Dzień Zwycięstwa

vidocq

DZIEŃ ZWYCIĘSTWA

I tak zakończył życie wasz generał, umierający do skutku, przeklinając ostatnie strony wszystkich książek, które kradł przez całe życie. Nawiedzony koszmarną kaczką, w towarzystwie anioła prawdy wtłaczał w siebie bambusowy bimber, wiedząc, że śmiech na wojnie przystoi przegranym poetom, wizjonerom i bohaterom. Przeklęta niech będzie knajpa, gdzie piliśmy wódkę z colą, zamiast wysysać szpik z kości naszych wrogów. A żyła tam Jagna dobra i czysta i chodził do niej Jan kancelista i zabierał ją na łódki, bo nie było wódki. A on tam umierał, śmierć generała, to umiera dziewica- bohater, kto uwierzy w całym Krakowie, mimo ton orderów przypiętych do klapy, do krwi, do końca. Tak, musicie to wiedzieć, będziemy upajać się wyjawianą wam prawdą, ciurkającą powoli wprost z naszych pustych żył do waszych pustych żył. Umiera, chociaż powinien był zdychać dawno, dawno temu w odległej krainie, gdzie za ćwierć funta swej duszy i funta swoich kłaków kupił nam fałszywego Proroka. Podaj mi dłoń, podaj mi rękę, chcę znów pojechać na tamtą czasu pętlę; Generał zawsze płakał. Zawsze płakał za przeszłością. Zawsze wydawało mu się, że dawne cierpienie jest lepsze od obecnego, że w mitycznym "wtedy" cierpienie było młode, niewinne, niemowlęce, dopiero co narodzone z matki swojej i ojca swego. Aż w końcu umiera, tak przegrany, jak tylko można być przegranym- wyświadczyliśmy mu jedyną przysługę, jaką byliśmy w stanie- zdegradowaliśmy i wysłaliśmy w salwie honorowej daleko za purpurowe rzeki.

Nic nie osiągnąłeś, nic nie zrobiłeś, teraz ja cię oskarżam, spalę cię na stosie twoich zasług, szedłeś, szedłeś, ale nie w tą stronę. Nie pytaj, nie szukaj, nie oszukasz mnie nigdy. Szczezłeś sam jeden, kurofune- general, bo nie chciałeś jeść resztek, które dawali ci za bezgraniczne poświęcenie, bo czułeś zbyt wiele, a to był ból nie do zniesienia; wreszcie, bo byłeś zbyt dumnym sukinsynem.

A-mol, A-dur, nylonowe mayones'y. Presto, presto! Królowo, trzeba ją ściąć, królowo pszczół, trzeba mnie ściąć, zażądlić na śmierć, zatruć, zagrzebać, dla dobra roju. Królowo, wiem, że pokładasz we mnie wielkie nadzieje, ale je porzuć, bo spiskuję przeciwko tobie, bo wiem, że cię nigdy nie zastąpię i dlatego poderżnę twoje śliczne gardziołko. Podejdź do mnie bliżej, proszę, chcę dać upust swojej wściekłości, całej żółci, potworności mojego jestestwa. Zniszczę Ciebie- czemu, zapytasz- bo mogę, dla mnie jesteś wszystkim. Wiem, wiem, tak, doskonale wiem- i patrząc w twoje przerażone oczy będę się upajać tą wiedzą- że to nie ty wysłałaś mnie na wojnę bez broni. Nie ty skazałaś na urojenia, ambicje i cały ogrom s-kazań wiszący nade mną, a prawo moralne we mnie, jak bomba z opóźnionym zapłonem. Ale ty wymierzyłaś mi policzek, niechcący.

I taka była twoja wina. I taka też będzie twoja kara.

Cała przyjemność po mojej stronie, lady Makbet, biorę wszystko i umrę pod tym ciężarem.

Ach, opętane śmiercią cyniczne dzieci, biedne sierotki ze zbolałymi serduszkami, egzaltowane panienki w czarnych ciuszkach, przybądźcie z waszych czarnych jak Nightwish mroków dziwnych pokoików w m4. Umarł król, niech żyje król!

Wzywam was na dziady, moje pokrwawione, półzwierzęce pyski. Weźcie sobie świat. Wzywam was na dziady, wzywam was do uległości mojemu rządowi dusz, bo jestem teraz upadłym aniołem prawdy, sklejam błotem jej skrzydła. Nim uwierzę, że nie warto, nim nie nie pójdę spać. Nim następne święto róż zasadzi mnie pomiędzy kolcami klątwy tysiąca dni.

F7, G-dur, F7. Ja też jestem, teraz to wiem, tak mi się zdaję, teraz, gdy oglądam swoją twarz w gazecie. Shine on you crazy diamond, Generale. Jestem tobą, żadnych metafor, trudne słowo. Chciałabym iść do parku, przejść się między drzewami, położyć się na trawie i zgadywać, jakie kształty przybierają chmury. Tak, chciałabym rozmawiać o chmurach. Czuć, jak się rodzę, pozbawiona zaprzeszłości i oficerskiego pieroga. Ale brakuje mi wiary, by nie zawierzyć wiedzy.

Głęboko wierząca, aniele stróżu mój, nie umiem pozbyć się zabobonnych wierzeń, wciąż widząc zamknięte koło fortuny- Tysiąc, tysiąc, tysiąc. Pasjans, poker, tysiąc. Szach, mat. To są słowa człowieka strachu. Generale, zabili cię przyjaciele, pomagając wstać z klęczek, na które rzuciła ciebie nierządnica babilońska. Nie pisz listów na Jeruszalaim przez Babilon, chociaż dochodzą, CO/ Różycki, do rąk własnych, cudzo- łożnic. Kopiąc i gryząc nauczono cię godności, nie po to byś teraz znowu klęczał. Zerwij tą nitkę, nieudolny tkaczu- słyszy szepty z góry lub z dołu.

Jeżeli już wiecie, że to wszystko jest zwyczajnym, ordynarnym kłamstwem, jeśli zaakceptowaliście to i nauczyliście się z tym żyć; Jeżeli ta permanentna nieprawdziwość, błona ułudy na jątrzącej się ranie, stała się waszą zasklepioną muszlą, domkiem raka i Wszystkimi Świętymi nowej wiary;

Zasłużyliśmy sobie, więc, żeby poznać to, co ogólnie, jednostkowo i społecznie, szalenie i cnotliwie nazywa się prawdą, w całej jej rozkoszy. Bo czym innym jest rozkosz, panie Sartre, jak nie przeciwległym biegunem cierpienia, panie Sienkiewicz, spazmami Azji Tuchajbejowicza zdychającego na palu.

4.

Dzień zwycięstwa

Zbawienia

Bez dłubania w ranach

Smarkania w kartki z przemówieniami

Odkażeni, odurzeni

Uderzeni

Pięścią Matki Polki

(którą opisali asystenci prezesów firm w swych czarnych donosach

Dziennikarze aktorzy i alfonsi)

Bóghonorojczyźnianej dziewicy

W rozkroku 180 stopni

Moja Matko Europo

Puszczasz się za bardzo na lewo i prawo

A nasze potomstwo już opuszcza groty

By żyć tak

Jak obie nie chciałybyśmy

By żyli.

Widzisz?

Wychowaliśmy sobie państwo prawej, sprawiedliwej, śmierdzącej, faszyzującej konserwy. Wcześniej wychowaliśmy na własnym łonie wrzask o święte prawo do własnej macicy i olewanie systemu, który nas żywi i mazanie po billboardach, a wcześniej towarzyskie agencje reklamowe; i te bękarty billboardy. Chcemy zmieniać świat, bo wydaje się to nam łatwiejsze niż zaspokojenie naszej podstawowej potrzeby spokoju, bliskości i miłości. Mówię ci to dziś, Generale, listem otwartym, każdy romantyk był samotny, ale ty przegiąłeś pałę. Ilu ludzi opuściłeś, nim inni opuścili ciebie? Póki ich potrzebowałeś, potrafiłeś stać się idolem, matecznikiem,a byłeś tylko pajęczą siecią.

Tak naprawdę nie chciałabym mieć pretensji do Światabogaludzi. Sądzę, że te moje pretensje są właściwie rodzajem astmy oskrzelowej, która nie pozwala mi głęboko odetchnąć- tak, by dotlenić sumienie. I dlatego boli mnie mięsień gładki serca. Za mocno się kurczy, robi to cały czas, nie mogąc przyjąć do siebie tej wszechogarniającej miłości bliźniego.

Ty, Generale, który pisałeś, wracając z odwyku tak słaby, że uśmiech stanowił dla ciebie mękę ( czy tylko dlatego?);

pisałeś:

"Każda chwila i każdy kolejny rok to setki najwspanialszych w moim życiu momentów. Zastępowane wciąż nowymi są mi pociechą, kiedy płaczę, bólem, kiedy zdaję sobie sprawę, że są kłamstwem.

Letnia noc powrotu zwróciłaby mnie niebu.

Najważniejsze, żeby wiedzieć, że czeka nas jeszcze Wszystko. Nieustannie proszę Boga o tyle radości i cierpienia, ile jestem w stanie znieść.

Czeka nas droga bólu, cierpienia, wiary, nadziei i miłości.

Miłość to droga bólu, cierpienia, wiary, nadziei i odwagi.

Odwaga jest drogą bohaterów."

Tak, zdychający w glorii i chwale herosie zamkniętych zewsząd labiryntów, o twarzy starucha i sercu embrionu. Zdaj sobie sprawę, że pokonałeś świat, po czym powiesiłeś się na stryczku własnych uprzedzeń i ograniczeń. Po latach dowiedziałeś się rzeczy fundamentalnych- jak słuchać milczących i jak kazać im mówić. Właściwie nie musieli werbalizować swoich lęków, pasji, nie musieli mówić o sobie, o innych, ani przekazywać informacji. Czytałeś ich jak otwarte księgi: kiedy jąkali się, mrużyli oczy, odwracali głowy, poprawiali okulary, szukali twojego wzroku, bądź chcieli go zgubić. Twojego wzroku, którego się bali, tak jak Dorian Gray bał się patrzeć na swój piekielny portret. Generale, byłeś portretem Doriana Graya, byłeś studnią i wahadłem, byłeś też tym nieszczęsnym dandysem i więźniem zamkniętym w otchłani Poego.

Och, jakże żal mi cię było, gdy umierałeś, gdy marnowały się takie zdolności. Zawsze, Herr General, znalazł się człowiek, którego nie chciałeś odkodować. I zawsze on był kolejnym gwoździem do twojej trumny. Budowałeś mosty między ludźmi, a oni nie umieli tego uszanować. Zostawili cię samego, byś utopił się w rzece pragnień. Zrozumiałeś? Zrozumiesz to kiedyś?

Stadne instynkty. Nie jestem przecież zwierzęciem, gdzie jestem, kim jestem, jestem? Moim zachowaniem kierują instynkty, mimo, że opuściłam rój. Opuściłam rój?

vidocq
vidocq
Opowiadanie · 8 lutego 2007
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    kussi
    Uwielbiam taką literaturę! Nazywam ją prywatnie i nieoficjalnie "literaturą czerwonego guzika" i ją ubóstwiam. Wyśmienity, zgrabny, zadziorny, niewyheblowany, ah! oh!

    A tak na serio, to brawa dla autora.

    Chapeaux.

    PS Pierwsza ocena "wyśmienity" dla tego tekstu jest ode mnie. Kussi.

    · Zgłoś · 17 lat
  • sick
    choć miejscami bodzie mnie nachalnym nieintertekstualnością. (ja sobie muszę ponarzekać)
    to napisane naprawdę na poziomie
    schludnie aż do karkołomności.
    pozdrawiam.

    · Zgłoś · 17 lat
  • iga
    naprawde swietne i choc czytajac miedzy wierszami nie do konca sie zgadzam z taka wizja to masz duze pokłady przenikliwosci i samoswiadomosci a to na wyczerpaniu tekst ma wiele płaszczyzn licze ze zamierzonych i nie przestawaj o rzeczach waznych

    · Zgłoś · 17 lat
  • Arek Janicki
    Po spokojnym, leniwym dniu, po magicznym wieczorze wypełnionym ciepłem zajrzałem, żeby sprawdzić co w wywrocie piszczy. Wyróżnienie redakcji - "Sick nie boi się przyznawać wyróżnień, w przeciwieństwie do yaha i dziewczyn", do tego wyróżnienie czytelników - "ale tylko trzy głosy, trzeba to zweryfikować..."

    Przeczytałem i powaliło mnie na ziemię.
    Serce zaczęło mi szybciej bić, do tej pory czuję dziwny niepokój. Zabrakło mi skali na termometrze, aby zaznaczyć to co czuję. Przeczytałem dwa razy i nie potrafię się zdystansować, tak cholernie głęboko... tak cholernie mocno dotknęłaś czegoś tam we mnie, w środku...

    · Zgłoś · 17 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    logout vidocq
    Odnośnie tego fragmentu o konserwie. W 2004 opublikowałam w lokalnej gazecie taki tekst:
    Czasami, kiedy przychodzi opamiętanie, albo opętanie, myślę, że w moim buncie nie ma telewizora, a rewolucję zarżnęło mi radio. Media dmuchają na mój zapał. Gdybym nie wiedziała, żyła sobie w spokojnej nieświadomości jak z wariatkowa, gdyby pani spikerka nie szarpała moich nerwów, informując beznamiętnym tonem, że w moim kraju zdelegalizowani zostaną geje i lesbijki, parady wolno organizować tylko narodowcom, że wydamy trochę drobnych na referendum w sprawie UEkonstytucji, mimo, iż i tak nie wejdzie w życie. Informuje mnie, że Wysoka Komisja ds Słonia Dominika wysyła premiera mojego kraju do więzienia za nic, że w krajowym zarządzie nowej superpartii jest kapitan drużyny kutnowskich wodociągów w piłkę nożną (wodną?). Że Anglia z Francją, a eurosceptycy podskakują przodem, że Wildsztajn ma teczkę na Maciera, a papież ma w herbie głowę murzyna i przez tą głowę niechybnie jutro będzie koniec świata. Jeżeli, zapowiadam to uczciwie i publicznie, w Polsce obejmą rządy szowiniści, rasiści, ksenofobowie i faszyści, podobnie jak większość normalnych młodych ludzi, wyjadę stąd. Dobrze chociaż, że się nowe władze nie będą mazgaić, w końcu to wrogi ideologicznie element wyjechał im z kraju.
    Zostaną zindoktrynowane osiłki nienawidzące kobiet, gejów, Żydów, książek i czekolady.
    W naszym bóghonorojczyźnianym państwie prawa prezydent stolicy nie wydaje zezwolenia legalnemu stowarzyszeniu na pokojową manifestację. Parę dni później daje takowe faszystowskiej bojówce, którą podczas przemarszu ulicami Warszawy spałowali policjanci.
    W "Die Welt" napisali, że polski przekład "Mein Kampf" jest bardziej szkodliwy od oryginału. Jest. Bo mogą sobie ten przekład do bólu czytać członkowie (żeby nie powiedzieć inaczej) pewnej organizacji o takim samym skrócie jak Marynarka Wojenna.
    Bo Polakom w ogóle bardziej szkodzi, np. palenie, bo w Niemczech legalnie papierosy mogą palić szesnastolatkowie, a u nas osiemnastolatkowie. Szkodzą stosunki płciowe. Tylko dzieci są zdrowsze i mądrzejsze niż w Szwecji, bo tam za uderzenie dziecka jest sąd i kara, a w Polsce się im pierze tyłki, byle równo puchło.
    Mój underground będzie taki, że we własnym ogródku będę czytać drugi tom "Piotra I" i pić herbatę koperkową*. Nie pójdę na "manifę" skandować z radykalnymi cheerleaderkami haseł o moim prawie do mojej macicy. Nie będę rozklejać po mieście anarchistycznych plakatów. Skrajnego lewa nie cierpię tak samo jak skrajnego prawa i skrajnego czegokolwiek.
    Prawo własności pozwala mi każdego, kto wtargnie na mój teren, zastrzelić- nawet, jeśli jest to skrajny liberalizm- jeżeli tylko przeszkodzi mi w lekturze i siorbaniu herbatki. I taki będzie właśnie mój underground.

    · jeżeli wiesz, skąd wzięła się herbatka koperkowa w tym tekście, możesz wygrać oryginalne autografy zarządu OKA (treść dedykacji do uzgodnienia, tylko cenzuralne)

    Cholera. To ja wyprorokowałam.

    · Zgłoś · 17 lat