Psychologia jest niejako córką filozofii, a filozofowie już od starożytności usiłowali zgłębić tajemnice życia, wszechświata i tym podobnych nie cierpiących zwłoki kwestii. Filozofowie starożytni tworzyli szkoły, w których kształcili swych uczniów i kolejnych wyznawców swych idei. Stoicy, cynicy, epikurejczycy – to nazwy tylko niektórych z nich. Pitagoras wyraźnie odbiegł od głównego nurtu greckiej filozofii: nie poprzestawał na dywagowaniu, czym jest dusza i jakie jest jej znaczenie dla ciała. Skonstruował cały system wierzeń mówiący co dzieje się z duszą po śmierci a także co dzieje się z umysłem, który traktował jako oddzielny byt. Po dorzuceniu do tego paru śmiesznych przesądów możemy już mówić o sekcie pitagorejczyków. Z kolei inny grecki filozof – Sokrates, za głoszenie swych poglądów i odmowę wyparcia się ich został skazany na zażycie trucizny. Do końca towarzyszyli mu jego uczniowie. Czyż nie była to śmierć godna męczennika?
W naszej erze filozofowie nie byli już otaczani przez uczniów kultem, jakim guru jest otaczanych przez swych wyznawców. Bez wątpienia konkurencji Bogu nie chcieli robić Święci Augustyn bądź Tomasz. Filozofowie nie nauczali już na agorach. Pisali uczone traktaty w klasztorach bądź na dworach królewskich i czynili to na chwałę Boga. Jednak wraz z nadejściem renesansu i później Człowiek zaczął ponownie przypisywać sobie coraz ważniejszą i szczególną pozycję pośród istot żywych. Oświeceniowa idea deizmu odważyła się już kwestionować jakąkolwiek ingerencję Boga w sprawy tego najlepszego ze światów, a od tego było już niedaleko do zaprzeczenia istnieniu Boga. Oświecenie przeminęło i jak to już wiele razy działo się w historii rodzaju ludzkiego nastąpił powrót do Boga. Jednak okres wiary w rozum na zawsze zachwiał sposobem myślenia Europejczyków, którym spodobała się rola bycia najwyższymi tworami nie tylko na Ziemi, ale w ogóle. Odtąd człowiek zupełnie zaprzestał prób zgłębiania zamysłów Stwórcy. Miał za to więcej czasu by mógł zagłębić się w siebie samego.
Próżnia, jaka powstała po Bogu, wkrótce została zapełniona. Pod koniec XIX stulecia na salony Wiednia wkroczyli Zygmunt Freud i jego córka: Psychoanaliza. Rewolucyjne poglądy Freuda zelektryzowały nie tylko elity stolicy Austro-Węgier – psychoanaliza szybko stała się modna wśród znudzonych wyższych sfer po obu stronach Atlantyku. Duszące się w gorsecie wiktoriańskiej moralności i mieszczańskich wartości wyższe warstwy społeczeństwa przyjęły w gdybania Freuda na temat świadomości, nieświadomości i wszystkich sił rządzących ludzkim postępowaniem, w sposób entuzjastyczny. Ten entuzjazm może się wydawać równie śmieszny, co dzisiaj większość pomysłów twórcy psychoanalizy. Należy jednak pamiętać, że Freud otworzył drzwi do wielu dla innych badaczy. Choć dzisiaj z metodologicznego punktu widzenia teorie Freuda przedstawiają niewielką wartość a próby tłumaczenia wszelakich przejawów ludzkiej aktywności jako wynik odpowiedniego treningu czystości bądź pozytywnego rozwiązania kompleksu Edypa budzą politowanie, przez wiele lat były one satysfakcjonującym wyjaśnieniem dla wielu zachowań. Zamiast jednak pastwić się nad ojcem psychoanalizy, przyjrzyjmy się jej religijnemu aspektowi.
Reakcja na psychoanalizę i tłumaczenie wszystkiego przez pryzmat teorii Freuda już same w sobie nosi znamiona religijnej ekstazy. Ale na tym nie kończą się podobieństwa. Przecież psychoanaliza ma swoją Wielką Trójcę! Czymże innym są id, ego i superego? Trzy siły sterujące ludzkim zachowaniem mają źródło głębsze niż chrześcijaństwo: Zeus, Posejdon i Hades rządzili ziemią już w czasach starożytnej Grecji, a ta troistość ma w sobie korzenie jeszcze indoeuropejskie. Tak więc i Freud nie był w stanie oprzeć się magii liczby „3”. Kolejnym aspektem, który wydaje się być żywcem przeniesiony z religii jest pięć etapów rozwoju psychoseksualnego. Tak jak islam ma swoje pięć filarów, które są potrzebne wyznawcom Allaha do zbawienia, tak, zgodnie z teorią Freuda, żaden człowiek nie może w pełni rozwinąć się zdrowo, jeśli nie przejdzie przez wszystkie naszpikowane niebezpieczeństwami etapy. A jeśli mu się nie uda? Zawsze istnieje szansa na odkupienie, jeśli tylko w pełni poddamy się woli naszego osobistego zbawcy, jakim jest psychoanalityk. Ratunku nie ma jedynie dla osobowości narcystycznych, tak zadufanych w sobie, że nie są w stanie przyjąć autorytetu apostołów doktora Freuda. Oni zostaną potępieni.
Skoro obecna jest w psychologii osoba Mistrza, jakże mogłoby zabraknąć heretyków? W psychoanalizie tą rolę pełnili Carl Jung i Alfred Adler. Reakcje „ortodoksyjnych” freudystów na ich odejście od teorii Mistrza noszą wszelakie znamiona takich pięknych tradycji jak ekskomunika i kontrreformacja.
Jeśli przyjmiemy, że współczesna psychologia narodziła się wraz z psychoanalizą, możemy stwierdzić, że wszystkie jej późniejsze gałęzie są dziedzicznie obciążone swym religijnym charakterem. Nie wszystkie podejścia psychologiczne są równie dogmatyczne bądź histeryczne w swym przekonaniu o własnej nieomylności. Dzisiaj istnieje obok siebie wiele szkół psychologicznych, które są w stanie wzajemnie koegzystować, uzupełniać się, a nawet prowadzić dialog. Jako żywo nasuwa się tu porównanie do tolerancji religijnej.
Oto dotarliśmy do czasów nam współczesnych. I co widzimy dokoła? Być może nie widzimy w naszym otoczeniu znamion gorączki, jaką byli ogarnięci ludzie końca XIX wieku po usłyszeniu freudowskich rewelacji. Czego to dowodzi? Jedynie tego, że psychologia stała się w naszym życiu tak wszechobecna, że nasze przekonanie o jej wszechmocy przesiąkło nasze umysły na wskroś i nie jesteśmy już nawet w stanie zauważyć jak silny wpływ ma na nasze codzienne życie. Wystarczy jednak spojrzeć na chwilę na nasze życie z perspektywy przybysza z innej planety, by zdać sobie sprawę z wszechwładzy psychologii. Oto wszyscy czytują poradniki psychologiczne. Nic nie sprzedaje się tak dobrze jak wysokonakładowe wydawnictwa w stylu „Mężczyźni są z Marsa, Kobiety z Wenus”, „Jak odnieść sukces w biznesie”, „Jak osiągnąć szczęście” czy „Toksyczni ludzie.” Być może Biblia ciągle jest na szczycie listy bestsellerów, ale jeśli zastanowić się, jaka jest kubatura lasów, które ścięto na chwałę Boga, a jaka ilość drzew została złożona na ołtarzu Psychologii, jestem pewien, że ta druga wkrótce uzyska przewagę, nawet biorąc pod uwagę to paręset więcej lat przewagi, które miał Bóg. Jeśli, oczywiście, już nie miało to miejsca. Dlaczego się tak dzieje? Bo za cenę parunastu już złotych, można uczynić swe życie lepszym. Po co komu kupować odpusty, jeśli czeka nas zbawienie dopiero po śmierci? Czyż nie lepiej kupić parę książek i przeżyć satysfakcjonujące życie już teraz?
Czymże jednak byłaby religia bez swych kapłanów? Oto zastępy wszelakiej maści psychologów bawią się codziennie naszymi umysłami, nie wszyscy ze złymi zamiarami i nie wszyscy w pełni świadomie. Czyż jednak słowo psychologa nie jest święte? Kiedyś szamani rozpalali ogniska, zarzynali koguty i rzucali przy ich pomocy klątwy. Klątwa działa tylko dlatego, że przeklęty wierzy w jej moc. Czy moc psychologa nie jest równie wielka? Precz ze starożytnymi miksturami i alchemią! Znachorzy XXI wieku mają w ręku broń o wiele potężniejszą, bo przecież popartą badaniami. I to nie byle jakimi, lecz amerykańskimi! A tą bronią są testy, kwestionariusze i inne atrybuty wiedzy tajemnej, z których tylko psycholog jest w stanie wywnioskować, co człowiekowi w głowie siedzi. Diagnoza brzmi jak wyrok, od którego nie ma odwołania. Jeśli psycholog powie komuś, że jest głupi, to człowiek ten jest już głupi dla świata, ale przede wszystkim dla siebie. Jeśli biegły psycholog zezna przed sądem, że morderca dzieci w ten sposób samorealizuje się, to czy można skazać człowieka za dążenie do spełnienia? Drżyjcie i bądźcie pełni bojaźni, oto bowiem moc psychologa jest tak wielka, że nauczył się on czytać w waszej duszy jak w otwartej księdze. I nie potrzebuje do tego nawet kwestionariusza. Wystarczy mu jedno spojrzenie na was, a wasze najgłębsze sekrety, lęki i pragnienia staną się dla niego oczywistością. Czyż nie inaczej można wywnioskować z zachowania ludzi, którzy dowiadują się, że osoba jadąca z nimi w jednym przedziale pociągu jest psychologiem, bądź choćby tylko studentem sztuk tajemnych?
Ciemny lud może wierzyć w co chce, ale zastanówmy się: czy psychologia nie ma olbrzymiej mocy? Manipulacja wszelakiego rodzaju jest na to chyba koronnym dowodem. W końcu psychologia jest wiedzą o mechanizmach działania ludzkiego umysłu, a wiedza to potęga. W służbie człowieka psychologia potrafi przynosić wspaniałe korzyści. Przynajmniej, jeśli wiemy, jak jej używać. A spece od reklam, marketingu, wizerunku i public relations wiedzą o tym ponad wszelką wątpliwość.
W eseju nie ma miejsca na płaską ironię: "[...] i tym podobnych nie cierpiących zwłoki kwestii.".
Tekst jest o tyle dobry, ze jest o czym dyskutować. Jednakże wojownicze przepychanie tezy o psychologii jako religii jest dla mnie bzdurą. Paralele między psychoanalizą a religiami są w tym tekscie trywialne i naciągane. Ankiety jako atrybuty wiedzy tajemnej? Każdy średnio-wykształcony zainteresowany może sobie iść do księgarni i kupić testów i ankiet na tony. I nie powinien mieć problemów z ich zrozumieniem.
Religią tłumaczyło się ludziom zjawiska, których nie potrafili zrozumieć. Nic więc dziwnego, że gdy znamy niemal wszystkie zjawiska zachodzące wokół nas zwróciliśmy się do tego co w nas samych. Psychoanaliza nigdy nie próbowała być religią, bo nawet miana nauki, o które walczyła czasem jej odmawiano.
Tak więc wysoko oceniam informacyjną wartość tekstu w jej historycznej części (choć i tam nie jest pozbawiona uproszczeń i subiektywizacji, która choć właściwa esejowi tam zyskuje znamiona manipulacji. Jednakże część nazwijmy ją polemiczna jest nieprzemyślana i sporo w niej banału i wielkich uproszczeń, merytorycznie jest słabo przygotowana, bo zamyka się w jednej ścieżce rozwiązania a nie bierze pod uwagę wielu, wielu aspektów,o których trzeba mówić gdy chce się rzetelnie mówić zarówno o religii jak i psychologii. Za każde słowo bierze się odpowiedzialność, a tu ich aż za dużo.
Pozdrawiam
Zdanie "Czyż nie była to śmierć godna męczennika" jest stylistycznie i logicznie niepoprawne.
Głęboko wątpię w głębszą wiedzę autora tekstu na temat myśli Zygmunta Freuda, która to jest potraktowana w sposób pozostawiający bardzo wiele do życzenia, wręcz po ignorancku.
Nie tylko ta myśl zresztą. Chciałam przypomnieć, że korzeń słowa "ignorować" leży w łacińskim "ignorare" i nie znaczy nic ponad NIE ZNAć, NIE WIEDZIEć.
Na otwarcie ostatniego akapitu słowami "ciemny lud" niemal wybuchnęłam śmiechem. Choć to chyba nie było w planie autora...