- Teraz twoja kolej Anno – Powiedział doktor Andrzej wskazując na drobną, blondynkę siedzącą pod zegarem.
- Ale co ja mam powiedzieć? – odpowiedziała blondynka.
- To co wszyscy, jaki jest twój problem – mówił doktor zagryzając ołówek w ustach – jakie masz fobie, złudzenia lub problemy, otwórz się przed nami taki jest cel naszej terapii.
- No, więc od czasu, gdy miałam wypadek – mówiła ze łzami w oczach Ania – wydaje mi się, że jestem okropna, widzę swoją twarz w lustrze i chcę się zabić, lekarze mówią mi , że nic się nie stało, ale ja nie wierze, przecież widziałam co się stało z moim ojcem …
- Anka, ale ty jesteś piękna – wyrwał się wysoki barczysty chłopak z końca Sali
- Proszę nie przerywać kolegom, gdy mówią – zareagował Andrzej – mam nadzieję, że znasz reguły naszych rozmów Tomaszu.
- Tak znam i przepraszam – odpowiedział Wysoki chłopak – ale ja nie rozumiem, czemu ona widzi, coś czego nie ma ona przecież jest piękna.
Słysząc to Anna zaczęła płakać i położyła się, widząc to doktor podszedł do niej i usadził znów na siedzeniu.
- Proszę mnie zostawić – mówiła przez łzy Anna, gdy była zmuszona do zajęcia swojego miejsca – wszyscy mi mówią, że jestem ładna, ale ja tego nie widzę, czemu, czemu, czemu
- Proszę się uspokoić Anno – spokojnie odpowiadał na płacz doktor – opowiadaj dalej nam o tym co ci się przytrafiło, tylko to teraz może ci pomóc, łzy ci się na nic nie zdadzą, a resztę proszę o ciszę.
- No, i po wypadku – mówiła Ania przez potoki łez – gdy zobaczyłam zwłoki mojego taty to zemdlałam i potem wszystko się zaczęło, rzuciłam mojego chłopaka, przestałam chodzić do szkoły zaczęłam pić i ogólnie przestałam wychodzić z pokoju i rozmawiać z ludźmi. Nie wiem, co już powiedzieć … nie chce mi się żyć, próbowałam się zabić tak z 3 razy, raz tabletki, potem szkło i teraz tu trafiłam, bo przesadziłam z alkoholem, w sumie chciałam się zapić.
- Dziękuję – opowiedział Doktor Andrzej – teraz czas na Tomka
- Tak, Ja więc od czasu 7 roku życia – mówił Tomek z wielkim przejęciem w głosie, siedząc w pozycji embrionalnej na wielkim czerwonym fotelu – boje się innych ludzi, ale nie ta, że uciekam przed nimi, ale porostu czuję, że są silniejsi i ogólnie każdy może mnie zabić i poturbować, rodzice zawsze mi tłumaczą, że jestem wielki i że nikt nie będzie bił człowieka, który ma ponad 2 metry wzrostu, ale ja im nie wieże bo jak byłem mały to zaatakował mnie kot z nienacka cały mnie podrapał i wywrócił w błoto, mama wysyła mnie na rożne obozy integracyjne, ale, że się wszyscy są silniejsi to traktują mnie źle, bija i otaczają kółkiem i potem plują, ogólnie nie wiem czemu…
- Dziękuje – odpowiedział doktor Andrzej stanowczo przerywając Tomkowi, na co ten zamilkł i zwinął się w kłębek na fotelu – teraz Patryk
- Ale ja już mówiłem – odpowiedział Patryk poprawiając swojego irokeza na głowie.
- Nie chodzi nam o wygłupy w naszych rozmowach – mówił doktor – mają one na celu polepszenie stosunków między nami, żeby każdy z nas lepiej się poznał.
- Ale doktor jeszcze nic nie mówił – zareagowała Anna, na co wszyscy szybko zareagowali potakując głowami
- Tak to prawda – odpowiedział Doktor – też coś wam opowiem, jak byłem w waszym wieku, miałem straszny trądzik na twarzy, wyglądałem jak potwór, dziewczyny ze mną nie rozmawiały chłopacy się śmieli, często zabierali mi tornister gdzieś ukrywali, a ja musiałem go szukać. Zakochałem się w pewnej dziewczynie była to najpiękniejsza kobieta, jaką w swym życiu poznałem, oczywiście nie chciała ze mną rozmawiać, unikała mnie , a ja robiłem wszystko by mnie pokochała. Pewnego dnia pamiętam to jak dziś podszedłem do niej na przerwie i chciałem z nią porozmawiać nic wielkiego tylko parę słów, on widząc to na mój widok krzyknęła:”- Patrzcie potwór z bagien mnie znów napada, za co mam to przeżywać, odwal się w końcu ode mnie”, wszyscy zaczęli się śmiać a ja uciekłem, od tej pory nazywali mnie potworem z bagien, moje życie przypominało ludzki śmietnik.
Sala zamarła, wszyscy byli zdziwieni słowami doktora, który wcale nie wyglądał na osobę, która mogła być nieatrakcyjna w młodości, wręcz przeciwnie wyglądał ja jak przykład przystojnego mężczyzny po czterdziestce.
- Teraz twoja kolej Patryk – powiedział doktor Andrzej przerywając ciszę
- Ja mam problem – mówił Patryk – zakochałem się jakiś czas temu w dziewczynie, jest bardzo piękna, ale nie chce mnie, więc ja postanowiłem się zabić nie wyszło mi i teraz starzy wysłali mnie do psychiatryka siedzę z banda idiotów i to jest mój największy problem, bo jakiś doktorek uważa się za boga i myśli, że jego trądzik jest ważniejszy od ojca, który zjarał się w samochodzie lub skoku pod tira.
Mówiąc to Patryk zakręcił swój wózek i pojechał w stronę drzwi, lecz nie mógł ich otworzyc, na co zaczął krzyczeć: - Niech kurwa mi ktoś otworzy.
Słysząc to Doktor Andrzej dał znak pielęgniarkom, aby otworzyły drzwi i Patryk wyjechał z Sali.
- Koniec na dzisiaj, wykonaliście dziś dużo świętej pracy – powiedział i wyszedł Andrzej
***
- Czas zacząć myśleć o przyszłości, pani Emerson – powiedział czułym głosem starszy mężczyzna do Andrzeja.
- Chciałbym się zakochać, poznać kobietę, która odmieni moje życie, chciałbym wyjechać do Afryki i pomagać ludziom, chciałbym być lepszym człowiekiem.
- To nie możliwe, zbyt bardzo kochasz samego siebie, pamiętaj, że jedyną przeszkodą do własnego szczęścia, jesteś ty sam.
- Dlaczego?
- Szukasz szczęścia w oddali, nie potrafisz docenić tego co masz, uważasz, że to co najlepsze dopiero ma cie spotkać, a co jeśli tak nie będzie?
- Wtedy będę smutny człowiekiem, ale wciąż mam nadzieję, że się odmieni.
- Uwielbiam optymistów zawsze można na nich polegać w sytuacjach kryzysowych, zawsze mają energię, ponieważ nie widzą granic poświęcenia.
- Tak, beznadziejnie być lubianym za głupotę – odparł Andrzej i wyszedł.
***
- Nie wiedziałam, że ciebie tak wtedy tak zraniłam – mówiła psycholożka Patrycja do swojego męża
- Niestety raz w życiu popełniłaś poważny błąd- odpowiedział doktor Andrzej dopalając papierosa - ale bywało gorzej, pamiętasz jak kazali jeść mi karmę dla psów.
- Przestań, przeraża mnie okrucieństwo młodych ludzi wobec tych, którzy nie pasują do reszty – mówiła Patrycja – nie wiem, co mną wtedy powodowało, ale wybacz mi nie chciałam tego wtedy mówić.
- Ty mnie nawet nie poznałaś, jak spotkaliśmy się w barze dziesięć lat później i chyba tylko, dlatego jesteśmy teraz razem, pamiętam twoje zdziwienie, „ to niemożliwe, że jesteś potworem z bagien”, to dopiero bolało.
- Przepraszałam cię za to tysiące razy, czemu mi to wciąż wypominasz, czasem myślę, że tobie też by się przydała taka terapia – odpowiedziała z łzami w oczach Patrycja.
- Tak potrzebuję tych ludzi tak bardzo jak oni potrzebuję spokoju, ja pragnę mieć tyle siły, co ten chłopak bez nóg, co ta dziewczyna, która widziała jak jej ojciec spalał się za kierownicą.
Patrycja słysząc słowa swojego męża przytuliła się do niego i pozwoliła mu płakać.
- Musisz z tym skończyć – mówiła żona Andrzeja – to cię wykańcza, nie myśl tylko o sobie pomyśl o innych.
- Nie musze to skończyć – mówił, przez łzy doktor – musze ich wyleczyć, muszą być zdrowi za wszelką cenę, oni są tacy młodzi. Patryk świetnie ponąć maluje, Anna miała być modelką, a Tomasz miał powołanie do kadry, nie są jedyni, ale są najlepsi.
- Ty też jesteś najlepszy – mówiła Patrycja – ty wyleczyłeś tylu ludzi, tych żołnierzy z Iraku, tą zgwałcona kobietę, tego poparzonego woltyżera, dokonujesz cudów.
- Chciałbym sam się wyleczyć, nic więcej – mówiąc to Andrzej wybiegł n zewnątrz w stronę lasu.
Patrycja ruszyła za nim powoli idąc po śniegu, wpatrywała się w ślady swojego męża i paląc papierosa, myślała o tym jak go poznała na nowo, o miłości, która łączyła ją z nim i o wszystkich pensjonariuszach ich kliniki o tych wszystkich chorych dzieciach, anorektyczkach, narkomanach i zniszczonych przez pornografię. Miała wrażenie, ze powoli staje się psychologiem piekieł, że za życia doświadcza cierpienia i męki pokutując za wszystko, co uczyniła w młodości swojemu mężowi.
Tak idąc, nagle usłyszała krzyk dochodzący z lasu, przeraźliwy ryk mężczyzny, którego kochała.
***
- Ten doktor jest bardzo przystojny – mówiła Anna, aż trudno uwierzyć, że mógł być nazywany potworem z bagien.
- To bujda – odpowiedział Patryk szkicując coś na kartce czarnego papieru – on to wymyślił, to taka pogawędka dla chorych dzieci, wiecie cos w stylu nie przejmujcie ja tez nie mam nóg.
- Nie mów tak – odpowiedział Bartek – on chce dla nas jak najlepiej tak mi mówi Chrystus.
- Zaraz oślepłeś w wieku siedmiu lat – spytał się Bartka Patryk z uśmiechem na twarzy.
- Tak, pijany chłopak mojej matki oblał mnie kwasem – odpowiedział bez wzruszenia Bartek
- Matka, ja bym ją nazwał suką, jeśli pozwoliła na to, co cię teraz spotkało – mówił Patryk – nie widzisz piękna, nie widzisz, że Anna jest piękna i nie możesz dojść do wniosku, że z chęcią byś ją przeleciał gdybyś wiedział, jaka jest ładna.
Słysząc to Anna rozpłakała się, wszyscy Sali byli zajęci swoimi sprawami i słowa Patryka nie robiły na nim wrażenia, gdyż zdążyli się do nich przyzwyczaić, do goryczy z jego serca i bólu, który naznaczył jego po wypadku.
- Nie traktuje tego jako, słabości tylko dar od Boga – odpowiedział Bartek
- Od kiedy rozmawiasz z Bogiem? – spytała się Anna
- Od kiedy oślepłem, widzę tylko jego – odpowiedział z przejęciem Bartek.
- I ta suka wysłała cię tu z tego powodu? – spytał Patryk
- Moja mama odbiera to inczaje niż ja, myśli, że zwariowałem, bo ciągle z nim rozmawiam – opowiedział ślepy chłopiec.
- A jak on wygląda – zapytała Anna z dużym zaciekawieniem
- To taka kobieta w czarnych, długich włosach.
- Nie pierdol – krzyknął Patryk opuszczając białą kredkę – Bóg jest dupą, ale jesteś zakręcony, zaczynam cię lubić.
- Bóg jest w każdym z nas, a ja go po prostu widzę często nim rozmawiam, powiedział mi kiedyś, że jak nadejdzie odpowiedni czas to zabierze mnie do siebie.
- A kiedy to będzie? – spytała Anna
- Nie wiem
***
Dąb stał dumnie, pomimo zwłok, które zwisały na jego gałęzi. Oczy doktora Andrzeja były zwrócone, ku wiecznie ponurej twarzy Tomasza i linie, która trzymała go za szyję. Zaczął krzyczeć, poczuł się jak świeżo oswobodzone zwierze, które zrozumiało, że jest wolne tylko, dlatego, żeby inni mogli na nie polować. Potem przybiegła reszta Patrycja i dzieciaki, które taszczyły ze sobą, Patryka, ale Andrzej nie przestał krzyczeć, z czasem jego krzyk zamieniał się w ryk. Nikt nie próbował go uspokoić, wszyscy czuli się inaczej, nie było im smutno, ani nie czuli tęsknoty za Tomaszem, ogarniało ich szaleństwo. Powoli do głosu Andrzeja zaczęły dołączać inni, aż cały las zapełnił się makabrycznymi krzykami, który na zawsze pozostał w ich sercach.
***
- Lecę nad niebem, mijam ziemię, mija miasta, mijam góry, mijam widzenie, nie muszę widzieć, aby żyć wszystko jest fantastyczne, ludzie mili, czuje ich dotyki, czuję, że żyję.