Czuma spojrzał z namysłem na wleczone przez siebie truchło. Wyraz twarzy przybrał taki, jakby pierwszy raz w życiu je widział. Wyszło dość fałszywie, ale na zwykłego strażnika może starczy.
- To jest smok – odparł.
- Zwłoki smoka?
- Tak. Tak mi się wydaje, w rzeczy samej.
Strażnik przyglądał się podejrzliwie. Obszedł smoka dookoła. Przeszukał pamięć pod kątem należności za wjazd do miasta i nakładania odpowiednich ceł. Oraz akcyz.
Słońce, kompletnie nie zwracając uwagi na to, co się pod nim dzieje, chyliło się ku zachodowi.
- Trzy grosze – orzekł strażnik.
Czuma wyraźnie się zgarbił. Nie miał nawet trzech denarów, a co tu mówić o groszach. Zawsze jednak warto się targować – jak mawiał dziadek Czumy, znany w dalekich okolicach grabarz.
- Dlaczego?
- Smocza skóra. Cło za wniesienie jednej smoczej skóry wynosi cztery grosze. Zwróć uwagę, że obniżyłem stawkę o dwadzieścia pięć procent, ponieważ skóra jest jeszcze nie wyprawiona.
- Rozumiem. A czy nie dałoby się tej stawki jeszcze nieco obniżyć?
- Oczywiście.
Strażnik wyraźnie marnował się na swoim stanowisku. Zwoje mózgowe przetwarzały ogromną ilość informacji i wkrótce w oczach zalśnił wynik. Obwieściły go usta:
- Żywy smok nie podlega opodatkowaniu.
- Ponieważ?
- Widzisz, smoka nie tak łatwo zabić. Będziesz musiał iść do rzeźnika. A może i do dwóch, różnie z tym bywa. Skórę też niełatwo zdjąć, przeprać, wyprawić. To wszystko kosztuje. Reasumując, zostawisz w mieście jakieś pięć groszy. Może nawet sześć. I to za samą skórę. Nie wspominam o smoczej wątrobie z której można zrobić poręczną walizkę, czy też o sercu, najlepszym składniku napoju miłosnego dla niepełnoletnich. Jak widzisz, to nam się opłaca.
- Nam…
- Och, naturalnie, naszemu panu i władcy, albowiem dba on o nasze dobre samopoczucie, bezpieczeństwo jak i o możliwość zarobkowania. Czasami godziwego.
Czumie wydało się, że proponowanie łapówki tak wykształconemu i obytemu strażnikowi nie ma najmniejszego sensu. Nie dosyć, że zostanie to odebrane z należytym oburzeniem, to jeszcze jemu samemu może się oberwać. A i tak pewnie zaproponuje zbyt mało. Wobec tych faktów, to, że i tak nie miał pieniędzy na łapówkę, całkowicie traciło na znaczeniu.
Czuma postanowił zmienić taktykę.
- A więc to jest żywy smok, z którym to chciałbym przekroczyć bramę waszego uroczego i wspaniałego miasta.
- Smok jest martwy – strażnik machnął lekceważąco ręką. – Przyciągnąłeś go tu na sznurku. Sam widziałem.
- Jest po prostu leniwy – wyjaśnił Czuma. Przyciągnął do siebie smoka i zaaplikował mu kopniaka. Zwierzę mlasnęło przez sen i przewróciło się na drugi bok.
- Sam widzisz.
- Wyjątkowy egzemplarz w takim razie – orzekł strażnik. – Cło za wyjątkowe zwierzęta wynosi groszy dziesięć, gdyż możesz zarobić na ich pokazywaniu gawiedzi.
- A przez to ogołocę wasz wspaniały lud i cudownego włodarza miasta z groszy a może i talarów, o dukatach wręcz nie wspominając.
- Sam bym tego lepiej nie ujął – przyznał nieco urażony strażnik.
- A czy przypadkiem przepisy nie enumerują wyjątkowych zwierząt?
- Oczywiście, są to…
Strażnik urwał, widząc, że się ewidentnie wkopał. Jednak honor studenta wieczorowego Akademii Umiejętności Całkowicie Zbytecznych do czegoś zobowiązywał.
- Tak więc, jak już nadmieniłem, choć zupełnie sobie tego nie przypominam, są to: szczupak ludojad, papuga na wrotkach, paw wotywny zwany wampem nie wiadomo dlaczego, kukułki smakowe i im podobne.
Strażnik uśmiechnął się do siebie. Znalazł już rozwiązanie.
- Nie widzę tu jakoś leniwego smoka abnegata – zauważył Czuma.
- Tak jest, nie jest wymieniany – odparł radośnie strażnik. – Ale przepisy wyraźnie stwierdzają, że „i im podobne” również.
Czuma zamyślił się głęboko analizując jeszcze raz podaną przez strażnika listę.
- Przecież żadne z tych zwierząt nie jest podobne – stwierdził. – Do mojego smoka w każdym razie.
- I tu się mylisz, przyjacielu. Mianowicie: szczupak ludojad, jak sama nazwa wskazuje, pochodzi od szapów. Szapy z kolei powstają z odpadów jedwabiu naturalnego. A jedwab naturalny, jak wiesz, jest pożywieniem smoków!
- Ale nie abnegatów leniwych.
- Owszem! Ale abnegat leniwy jest ludojadem, podobnie jak wspomniany szczupak.
- Wyłącznie tytularnie, jest zbyt leniwy na…
- Szczupak również. Może nie tyle jest leniwy, co ma za małą paszczę. Widzisz, ile mamy zbieżności? A to dopiero pierwszy punkt…
- Papuga na wrotkach?
- Leniwemu też by się przydały wrotki. Zauważ, że jest prawie całkowicie niedostosowany do chodzenia na piechotę. A póki nikt nie wynajdzie samochodów… Na pewno zrobiłby z tych wrotek użytek.
- Paw wotywny zwany wampem i tak dalej?
- Skrzydła. No i, oczywiście, złota łuska.
- Kukułka smakowa? – Czuma nie miał zamiaru łatwo się poddać.
- Wyjątek potwierdza regułę.
Czuma zwiesił głowę. Czuł się przegrany na całej linii. Westchnął ciężko ale za to rozdzierająco, po czym ruszył w drogę powrotną. Nie uszedł jednak dwóch kroków, gdy strażnik złapał go za ramię.
- Co tam – zapytał nie odwracając się.
- Nie poddawaj się! – Czuma ze zdziwieniem spojrzał na pełną radości twarz strażnika. – Przecież prowadziliśmy tak piękną potyczkę prawno – społeczno – słowną! Nie odbieraj mi tego! Rzadko kto ma na to czas i ochotę!
- Tak, ja mam i czas i ochotę. Tyle, że nie mam pieniędzy na cło. Nazwałbym to trudnością zasadniczą i…
- Nic nie szkodzi!
Czuma nastawił uszu a i smok jakby się ożywił, co objawiło się szerokim ziewnięciem.
- Powinieneś udać się z wiadomym ci smokiem do weterynarza. Jeśli stwierdzi, że rozbieżności są większe niż te, o których ci mówiłem, powinien wystawić odpowiednie zaświadczenie. Wtedy wpuszczę was bez opłaty celnej!
Huśtawka nastrojów Czumy przewyższyła wszystkie zebrane później w Disneylandzie.
- Ale ja nie mam czym zapłacić weterynarzowi.
- A to nic nie szkodzi, naprawdę. Widzisz, studiuję wieczorowo między innymi weterynarię. W okresie praktyki zobowiązany jestem udzielać porad za darmo. A zaświadczenia można wystawiać już po zaliczeniu drugiego roku, nawet jeśli oznacza to powtarzanie pierwszego. Tak jest łatwiej i wygodniej.
Strażnik obszedł smoka dookoła. Podniósł mu po kolei przednie i tylne łapy. Po chwili wyjął zza kolczugi kołonotatnik i zaczął coś skrobać długopisem żelowym.
- O widzisz – wymruczał. – Smok ma wbity kolec w jedną z poduszek na łapach. To mu, praktycznie rzecz biorąc, uniemożliwia jazdę na wrotkach. A tu jest stosowne zaświadczenie.
Czuma z narastającym wzruszeniem przyjął kartkę z elegancką pieczęcią i wprost przeciwnym charakterem pisma.
Strażnik położył teraz smoka na plecach i zaczął go z zapałem udeptywać. Po dobrych pięciu minutach obrócił zwierzę z powrotem na brzuch i pociągnął za ogon. Smok zwymiotował łagodnie, nie przerywając sobie snu.
Chwilowy weterynarz pogrzebał w treści żołądka halabardą.
- No i proszę – uśmiechnął się wyjmując z leżącego paskudztwa jakąś kość. – Możliwe, że ludzka.
Po chwili wręczał Czumie drugą kartkę.
- Tu masz zaświadczenie, że smok jest ludojadem nie tylko tytularnym.
- A co do pawia…
- Obdzieranie z łuski i amputacja skrzydeł nie są konieczne, choć dla większego efektu zazwyczaj pożądane. Powinieneś jednak zadowolić się tym – zaświadczenie, że łuska jest mocno przechodzona a skrzydła niezdatne do lotu z powodu obciążeń psychicznych.
- A ponieważ kukułka smakowa…
- Była wyjątkiem, teraz jest regułą. Smok nie jest już ani wyjątkowy ani niezwykły.
Strażnik popatrzył z uśmiechem na Czumę i kiwnął zachęcająco ręką.
Czuma pociągnął smoka.
- Chwileczkę. Co to jest?
Czuma spojrzał z namysłem na wleczone przez siebie truchło. Wyraz twarzy przybrał taki, jakby pierwszy raz w życiu je widział. Z tym, że teraz było to w jakimś stopniu uzasadnione, więc nie wyglądało fałszywie.
Słońce, nadal niczym się nie przejmowało.
- To jest smok – odparł.
- Zwłoki smoka?
- Nie skądże. To smok żywy, zupełnie zwyczajny, abnegat leniwy.
- Taki zwyczajny to on chyba nie jest? Widziałem, że przyciągnąłeś go tu na sznurku.
- Tu mam zaświadczenie, że nie jest podobny do szczupaka ludojada.
- Tak, bardzo dobrze…
- Tutaj, że nie ma nic wspólnego z papugą na wrotkach, a tutaj, że paw wotywny i tak dalej, nie jest jego nawet dalekim krewnym. A nikt, choćby nie wiem jak źle nastawiony, nie powiedziałby, że ma w sobie coś wspólnego z kukułką smakową.
- Wszystko się zgadza – odparł rozradowany strażnik. – Cło za dziwne zwierzęta się nie należy.
- Dziękuję!
- Nie ma za co. Dosłownie.
Rysy strażnika stwardniały. Wyprostował się i położył znaczącym ruchem rękę na szybkostrzelnym mieczu.
- Z zaświadczenia wynika, że ten smok to jakiś cholerny ludożerca! A z takim to ty do miasta nie wejdziesz. Naszemu panu, który dba o nasze dobre samopoczucie, bezpieczeństwo jak i o możliwość… Sam zresztą wiesz. Naszemu panu bardzo by się to nie spodobało. Nawet jeśli zarobiliby przedsiębiorcy pogrzebowi. Mieliśmy niedawno taką aferę…
- Ale.. On przecież ludojadem jest tylko tytularnym, przecież…
- A to?! – Strażnik tryumfująco zamachał przed oczami Czumy zaświadczeniem. Wyraźnie jest napisane: „w treści żołądka wykryto kość, możliwe, że ludzką”.
- No wiesz, tak wyraźnie to to napisane jednak nie jest.
- Wydaje ci się. Czytam z taką lekkością jakbym sam to pisał.
- W takim razie… Mówiłeś „możliwe, że ludzką”. Możliwe, to jeszcze nie znaczy, że pewne.
- Tak, zgadzam się. Ale to musiałby zbadać anatomopatolog.
- Który za darmo tego nie zrobi.
- Dlaczegóż by nie? Nadmieniłem już chyba, że studiuję wieczorowo?
- Weterynarię.
- Och, jedno drugiemu nie przeszkadza. Staram się poszerzać swoje horyzonty, sposób myślenia, logikę, otwartość na świat.
- Ale jeśli dostanę zaświadczenie, że nie jest to kość ludzka, to co wtedy z poprzednim? Że może ludzka? To sprzeczne. – Czuma popisał się bystrością umysłu.
- To nic takiego. W świecie równoległym, owszem. Jednak machina, którą tu skromnie reprezentuję, bada wpływające zaświadczenia szeregowo. Jest to spowodowane uproszczeniami i ułatwieniami, aby szanowni petenci nie czuli się manipulowani, czy wręcz dręczeni. Każdy kolejny problem można usunąć stosownym papierkiem w formie zaświadczenia z jeszcze bardziej stosowną pieczęcią. Wystarczy, że będziesz się tego trzymał a nie zginiesz.
Po chwili Czuma trzymał w ręku kolejne zaświadczenie. Kawałek szkieletu okazał się kością niezgody pomiędzy pewnym sędziwym psem a kogutem. Smok zapewne występował jako arbiter w tym sporze. Jak łatwo było się domyśleć po udku, pies wygrał.
Strażnik obejrzał uważnie wystawione przed chwilą zaświadczenie.
- Dobrze, kolor pieczęci i konsystencja tuszu się zgadza.
Czuma pokiwał mądrze głową symulując pełne zrozumienie dla nieco abstrakcyjnej, z jego punktu widzenia, uwagi.
- A więc nie jest to ludożerca. Doskonale, doskonale.
- To my…
- Nie, nie, nie. Nie ma tak dobrze.
- To znaczy?
- Zwierzę, ponieważ jest żywe, należy zarejestrować. Nie może tak być, że po naszym pięknym mieście chodzą sobie nie zewidencjonowane osobniki. Swego czasu staraliśmy się liczyć nawet karaluchy, choć to bardzo uciążliwa praca.
- Bo są małe?
- Bo ich nie ma.
Spojrzeli na siebie z pełnym zrozumieniem. Obaj mieli zbolałe miny.
- A gdzie mogę zarejestrować swojego smoka i ile to kosztuje? – zapytał Czuma nieco już zrezygnowany. Miasto, gdzie można sprzedać smoczy pazur, napić się zimnego piwa, dawno przestało go kusić. Z utęsknieniem myślał o pustyni, którą przebył.
- U pierwszego lepszego urzędnika miejskiego.
- Czyli na przykład u ciebie.
- Tak.
- A kosztuje to…?
- Całkowicie, absolutnie i bezwarunkowo, gratis. Kiedyś przyjęło się pobierać pewną niewielką opłatę, ale nie zawsze było z kogo ją ściągać, więc rodziło to problemy proceduralne. Teraz za opłatą rejestruje się jedynie zwierzęta hodowlane jadalne co najmniej jednokrotnie, zwierzęta dziwne…
- Do których ten smok nie należy.
- Tak jest, jak to wyraźnie wynika z przedstawionych przez ciebie zaświadczeń. Rejestracja jest darmowa.
- Czuma odetchnął z ulgą.
- To ja bardzo proszę o zarejestrowanie.
- Oczywiście, nasz klient, nasz pan, jak to mówią. Masz jego kartę zdrowia?
- Proszę bardzo.
Strażnik obrócił smoka na plecy. Porównał numer rejestracyjny znajdujący się na jednej łusce z kartą zdrowia. Sprawdził przebieg na zgodność ze stanem zużycia poduszek na łapach. Obejrzał zęby. Zajrzał w źrenice.
- Hm… - mruknął.
- Coś nie tak? – Zaniepokoił się Czuma.
- Obawiam się… Że ten smok nie żyje.
- Jak to nie żyje?! – Krzyknął Czuma. – Oczywiście, że żyje!
W niejednokrotnie wypróbowany sposób kopnął smoka. Nic. Klasnął swoją dłonią i smoczym uchem. Nadal nic. Ciągał za ogon z identycznym rezultatem. Smok, najwyraźniej w świecie, nic sobie nie robiąc z procedur, po prostu raczył zdechnąć.
- Trzy grosze. Wiesz, że za nie wyprawioną skórę.
Czuma wyraźnie się zgarbił. Tym razem jednak nie z żalu a z wściekłości. Sięgnął za pas i wyrwał sporych rozmiarów siekierę.
- Pozwolenia na broń rejestruje się… - rozpoczął strażnik ale zaraz urwał. Nie jest łatwo kontynuować przemowę ze zmiażdżoną głowę.
Dla tych wszystkich którzy próbowali kiedyś np zdobyć nip poza miejscem zameldowania albo załozyc działalność gospodarcza, polecam
pozdrawiam