pomarancze. vol1

Kot Cygaret

1

Niespokojnie przygładzała kartki na kolanach. Sto dwadzieścia cztery strony wyprasowanych na sztywno wspomnień. Przekładała je między palcami niezdecydowana, co dalej. Spisawszy wszystko czuła się taka naga. Naga i daleko od domu. Czy to znaczy, że nie ma już nic swojego? Nic zupełnie...Najpierw on zabrał jej wszystko, a potem to, co odzyskała, z siebie wypluła, wyrwała. W każdej kropce atramentu zawarła swoją cząstkę. Sobą samą, ciałem i duszą, intymnością handlować chce teraz.

To tak wulgarnie podniecające, obnażyć się przed światem i udawać potem, że jest się skrytym. Takie...masochistycznie przyjemne, wymuszające współczucie, nieludzkie.

Było w niej coś zwierzęcego, w sposobie chodzenia, w uśmiechu i tym, jak kładła rękę u kogoś na ramieniu- zachłannie, metalicznie, jakby chwytała coś w sidła. Nikt nigdy nie domyślił się, że łapała ciągle tylko siebie, przeglądając się w cudzych odpowiedziach na swoje pytania znajdywała potwierdzenie własnego istnienia. Bolesne i kłujące a jednak...własne. Oswojone, jak niesforny, agresywny kot, który po latach przestaje kąsać karmiącą go rękę.

Wyuczonym, znienawidzonym przez lata ruchem założyła włosy za uszy. Najpierw po lewej stronie, potem po prawej. Przejrzała się w przybrudzonej, oplutej muchami i deszczem szybie. Nigdy i tak nie była z siebie zadowolona, jednak nie jest to powód, by ośmieszyć się plamą na policzku lub mięsem między zębami. Sama też nie czuła się niczym innym, tylko mięsem, gotowym na targ...i niech jedzą z niej wszyscy, wszystkie te naiwne dziewczynki, które jeszcze teraz z uśmiechem na ustach uciekają sprzed szkół, wpadają do parku i jednym spojrzeniem zagarniają całość kwiatów z nędznych rabatek...Ale one niech cieszą się, póki mogą. Może nie uda się je zawrócić, może każda z nich musi stracić psychiczne dziewictwo, oduczyć się naiwności...na błędach. Może każda musi zarazić się najpierw tą dziwną, bezwzględną chorobą, która ona właśnie chciała się podzielić.

Wstała powoli, ledwo dostrzegalnie przyciągając krótką spódniczkę ku grawitacji. Wyszła na korytarz. Tu ściany wszędzie są biało-cienkie, usłyszy, jak będą ją wzywać. Wsadziła papierosa w umalowane blado usta. Z takim uśmiechem tylko blado, wszystko blade, dłonie, twarz, wspomnienia, kwiaty...Ale już koniec, już je zamknęła, pozostało tylko pospalać je w setkach, tysiącach umysłów. Chwile poszarpała się z torbą w poszukiwaniu zapalniczki, znalazła, odpaliła i wypuściła z siebie idealne kółko, jakby chciała postawić ogromną, podobną do halucynacji kropkę nad i.

Zaciągając się zachłannie udawała, że wcale się nie denerwuje, że to wcale nic nie zmieni, zmieniając jednocześnie wszystko w niej. To nic nie znaczy-mówiła do siebie- postoję tu chwilę, potem mnie i tak odrzucą, jak każdy, jak zawsze...Nie! Tym razem będzie inaczej, tym razem już prawie czuje jego krew na wargach, już go trzyma w swoich dłoniach...Jak w pijackim zjeździe, kiedy wydaje się, że nadal siedzisz na krześle podczas gdy od dobrego kwadransa wymieniasz pocałunki z podłogą. Żeby zabić czas i myśli w nim zawarte zaczęła wystukiwać obcasem rytm na brudnym, lepkim linoleum. Wewnętrzną piosenkę, wewnętrzne art. Of self destruction.

Usłyszała uchylające się drzwi I bardziej wyczuła, niż zobaczyła wypadającą z nich rudą głowę.

-Pani ......... ........?

-tak, to ja- odpowiedziała, zastanawiając się jednocześnie czy przy takich jak rudej nogach odważyłaby się założyć takie rajstopy...Nie, ruda była taka...żywa, pełna, jakby cała świeciła jakimś niewyobrażalnym światłem, które oślepia wszystkie wewnętrzne złe zamiary...jakby zapadało się w sen znów mając pięć lat i włosy pachnące rumiankowym szamponem...Nie, ona by się nie odważyła, nigdy...

-Proszę do środka, zobaczymy, co pani ma do powiedzenia.

-Powiedzenia? Ja nie...ja...mówić?

-Spokojnie- ruda wyciągnęła do niej uspokajająco rękę, jak małe, bezbronne zwierzę, jedno z tych, bez których człowiek nie byłby nigdy w stanie przetrwać jednej z tysięcy najgorszych nocy w swoim życiu- nie miałam na myśli siebie, bez obaw, myślałam raczej o...historii.

***************************************************************************

Kot Cygaret
Kot Cygaret
Opowiadanie · 13 lutego 2007
anonim
  • iga
    ja juz oszczedze ci pochwal bo nie chce odbierac mocy silom tworczym i po tym tekscie cos mnie natchnelo ze nasz kotek cygaretek to chyba jest kotka hmmm?:)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Kot Cygaret
    kotka, lol :D..zaczynaja sie domysły ? a czuły facet nie istnieje?:> hehehe. kotka..wiesz,z tego moze wyjść całkiem smieszna historia :d poczekam, na dalsze domysły :d

    · Zgłoś · 17 lat
  • Kot Cygaret
    alter ego? schowana tozsamośc seksualna?:D

    · Zgłoś · 17 lat
  • iga
    ani alter ego ani nie twierdze ze czuli faceci nie istnieja(w przerwach kiedy twierdze:) ale po prostu to niespotykana zdolnosc rozgryzania babek gratuluje mozesz rozkrecic interes jako psychol kobiet a za pomysl zgarniam 5% deal?:)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Kot Cygaret
    hahahahaha :) deal :D ale to tylko telefonicznie i jeszcze 45% dla siostry :)

    · Zgłoś · 17 lat
  • iga
    no wiesz telefoniczne? a skad bedziesz wiedzial czy ktoras z pacjentek ma wlosy Tycjana i nie przeprowadzisz diagnozy!:) ale wierze w telepatie to dzialaj i pozdrow siostre:)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    kussi
    A co się stało w trakcie tekstu z 124 stronami wspomnień? Zniknęły? Co do jednej...? Czy mają pojawić się w vol2?

    · Zgłoś · 17 lat
  • JulJusz
    znowu po dwóch piwach jestem...ale żeby nie było:nie piję codziennie:P

    tekst...COŚ w sobie ma. aczkolwiek Za powierzchowne to dla mnie. ratuje się tajemnicą. niedopowiedzeniami. acz mógłbyś podszlifować niektóre sformułowania.

    na wzór:"Sobą samą, ciałem i duszą, intymnością handlować chce teraz.". Bo składnia mi się podoba:)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Kot Cygaret
    kussi, no zostały oddane kobiecie w rajstopkach :)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Kot Cygaret
    JulJusz, potraktujmy to zdanie jako perełke ;p

    · Zgłoś · 17 lat
Wszystkie komentarze