mechanik rowerowy

dagna

Wsiadłszy na morderczy rower ,zaczęłam jechać. Przekorna i nieposkromiona to maszyna! Im mocniej go dociskasz do ziemi, tym bardziej wymyka się spod kontroli! Z początku nieświadoma tego faktu, coraz mocniej pedałowałam. Świat zaczął wirować- szybciej i szybciej! Ech! Motyle, pojawiwszy się w moim żołądku bynajmniej nie zwiastowały miłości, a raczej- mdłości…

Rower pędził wściekle, ja pedałowałam… Wiatr w moich włosach, piasek w oczach… cóż za ekstaza!

Motyle wirowały w moich wnętrznościach coraz gwałtowniej, obijając się o wszystkie organy wewnętrzne… Straciłam panowanie nad potworem, który jęcząc i skrzypiąc przeraźliwie niósł mnie na swym grzbiecie i wcale nie zamierzał się zatrzymać. I cóż ja biedna mogłam zrobić?! Tylko mocniej ściskać gumowe rączki kierownicy, co też zawzięcie czyniłam….

Niesamowita prędkość wprawiała mięśnie mojej twarzy w niezależny ode mnie grymas- usta me wykrzywione były w straszliwym- ba!- szaleńczym uśmiechu, a pełne piachu oczy przybrały postać skośnych szparek. Pędziłam przez aleje, przez ścieżki, ścieżyny i ogrody. Stopy me, niczym ciężkie głazy, spoczywały na mechanizmie napędzającym potwora… Spódnica bynajmniej nie zakrywała mojego zacnego siedzenia, ale to nie było ważne… Ważne było to, iż w pewnym momencie horyzont przed moimi oczyma „nagle” skończył się, co mogło oznaczać tylko jedno- skarpa!!!

Potwór wiedziony morderczym instynktem zaczął przyspieszać… szybciej i szybciej. A przednie koło zacząwszy jeszcze bardziej jęczeć, rozkołysało się na boki. I wtedy z ust mych zaczął wydobywać się… dźwięk. Z początku cichy i stłumiony pisk, z każdym metrem nabierał siły. Usta me zaczęły otwierać się i chłonąć drobne, i mniej drobne insekty, które stanęły na drodze mej i potwora. Ultra-pisk coraz głośniejszy, zaczął skrzypieć, gulgotać i charczeć.

Pędził morderczy rower, a ja w duchu krzyczałam: „Gdzież on jest? Gdzie mechanik rowerowy?”

Niestety krzaki berberysu pojawiły się wcześniej niż upragniony bohater… A ja, nieszczęsna, z szaloną prędkością rzuciłam się w ich ramiona… Morderczy rower natomiast, oderwał swe koła od powierzchni ziemi, nie mogąc dłużej być jej niewolnikiem, i poszybował. I tyle go widziałam… Czując na ciele ukłucia milionów ostrych igieł zobaczyłam, jak leci i znika w przestworzach…

dagna
dagna
Opowiadanie · 13 marca 2007
anonim
  • sick
    końcówka fajna, miłe monty nawiązanie, ale początek i srodek jakos nie bardzo.. w kółko wałkowanie tych samych zdan
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 17 lat
  • dagna
    ok,dzięki:)
    mam świadomość swoich błędówale mam też sentyment do tego tekstu...był pisany bardzo spontanicznie i na szybciora...a ja w końcu wielkim(i poprawnym...heheh) artystą nie jestem...
    również pozdrawiam:)

    · Zgłoś · 17 lat