Literatura

Historia Niki (opowiadanie)

milkit

just read it...
"BLIŻEJ SIEBIE DALEJ OD NARKOTYKÓW"

"Wiesz, czym jest karma? Karma przypomina zamknięty krąg lub zależność przyczyna - skutek. Inni zaś porównują karmę do dzwonu,

w który uderzyło się przed rokiem, pięć lat temu lub nawet

w poprzednim wcieleniu, jeśli wierzysz w tego rodzaju historie. Karma oznacza, że twoje czyny określają na zawsze to, kim jesteś. Nie rozumiesz? To wyobraź sobie, że jesteś zbudowany z gliny, a każda myśl bądź czyn pozostawia na tobie swój ślad, ugniata, kształtuje,

a nawet rozrywa i niszczy." [1]

-Ależ nie... nie krzycz na mnie ... skończ wreszcie z tymi twoimi..... przestań...

... trzaśnięcie drzwi.

Jak zwykle. Zdołałem już przywyknąć, że to nie jest ta rodzina, która przyjęła mnie pod swój dach, tylko już inna, jakby zniszczona.

Kiedyś malutka Nika chciała pieska. I przygarnęli mnie ze schroniska. To było dawno; nie liczę czasu, więc nawet nie wiem, jak dawno. Wszyscy się cieszyli, głaskali mnie po łbie, dawali jeść, gdy tylko wszedłem do kuchni, nawet nie krzyczeli tak bardzo. Zresztą teraz też na mnie nie krzyczą, zupełnie zapomnieli o starym kundlu. Nie mam im tego za złe.

Oni krzyczą na siebie. Gdy tylko Nika przyniesie wezwanie do szkoły lub pani wychowawczyni naskarży, że znów nie była na lekcjach. Krzyczą. Lepiej schować się za fotel, żeby nie słyszeć. Ale czasem się nie da. Czasem rzucają w siebie talerzami, wtedy Nika ucieka do pokoju i zatrzaskuje drzwi. Kiedyś tak mocno trzasnęła, że szyba wyleciała

i rozbiła się na tysiąc malutkich kawałeczków. Kiedy przeskakiwałem przez drzwi, pokaleczyłem sobie łapy, ale Nika zabandażowała rany,

a później wzięła strzykawkę zza mojego koszyka do spania. Napełniła ją jakimś płynem i wbiła w ramię. Widziałem, jak zaciskała zęby. Całe ręce miała w sinych dziurkach, jakby właśnie od takich ukłuć igłą. Polizałem jej dłoń, a wtedy spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym: "Przepraszam, ja muszę... ja już nie mogę przestać...nie mogę...". Później przylgnęła do mnie tak mocno, że nie dałem rady się nawet ruszyć. Poczułem na swoim nosie wilgoć. To łzy. Ona płakała. Tak jak w pokoju obok płakali jej bezradni rodzice. Pytali: "Co robić?" i na tym się kończyło, bo nie wiedzieli, co dalej. Dlatego milczeli.

-Obiad!

Mogłoby być jak kiedyś, kiedy Nika miała jeszcze rumiane, okrągłe policzki i cały czas tylko śmiała się i ciągnęła mnie za ogon. Pan Tata opowiadał o swojej pracy, a Pani Mama wrzucała mi do miski smakołyki ze stołu. Mogłoby tak być... . Oni jednak siedzą i przeżuwają wolno jedzenie. Nika ma dziś jeszcze bardziej sine oczy niż zwykle.

Z obrzydzeniem dłubie w ziemniakach. Od czasu, jak tak bardzo schudła, obiad stał się już tylko męczącą chwilą, która najczęściej kończyła się na rzucaniu talerzami. Wtedy Nika odchodziła od stołu. Szybko porywałem kotleta z jej talerza i pędziłem za nią. Kiedyś usiadłem naprzeciwko łóżka, żeby widzieć, jak znowu podwija rękawy za dużej bluzy, jak w kościste ręce próbuje wbić igłę. Nie może. Patrzy na mnie i cicho podchodzi. Jakby nie chciała, bym uciekł i ją wydał.

-Widzisz... to jest tak.... . Jak ja... jak skończę jeść, ty biegniesz

i porywasz moje mięso z talerza. Szybko, żeby nikt nie widział, bo wiesz, że to jest złe i Pan Tata będzie krzyczał. A ty nie chcesz... Pan Tata ma myśleć, że jesteś najlepszym psem na świecie... . A ja... przychodzę tutaj, i cicho, jak tylko umiem najciszej, jem moje mięso. Dożylnie. Tak, żeby nikt nie słyszał. Nawet Pan Tata... . Tylko, że on

i tak wie... .Wie, że ty... ty i ja... to nasze mięso... .

Dawno nie słyszałem jej głosu... . Był drżący... . Nie taki, jak przedtem, kiedy brała mnie na ręce i zakładała skarpetki lalek na łapy.

A później znowu płakała. Płakała, gdy na ciele szukała miejsca, by wbić ... mięso.

Jeszcze raz do mnie przylgnęła, ale teraz pewniej, tak jakbym miał jej pomóc. Bo chyba tego właśnie potrzebowała.

W domu cicho.

Nika nie chodzi już do szkoły z dużym plecakiem. Całymi dniami śpi lub siedzi, jakby na coś czekała. Całkiem bezwładnie. Czasami ktoś przychodzi i przynosi świeże mięso w buteleczkach. Już nawet szczekać na niego nie muszę, tak dobrze go znam.

Państwo Rodzice ostatnio dużo pracują. Wychodzą, jak jeszcze śpię, a wracają, gdy księżyc jest bardzo wysoko na niebie. I jedynie ja widzę, że Pani Mama przychodzi do Niki, siada obok mnie i na nią patrzy. Tylko tyle. Zdarza się, że patrzymy na nią razem. Ale Pani patrzy krótko. Boi się? Nie chce? Może to poczucie winy? Albo obwinia Nikę? Nie wiem.

Byłem w kuchni, kiedy Pani Mama powiedziała:

-Będziemy mieli dziecko.

Czy to było ważne? Nika tylko wzruszyła ramionami. Czyli nieważne. Pan Tata czule objął żonę. Co to jest Nowe Dziecko? I czemu to jest smutne? Smutne, bo wszyscy milczą. Zresztą, jak zwykle. Ostatnio nawet Pani Mama nie przychodzi w nocy do Niki. Teraz powiedziała

o Nowym Dziecku z poczucia winy.

Nowe Dziecko jest po to, żeby ktoś przyszedł na miejsce Niki, bo ona znika. Jest już taka malutka. Mówi do mnie z trudem. Kilka razy przyjechał do niej Pan Doktor z teczką. Wyszedł smutny. Dlaczego? Czy też dowiedział się o Nowym Dziecku?

Nika leżała na łóżku, a ja lizałem ją po twarzy. Ona mnie potrzebowała. Gdy wyciągała nową dawkę mięsa, opowiadała mi

o sobie. Czasami bez sensu, ale ważne, że mówiła.

Gdy była mała, chciała pracować w telewizji - jak ta ładna pani, która prezentuje wiadomości. Mogła też sprzedawać ciastka w cukierni. Wszystkie byłyby czekoladowe, bo Nika właśnie takie lubi najbardziej. Kiedy spadł śnieg i zrobiło się zimno, ulepiła bałwana z marchewkowym nosem. Byłem jeszcze młody i nie wiedziałem, co to jest bałwan, więc zacząłem go atakować, aż w końcu chwyciłem jego nos i pobiegłem, ile sił w nogach. Bałem się, że będzie mnie gonił. Nika śmiała się. Teraz już się nie śmieje, tylko często płacze, ale wyłącznie przy mnie. Ukradkiem.

Dziwne, że Nika nie wspominała o Pani Mamie i Panu Tacie.

Od niedawna zasypiamy razem. Nika boi się sama spać.

Niedługo przyjdzie Nowe Dziecko. Pani Mama ma ogromny brzuch i bardzo dużo je.

-Teraz nie możesz tu zostać pchlarzu!

Założyli mi smycz i kaganiec. Wyprowadzili z domu. Czyżby na spacer? Nie. Od czasu, jak przynieśli Nowe Dziecko, wszystko się zmieniło. Wielu ludzi chciało popatrzeć na nie lub potrzymać choć przez chwilę. Pani Babcia śpi teraz w największym pokoju, gdzie stoi łóżeczko

z Dzieckiem. Ja nie mogłem do niego podchodzić. Nika mówiła, że jest takie malutkie i kruche, że to najlepsze Dziecko na świecie, że trzeba uważać i teraz wszystko będzie inaczej.

Inaczej? Na pewno.

Z samego rana, gdy Nika jeszcze spała, oddali mnie z powrotem do schroniska. Teraz mieszkam w ciasnej klatce i bardzo mi jej brakuje!

Nika przyszła do mnie.

-Widzisz... byłeś przy mnie, kiedy Oni zapomnieli... mogłam tobie wszystko... ty zawsze... . Dlatego teraz ...

Przyniosła nam mięso. Długo myślała, zanim zdecydowanym ruchem wbiła igłę. Potem zastygła w bezruchu. Nie odezwała się już więcej.

Później przyszedł pan ze szczotką, który zawsze sprząta klatki. Podbiegł do Niki i zaczął ją szarpać. Bezskutecznie.

...przyszli Państwo Rodzice...

...wyłem, gdy wprowadzali mnie do ciemnej sali...

...widziałem, że wbijali mi mięso, którym żywiła się Nika...

.... a potem już tylko ciemność....

Pani Mama:

"-A co by się stało, gdybyśmy byli przy niej..."

Pan Tata:

"-Nie wiem..., już sam nie wiem...."

"Karma jednak nie dopuszcza wymówek czy usprawiedliwiania się. Nie można powiedzieć: naprawdę tego nie chciałem, czy mogę poprosić o jeszcze trochę gliny? Wszystko, co robisz, karma traktuje naprawdę serio." [1]

Przypisy:

[1] Kathe Koja "Młody Budda", Wyd. Zysk i S-ka, s.16


niczego sobie+ 19 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
sick
sick 6 pazdziernika 2006, 14:14
bardziej ku przestrodze,
tekst nie podoba mi sie za bardzo :)
pozdrawiam
LArthienn 14 czerwca 2007, 13:38
zawsze kiedy czytam jakieś słowo pisane lubię odczuwać jakieś emocje... niektóre lektury szkolne są po prostu normalne... czytam je bo muszę... jak Nika swoje mięso... lubię czuć dreszczyk emocji kiedy kończę czytać... ten tekst... jest smutny... smutny i dobry... moze nie mam dobrej opinii tutaj na wywrocie, ale tam daleko w moim mieście... moim malutkim świecie moje zdanie jest bardzo ważne... uważam, że milkit napisał coś dobrego... choć smutnego:)
milkit 14 czerwca 2007, 15:22
dziękuję bardzo LArthienn; mimo że jak wielu, którzy mieli okazję publikować cokolwiek na wywrocie, nie popieram komentowania własnych tekstów, jednak teraz sama to robię. na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że chciałam przeprosić za błędy w tekście, który pod względem estetyki nie prezentuje się najlepiej <mam na myśli "dziury " w wersach> Za wszystkie komentarze dziekuję. Ciebie również pozdrawiam sick :*
Usunięto 3 komentarze
przysłano: 29 kwietnia 2009 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca