***

JulJusz

-Dzień dobry- powiedziała w stronę kobiety po 50tce, dość uprzejmie, z lekkim ukłonem, po czym dodała w myślach-… ty stara pudernico…

Niespodziewanie bardzo ją to rozśmieszyło. Głośny śmiech przedarł się przez miliony płatków śniegu, wdzierających się w miliony szczelin ubrania. Przedarł się przez ulicę dość wąską, między numerem 54, a 72. Może nawet do 73 dotarł. Rozchodził się szybko, szybko, szybko, bez echa. Aż zanikł. Na zewnątrz. Tylko płatki dalej wirowały pod jego wpływem i unosiły się: raz w górę, raz w dół, raz w górę, raz w dół.

-Wąż z płatków, zaiste, ciekawe.-pomyślała

i minęła idealnie zaparkowany samochód. Widok ten wzbudził w niej podziw: ona by tak nie potrafiła. Idealnie, miedzy drzewem, a drzewem. Hm…

A teraz, kiedy oni wrócili z Berlina, kiedy oni mają masę zdjęć, wspomnień, dźwięków. Bo to nie byle co. Bo to filharmonia była!

I już nie mów, że niemiecka, nie mów. Genialna, nie liczy się, że niemiecka. Nawet granica była ok. I restauracja tez.

Aczkolwiek ta róża… Ah, ta róża…

Każdy ma swój dzień nienawiści. Dziś my mamy swój dzień nienawiści. Jutro znienawidzeni poznają ten dzien. Chociaż… dlaczego od razu nienawiści? Po prostu: idzie on/ona, albo się krzywo patrzy, albo pyrgnie, albo potrąci. Dzisiejsza młodzież nawet „przepraszam” nie powie. Więc zapłaci. A co.

Zapłaci, albo i nie zapłaci. Tak jest w życiu, że nawet golarka do zmechaconych ubrań potrafi człowieka niezwykle zaabsorbować. Zaiste, ciekawy pomysł…

I spać można o tej porze. Tak, niektórzy ludzie chodzą spać o 21. Dziewiąta. Wieczorem.

Jeszcze raz?

Dobrze.

Dziewiąta wieczorem, tzw. Dwudziesta pierwsza.

Ot co. A tak. Żeby się nie uczyć. Za wiele się nie nauczyć.

Kiedy Napoleon doszedł do władzy?

Wtedy co i ja.

Ha! Ha!

A co jeśli jego kubeczek nie polubi mnie…?

Nawet moja ryba źle na mnie reaguje. Tak, właśnie. Ryba TEŻ może źle reagować na człowieka. Nawet ta domowa.[Ryba]. Nawet ta wyblakła. Pływa, pływa, pani_domu podchodzi, a ona co? Agresor, agresor, a co! Niech sobie nie myśli, że co, że jak udaje, że interesuje się Księstwem Warszawskim, że jak ma Paris Hilton na biurku[metonimia], że W KOŃCU jak ma czarną bieliznę, to co? To niby jej wszystko wolno? Babci. Ot co.

Seat, Seat, Seat, Seat. Mantra ma. Oj i cztery prawa jazdy z trudem zdobyte. Okraszone masą uśmiechu. Zachowajmy proporcje- masa stresu również była. Była nie była- ja mam. Ja mam. Ja mam.

Kto mi kupi fiata? Krokodyle łzy nadal spływają po mej bladej twarzy. A ja, pośród kwiatów i cieni… Tak, tak, wiem, mogłabym pisać teksty piosenek dla gotyckich zespołów. Jednak rajcuje mnie to dużo mniej, aniżeli [faktyczne!] opłakiwanie Reggae_Fiata.

Przepraszam, proszę pana. Czy nogi na stole również są zakazane? Nie? Aha. Dobrze. Co tez pan mówi. Ja nie znam takie pojęcia jak „odpowiednie miejsce, czas i nastrój”. Bo ja proszę pana nastroju na fotel czerwony, to nie miałam od tygodnia. Czemu akurat od tygodnia? Bo nie od 7 dni. Ot co. Pan profesor nie nosi skarpetek w paski, to nie od tygodnia. Tylko ta skórka od mandarynki nie wygląda apetycznie. Nie to co jajko.

O tak, nie to co jajko. A jajko z numerkiem- to już w ogóle lokomotywa!

[ „lokomotywa” kojarzy się z „odjazdem”. Nie kojarzy się? To proszę sobie mózg wymienić, proszę pana!].

Zmęczenie może sprawiać satysfakcję. Że niedużo, że za mało, że niewystarczająco, ale COŚ się zrobiło, tutaj widać efekty, plan czteroletni strzelił w łeb, ale proszę ja ciebie- plan dwudniowy idzie i nie chybocze się! Idzie, idzie, idzie. Ciekawe kiedy runie. Niebawem. Hasło- budka.

-Pij, pij, pij!- zaszczebiotała maleńka muszka utopiona w resztkach herbaty. Propozycja kusząca. Maleńka, bo maleńka[ ta muszka], ale takiej herbaty pić nie wypada. Nawet, jeśli tabletka stoi w gardle.

Stoi, leży, tkwi- grunt, że się nie porusza. A to już jest sytuacja groźna dla zdrowia, o tak.

I piękny humor, wbrew pięknym zaległościom. I skok to w górę, to w górę, a może w górę? Dla odmiany… w górę? A co, jeśliby tak skoczyć w… A może jednak w … górę? Skok w górę mógłby być… Ale za to skok w górę… Jednakże poprzez skok w…

Górnolotnie.

Wciąż o Ikarach głoszą. Niektórzy o stepach akermańskich, ale to takie wybryki chwilowe. Bardzo chwilowe.

[Żart sceniczny. Klask, klask].

Wracając do tematu [Tak! Tak! Ona ma myśl przewodnią! O zgrozo], humor humorem, kwiatki kwiatkami,

[w tym pokoju pachnie sexeeeeem]

ale teraz niewątpliwie, niepodważalnie, niezaprzeczalnie… termometr wskazuje więcej niż powinien [ w obecnej sytuacji] i sytuacja nabiera koloru ciemnofioletowego.

[Ciemnofioletowe ubrania księży. To zawsze się kojarzyło z chorobą. W dalszym rozumowaniu- śmiercią].

Czy ja umrę za 3 dni?

-Znasz zapach bezpieczeństwa?- zapytała głodnej ściany i aż usiadła z wrażenia, jakie na niej wywarło owe odkrycie.

Cóż. Trudno tu mówić o jakimś przełomowym odkryciu, czy też Noblu w dziedzinie biologii, ale jednak ona… Ona dostała stalowym prętem w

-zgięcia nóg

-pięty

-tył głowy

i spoczęcie w fotelu to było jedyne sensowne wyjście z owej sytuacji.

-Wiesz jak to jest się bać zapachu bezpieczeństwa?

Wiosna- łąka, drzewa, mrówki. Dużo mrówek. Zachód słońca. Mgła. A może to tylko dym papierosowy.

Blisko.

Festiwal.

Zielone ściany i czarny sztruks.

Teraz ona płacze, bo nie potrafi sobie przypomnieć imienia jego psa.

A meble były sosnowe.

JulJusz
JulJusz
Opowiadanie · 2 marca 2007
anonim
  • sick
    ot taki sobie luzny ciag zkojarzen.. nawet to gra, ale co wnosi? epoka strumieni swiadomosci chyba juz przemija, postmodernizm woła o sens, trudny i czasem abstrakcyjny, ale sens.
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 17 lat