Był to szept tak melodyjny i niesamowicie ciepły… Podniosła na niego wzrok. Nieśmiałe, naelektryzowane spojrzenia pełne majowości. Po raz kolejny zapragnęła powiedzieć mu, że go kocha. I po raz kolejny tego nie zrobiła. Uśmiechnęła się i w jednej chwili zawstydziła. Nic już nie mówili.
Ona będzie wyglądać teraz listonosza, a on będzie czekał do piątku, kiedy znowu ją zobaczy. Piątek, zbawienny piątek. Tyle się miało wtedy wydarzyć! Mieli ze sobą wreszcie porozmawiać, wyjaśnić niewiadome. Oboje wiedzieli, że będzie im wolno wszystko… Będą mogli mówić, krzyczeć, płakać, śmiać się, szeptać. Wszystko. Po to była ta rozmowa. Wstępem do niej miały być listy.
Ona napisała pierwsza. Wiedziała, że jeśli tego nie zrobi wszystko się rozpłynie. Wiedziała, bo zawsze tak było. List był już napisany i czekał na wysłanie, a wtedy ona stojąc już pod pocztą i tępo wpatrując się w czerwoną skrzynkę – cofała rękę! Zawsze to samo. Zwątpienie.
Tym razem wysłała. Wysłała i nie pozostało jej nic innego, jak czekać na odpowiedź. List od niego. Na pewno będzie pachniał jego papierosami i perfumami. Będą na nim ślady jego palców i jego pismo. Nawet jego podpis na końcu. Mogłaby czekać na ten list do końca życia. Mogłaby umrzeć przytulona do klamki! Zawsze chciała umrzeć z miłości.
Kiedyś mówił do niej – Euterpe. Często zastanawiała się, czy naprawdę kiedykolwiek była jego natchnieniem, jego muzą. Pisał wiersze, wiedziała o tym… ale czy kiedykolwiek napisał wiersz do niej, o niej?… Chciała go o tyle rzeczy zapytać, tyle mu powiedzieć. Jeden list nie wystarczył. Dwa też nie wystarczą. Już wiedziała, że będzie do niego jeszcze pisała. Nadal. I zawsze będzie czekała na odpowiedzi. I znów będzie pisała. A z każdym kolejnym wysłanym listem, będzie kochała go jeszcze bardziej.
Czekała zatem na list. Przyklejona do okna, chuchała na szybę, pisała swoje imię. Zaczęła płakać. Bezgłośnie. Delikatnie padał śnieg. Pierwszy śnieg.
-Pamiętasz? – pomyślała – Poznaliśmy się we wrześniu… A kiedy spadł pierwszy śnieg poszliśmy na spacer…
Myśli rozmyły łzy. Śnieg prószył subtelnie. Dochodziła dziewiąta.
Już jutro się zobaczą. Mają już plany na weekend. W piątek wychodzą wspólnie, a w sobotę jadą razem w „romantyczne miejsce”. W niedzielę za sobą tęsknią. On pewnie przyjedzie po nią wieczorem.
Wszystko przez jeden list. Przez list sam w sobie. Nie ten, który mu wysłała, ani nie ten, który miała od niego dostać. Żaden z tych, które jeszcze do siebie wyślą. Wszystko przez List… Miłość, która jest Tęsknotą… Tęsknotę, która jest Łzą… Łzę, która jest Wyznaniem… Wyznanie, które jest Szeptem… Szept, który jest Listem.
Wyjeżdżała w południe. Zaraz przed wyjściem wybiegła z domu i zajrzała do skrzynki. Biała koperta zdawała się uśmiechać do niej jej własnym nazwiskiem. Jest. Przyszedł. Więc naprawdę go wysłał!
Wbiegła do domu. Otworzyła w pośpiechu… „Łucjo…” i każde kolejne słowo święciła łzami.