Długo o nim myślała. Już podczas studiów, gdy widywała go często, załatwiając najprzeróżniejsze sprawy, w banku, w którym był jednym z dyrektorów, któregoś z działów. Młody, przystojny, trzydziestoletni kawaler zostawiał za sobą wspaniałą woń drogich perfum. Do pracy przyjeżdżał sportowym coupe. Miał jednak w sobie, to coś, co wszystkie słabostki snobizmu i nadmiaru bogactwa zakrywało całunem nieprzeniknionej dobroci i wspaniałomyślności..
Wdzięk i szczera skromność, w jasnym, niezmąconym spojrzeniu, przyspieszały jej puls i rozpalały wnętrze.
Studia dobiegły końca. Młoda absolwentka psychologii wciąż odwiedzała znany już sobie bardzo dobrze bank. Jej zaradność i upór sprawiły nawet, że kilka razy on sam osobiście zajął się jej sprawami. Subtelna gra rozciągana z rozmysłem i psychologicznym wdziękiem pozostawiła wreszcie tylko ich dwoje, na planszy. Gra była właściwie już rozstrzygnięta. Niedługo trwał ten nierówny pojedynek.
Kilka tygodni mieszkali już razem. Ona znała „wszystkie” jego tajemnice – zakątki i zakamarki, które tak skrzętnie ukrywał przed innymi. Było jednak coś, co nie dawało jej spokoju. Na jego pięknej twarzy, przyznawała to z dumą, znajdowała się niezwykle mała, średnicy może ostrza szpilki „dziurka” – tak to nazwała. Z daleka wyglądała jak pieprzyk lub pieg, lecz kiedy przyglądała się z bliska wyraźnie widziała otwór. Wydawało się jej, że przenika on skórę, kości i prowadzi aż do mózgu. Zdaje się otwierać tajemne przejście do istoty jego myśli.
Ta mikroskopijna dziurka stała się jej obsesją. Nie mogła, choć bardzo się starała, oddalić od siebie jej widoku. Widziała ją, kiedy był blisko i kiedy był daleko. Wspaniałe rysy, cudowne, wysokie czoło, dumny wzrok i zimne czerwienią usta rozmywały się i zanikały. Była tylko „dziurka”. Walczyła ze sobą przez długie, niekończące się miesiące, ale opór słabł, z każdym dniem i przybliżał się dzień ostateczny.
Wieczór upłynął podobny dziesiątkom poprzednich, jedynie odrobina silnego środka usypiającego, wsypanego do herbaty, była fałszywym odstępstwem od namaszczonego porządku rzeczy.
Zasnął nieświadomy niczego. Spał tym snem, co wieczność mając na powiekach nie da się zmącić niczym.
Zapaliła lampkę, spojrzała na „dziurkę”. Była wyłącznie „ona”, nie było nawet jego śpiącego ciała – był przepastny otwór, a pytanie, dokąd prowadzi wciąż pozostawało bez odpowiedzi. Drżącą ręką chwyciła igłę. Niepewnie zbliżyła ją do jego twarzy. „Teraz.” – pomyślała i wsunęła czubek igły. Nie drgnął, nie poruszył się, nic się nie stało. „Jest jak maszyna.” – wyszeptała nerwowo i wbiła całą igłę w jego ciało. I wtedy potężny wybuch rozerwał jego głowę, raniąc ją dotkliwie. Z otwartych ran obficie spływała krew. Nie było już, ani dziurki, ani ratunku. Oczy przesłonięte martwą zasłoną spoglądały na skrwawione, bezgłowe ciało, rozciągnięte bezradnie na łóżku. Upadła. Z jej krwią spłynęło jej ciekawe, przewrażliwione życie.
pozdrawiam
yah
litr
ciekawie
choc moznaby niktore ozdobniki poobcinac, i sporo wygładzic, bo miejscami jest dosc kanciasto
pozdrawiam
dziękuję
"kanciasto" zgadzam się w 100 % ale po 9 latach od napisania tego tekstu jego kanciastość jak napisałeś ja mówię o tym kościstość jest dla mnie dość zabawnym wspomnieniem swoich ówczesnych możliwości
z poważaniem
litr