy w tygodniu ale z tego co wiem, wolałby go w ogóle nie spotykać.

-Czemu?

-Kiedy jest sam, to pewny z niego sukinsyn ale przy ojcu staje się bardzo potulnym chłopczykiem. Kochany tatko zawsze jakoś go poskramia...

-Bije go?

-Kiedyś przez niego wylądował w szpitalu ze złamaną kością policzkową, bo nakrył go z jakąś laską. Tatuś ma do niego twardą rękę jeżeli synek jest niegrzeczny.

Wojtek uśmiechnął się. Tym razem sam do siebie. Ponownie rozwijał skrzydła...

-Nie wiesz przypadkiem, kiedy będzie jakaś impreza?-spytał.

-Wiem ale...

- To świetnie-przerwał jej i znowu się zamysłił.-Musisz go na nią zaprosić. Taaaak i jeszcze musisz...kupić kondony....

Młody orzeł szybował po niebie. Napawał się czystym faktem lotu. Wydał z siebie okrzyk wolności. Świat należał do niego.

Pasiak wracał właśnie do domu. Zamroczony alkoholem umysł ledwo zdołał otworzyć kluczem drzwi. Nie zapalając światła, położył się w rzeczach do łóżka. Umysł szybko odcinał się od bodźców. Ramiona Morfeusza już go obejmowały, gdy...

-No i jak, przystojniaku masz ochotę na gorąca noc?

Głos Marii.....Słyszał go już niedawno....Wypowiadał tą samą kwestie....

-Nie pytaj, tylko działaj.

A teraz jego głos....

Otworzył oczy. Na ekranie swojego telewizora właśnie dobierał się za stanik Marii.

-To kopia, tak na wszelki wypadek

Wojtek wyłonił się z cienia.

-Ty...!

-Chyba nie chcesz, żeby ta kaseta dostała się w ręce twojego kochanego tatusia, co? Wiem, że Maria robiła tylko za wabik i nie miała o niczym pojęcia. Nieźle to sobie wykombinowałeś. Masz tydzień aby zwrócić wszystko, co zniknęło z mojego domu. Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz. Słodkich snów, Pasiak.

Wyjął kasetę i skierował się do drzwi. Za rogiem ulicy spotkał Marię.

Uśmiechnął się.

Świat należał do niego.

Koniec

Prymityw,Liryk
Prymityw,Liryk
Opowiadanie · 21 sierpnia 2000
anonim