Oczy duszy

Prymityw,Liryk

Patrzała na niego dziwnym i obojętnym spojrzeniem. Minął ją karmiąc swe męskie ego jej wzrokiem. Było w niej coś dziwnego-przepełnionego beznamiętnym, kamiennym spokojem. Postąpił jeszcze parę kroków i odwrócił się. Nadal tam stała trzymając się oburącz słupa z dziwnym wyrazem twarzy.

-No i na co się, kurwa, patrzysz?

Anna nie odpowiedziała. Strach paraliżował ją całkowicie.

Podszedł do niej bliżej. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna się trzęsie.

-Ujarałaś się, czy co?

-....-mamrotała.

Pochylił się nad nią. Cała sytuacja zaczęła go irytować.

-Co mówiłaś?

Poczuł kurczowy uścisk na szyi, który omal go nie przewrócił i przerażony głos:

-Pomóż mi, błagam...

-Dobra jesteśmy jakieś sto metrów od twojego domu. Chyba już dojdziesz sama, co?

-Nie!

Tomek westchnął. Musiał wyglądać idiotycznie nosząc jakąś nieznaną dziewczynę na rękach przez pół miasta. Mieszkając w nadmorskim kurorcie, w pełni sezonu miał lepsze zajęcia...

-Słuchaj, skoro ci już pomagam zamiast bawić się na imprezie, to możesz mi chociaż powiedzieć, dlaczego nie możesz iść sama?

Spojrzał na nią, czekając na odpowiedź. Dziewczyna tępo wpatrywała się w jego ramię.

-To może mi chociaż powiesz, jak się nazywasz?

Odpowiedziały mu wieczorne dźwięki miasta. Jakaś dziwaczka-pomyślał.

-Anna.

Przystanął na środku ulicy.

-Co?

-Anna. Tak mam na imię.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszał głośny klakson ciężarówki. Szybkim krokiem wszedł na chodnik. Dziewczyna drżała z przerażenia.

-A więc, Anno Która Boi Się Klaksonu-zażartował.-Chyba to twój dom.

Otworzyła mu starsza kobieta po sześćdziesiątce.

-Anno!-rzuciła się na dziewczynę z płaczem.-Anulku! Gdzieś ty była? A ja na policję już dzwoniłam. No powiedz coś.

Milczała. Starsza kobieta pytająco spojrzała na Tomka.

-Znalazłem ja w takim stanie na ulicy-czuł się trochę niezręcznie.-Uwiesiła się na mnie i powiedziała, że puści mnie dopiero jak ją tu doprowadzę.

Kobieta znowu zaczęła coś czule szeptać do Anny. Tomek miał tego dość. Perspektywa imprezy wydała się mu znacznie ciekawsza. Odwrócił się i...

-Młody człowieku! Chyba nie myślisz, że pozwolę ci tak odejść po tym, co dla niej zrobiłeś?

Westchnął. Właśnie tego się obawiał.

-...i wtedy moja koleżanka mówi:Ale to nie mój mąż, tylko twój!

Tomek po raz kolejny wysilił się na sztuczny uśmiech. Anna przez całą rozmowę nie powiedziała ani słowa.

-Pani córka zażarcie nie chciała wyjawić co się stało i czemu musiałem ją nieść. Może chociaż pani wie?

Kobieta straciła nagle pogodny uśmiech.

-Aniu, zrób nam kawę, dobrze?

Poczekała aż dziewczyna opuściła pokój i zaczęła dziwnie smutnym tonem:

-Tak naprawdę to nie jestem jej prawdziwą matką. Anna straciła oboje rodziców dziesięć lat temu, w wypadku samochodowym. Chyba tego nie pamięta. Była jeszcze dzieckiem. Staram się ją wychować, jak tylko potrafię ale nie mam czasu, ani środków.

Tomek ukradkiem schował lewą rękę pod stół. Jego zegarek był wart więcej niż połowa umeblowania pokoju.

-Więc kim pani dla niej jest?

-Tylko krewną. Jedyną, która miała ochotę zaopiekować się obcym, kalekim dzieckiem.

To jedno słowo zakłuło go niczym ostry nóż. To słowo to...

-Kalekim?

Oczy kobiety stały się czerwone.

-Niewidomym.

Grom realności zburzył całkowicie jego obraz tego domu. Starsza, uboga kobieta i niewidoma nastolatka. Niewidoma nastolatka. Niewidoma. Selekcjonował słowa z coraz większą grozą.

-Ja...-zaczął.

-Kawa gotowa-Anna w wesołym nastroju weszła do pokoju trzymając tacę z dwoma szklankami.

Płynnie postawiła ją na stole, po czym usiadła. Gdyby nie wiedział, pomyślałby, że jest całkiem sprawna. Spojrzał na nią. Ze zdziwieniem odkrył, że zareagowała i odwróciła głowę w jego stronę. Tu, w swoim mieszkaniu znała każdy dźwięk. Nawet ten najcichszy, sugerujący poszczególny gest. Więc dlatego była taka przerażona kiedy ją spotkał. Człowiek, dla którego całym światem są jego cztery ściany musi doznać szoku, wychodząc na ulicę. Tylko dlaczego to zrobiła? Postanowił, że nie będzie jeszcze bardziej rozdrapywał ran. Dopił kawę i podziękował za gościnę.

-Ja nie wiem co by się stało, gdyby nie ty, chłopcze. Nie mam wiele ale...

-Nic takiego-przerwał kobiecie.-Naprawdę. Do widzenia.

Zamknął drzwi i ruszył. Po kilku krokach usłyszał dźwięk zamka. Odwrócił się.

-Przyjdź jeszcze kiedyś-Anna ściszyła głos.-Odwdzięczę ci się.

Tomek uśmiechnął się jej na pożegnanie i ruszył. Kilka ulic dalej stanął

-Nie-mówił sam do siebie-Niemożliwe. Nie byłaby do tego zdolna.

A jednak postanowił to sprawdzić.

-Nie ruszaj się-jej głos był zdecydowanie bardziej stanowczy, niż gdy spotkał ją po raz pierwszy.

Czuł dotyk jej palców na swojej twarzy. Badała jego powierzchnie delikatna skórą.

Mimo wszystko to nie było to, czego się spodziewał.

Siedział w jej pokoju otoczony kilkunastoma glinianymi popiersiami.

-To już nie potrwa długo.

Anna pracowała w całkowitym skupieniu godnym artysty. Czasami jedynie odgarniając z twarzy długie kosmyki jasnych włosów. Czekał cierpliwie.

-Skończyłam.

Odwrócił się i zobaczył swoje gliniane odbicie. Otworzył usta z podziwu. Nie mógł uwierzyć jak doskonale można tworzyć sugerując się jedynie dotykiem.

-No i?-spytała z nutką niepewności.

Zapomniał, że nie widzi jego reakcji.

-Niewiarygodne.

-Dla ciebie-uśmiechnęła się.-Za pomoc.

Tomek wziął delikatnie figurę.

-Dzięki.

-Nie ma za co. Zaraz wrócę.

Na chwilę został sam w jej pokoju. Wstał i zaczął podziwiać resztę jej prac. Zatrzymał się przy ostatniej.

Była to niezwykła, ogromna płaskorzeźba wykonana z gliny i obramowana. Od dołu była to mozaika bardzo drobnych dołków i wybrzuszeń, wyżej stawały się one większe i mniej kanciaste, górę stanowił okrągły pagórek.

Drzwi otworzyły się. Zaskoczony wypuścił płaskorzeźbę z rąk.

Zatrzymał samochód przed jej domem. Otworzyła jej matka.

-Słuchaj, Tomek, Anna nie chce z tobą rozmawiać.

-Proszę, niech jej pani to wręczy-podał jej bukiet czerwonych róż.-i powie jej, że w ramach przeprosin, chcę ją gdzieś zabrać.

Na chwilę został sam. Wieczność później w drzwiach znowu stanęła matka Anny.

-Tylko proszę, uważaj na nią...

-Zatkaj uszy.

Anna posłuchała. Podniósł ja w dokładnie ten sam sposób, jak przy pierwszym spotkaniu. I niósł kilkaset metrów, aż posadził na ciepłym piasku.

-Już.

Anna odetkała uszy.

-Tydzień zajęło mi odgadnięcie, co to było i dlaczego tak się wściekłaś, gdy to rozbiłem.

Anna otworzyła usta.

-...aż w końcu spojrzałem na to oczami duszy...

Otoczył ją śpiew ptaków, gwar ludzi i szum fal.

-...i ujrzałem plażę.

Roniła ogromne łzy szczęścia.

-Nie myliłem się, prawda? Gdy cię poznałem, szukałaś właśnie jej ale się zgubiłaś.

Usiadł obok niej i przytulił ją.

-Jechałam...z rodzicami, żeby...pierwszy raz ją zobaczyć...gdy...-łkała.

Dziecięce marzenie niespełnione przez przykre zrządzenie losu zamknęło jej serce na piętnaście lat. Aż przez przypadek otworzyła je dusza mężczyzny, która z miłości zdołała zignorować męskie ego i popatrzeć na świat oczami duszy.

Koniec

Prymityw,Liryk
Prymityw,Liryk
Opowiadanie · 2 września 2000
anonim