Wszystkie zalety bycia Andrzejem Nelsonem

Zdziko

„Co by było, gdy nie istniało kłamstwo? Ludzie mieliby całkiem nudne życie, wielu by stało w kolejce po zasiłek, a ci, którzy by pracowali mieliby naprawdę nudne zawody. Kłamstwa samego w sobie nie ma, nie można stwierdzić naukowo jego istnienia, na upartego jesteśmy w stanie stwierdzić, że w czymś nie ma prawdy, lecz trudno oprzeć się dowodami prezentując byt kłamstwa. Od tego prostego czegoś, tak wiele zależy w naszym życiu, sam fakt, że jesteś atrakcyjny jest oszustwem, a co dopiero nieprzemakalność twoich butów lub domniemany rozmiar twojego przyrodzenia.

Nasze uczucie ( to znaczy twoje) jest tą iluzoryczną zjawą, o której piszę powyżej ( znając ciebie nawet nie pamiętasz, o czym jest poprzedni akapit, bo myślałeś pewnie o sobie), tak, więc postanowiłam się wykazać jajami, których brakuje w tym „związku” i go zakończyć.

Z wyrazami szacunku

Mary „

Nelson odłożył list na stół, przetarł delikatnie swe oczy i wypił następną szklankę whisky, było to trzecie powtórzenie ciągu tych samych czynności w ciągu dziesięciu minut. Nie wiedział, co myśleć o tym wszystkim, rzuciła go kobieta, był to fakt niepodważalny, lecz co dalej? Nie można było przecież się załamać, zdarzają się gorsze rzeczy, ludziom rosną eukaliptusy w uchu lub ośmiornice w żołądku. Posiadał wiele wytłumaczeń, dlaczego to, co się stało nie miało racji się stać, lecz nie mógł znaleźć logicznego wyjaśnienia, na cios, który otrzymał od życia. Nigdy nie rzuciła go żadna dziewczyna, kobieta, kochanka itp., on jako znany, poważany, pisarz nie cierpiał na niedobór „dup” (jak to zwykł mówić). Po głębszej konkluzji na temat życia i tego, co go spotkało, zrozumiał, że świat ruszył do przodu, że rewolucja obyczajowa dotarła do jego domu, wdzierając się siłą, bez zaproszenia do jego łóżka i nie jest w stanie z tym wygrać, trzeba się z tym pogodzić. Mógł tylko liczyć, że zasmakuje też pozytywnych stron tego zjawiska i wkrótce ugości w swoim łóżku więcej niż jedną partnerkę, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Dzień przed Nelsonem stał otworem, wczoraj jeszcze kładł się spać jako partner, znanej psycholożki, obarczony licznymi zobowiązaniami ograniczającymi jego wolność, potrzeba codziennego oczyszczania umysłu i noszenia na twarzy chemicznego uśmiechu minęła bezpowrotnie, jak wczorajszy kac. Dziś był wolny i chciał nacieszyć się tym błogim stanem, znów posmakować oglądania sportu przez dwadzieścia cztery godziny, bekania po wypiciu piwa i oglądania się za kobietami na ulic, bez wyrzutów i obawy przed psychoanalizą samczych popędów.

Wchodząc w nowy etap życia musiał postawić gruba kreskę pomiędzy tym, co było, a tym, co jest, rozpocząć od porządków, wykurzyć z siebie stare wspomnienia. Zaczął zbierać z podłogi różne dziwne sznurówki, które po dłuższej ekspertyzie okazywały się damską bielizną, przed oczami widział właścicielkę tych minimalistycznej odzieży i nie czuł rozpaczy, był pełen radości związanej z wolnością. Podnosił kartki papieru wypełnione nieudanymi recenzjami książki jakiegoś pisarza z Ekwadoru, który w wieku dziewięćdziesięciu lat postanowił wyrazić swoją tęsknotę za młodzieńczym ciałem i stosunkami z pasterkami. Ogólnie książka była napisana słabo, a niektóre fragmenty mogły niepokoić o stan psychiczny dziadka, który z chirurgiczna precyzją wymieniał szczegóły chłopięcego ciała zapominając na pięćdziesiąt stron o pastereczkach. Nie dziwiło to Nelsona, gdyż domyślał się, jaki stan higieny osobistej i uzębienia musiały reprezentować ekwadorskie pasterki, co nie, kiedy mogło zmusić młodych chłopców do zainteresowania się samymi sobą. Niestety fakt, że książka została zauważona w środowisku gwiazd podkultury sprawiło, że zaczęła rozchodzić się w milionach egzemplarzy, a co za tym idzie, należało ją rzucić na krajowy rynek z adnotacją, iż mamy do czynienia z odkryciem sezonu od najbardziej popularnego pisarza w kraju. Nelson nie czuł się jak prostytutka, raczej jak gwiazda playboya sypiająca z bogatymi ludźmi dla dużych pieniędzy, to według niego była poważna różnica i pozwalało mu myśleć o swojej profesji, jak czymś lepszym i mniej doświadczonym od najstarszego zawodu na świecie, przecież gwiazdy playboya powstały w XX wieku.

Porządki zakończyły się przed telewizorem, w który wpatrywał się zdolny autor, próbując dociec, czemu nie może napisać następnego bestsellera, choć popełnił ich w tym roku już pięć.

Na jego ulubionym kulturalnym kanale znów leciał program, w którym występował.

- A więc co czuje Pan widząc pańskich rówieśników zaczytujących się w „Ostatnim locie” – zadał pytanie Nelsonowi dziennikarz

- „Ostatni lot – odpowiedział robiąc małą pauzę pomiędzy pierwszymi wyrazami – to książka, którą pisałem pod wpływem ormiańskiej muzyki ludowej i walki feministek o swoje prawa w Wiktoriańskiej Anglii, nie wiem jak ludzie w moim wieku odbierają romans ormiańskiego bębniarza i guwernantki, lecz jeśli im się to podoba, bardzo mnie to cieszy.

- Jak zawsze skromny – powiedział dziennikarz, z chichotem postrzelonego pawia przechodząc w kolejne pytanie – a dlaczego pan zastosował tak przebiegłe zakończenie, brutalny gwałt dokonany na Ormianinie przez irlandzkiego partyzanta, wzrusza każdego czytelnika do łez, a następnie jego śmierć w wyniku powikłań odbytniczych podkreśla kruchość naszego losu.

- Ja tego tak nie widzę, przecież guwernantka i tak osiąga szczęście w ramionach imigranta z Afryki wychowanego przez rodzinę holenderskich handlarzy żywym towarem, to taki suspens naszej cywilizacji ironicznie mówiąc, gdzie zaspokajanie samego siebie jest silniejsze od miłości.

- Przepraszam, że panu przerwę – odezwał się mało poczytny, lecz ceniony przez krytyków pisarz, – ale uważam, że pańskie książki to grafomańskie gówno, którym nie można się nawet podetrzeć, bo są wydawane na kredowym papierze. Pozwolą państwo, że zacytuje fragment „ Biegu zapaśnika”: „ Ludzie na froncie nie znają znaczenia słowa „miłość”, „radość”, znają tylko krew i honor, a włoscy żołnierze byli ludźmi frontu niczym selery wyrastające z ziemi ostrzeliwanej przez Niemców, byli jak cienie drzew chwytające w ramiona każdy skrawek dobra, dla tego czule na siebie patrzyli i wymieniali się mocnymi uściskami.„. Nie będę już opisywał sceny stosunku pomiędzy księdzem, a włoskim gońcem, aby musieć udowodnić, że ta książka, zresztą jak reszta innych…

Nelson wyłączył telewizor, nie chciał przeżyć tego znowu, tej salwy śmiechu, doskonale zdawał sobie sprawę, że tamten człowiek miał rację, ale trudno człowiekowi przyznać się przed sobą, że jest się czasem beznadziejnym, a tym bardziej, gdy się z tego żyje. Przepisy na sukces jego książek był prosty - gwałt, seks, niekonwencjonalny seks, historia, to wszystko, ludzie tego pragnęli, a on im tego dostarczał. Dziwił się często, czemu nikt innym na świecie nie wpadł na pomysł na napisanie takich gniotów, było to prostsze od wysadzenia się w tłumie ludzi lub kradzieży w sklepie odzieżowym, wystarczyło usiąść i przelać na kartkę najbardziej chore myśli ze swojej głowy. Bał się o swoich czytelników, co jego literatura może poczynić z ich delikatna psychiką, to był papierowy gwałt na ich myślach, ale najwyraźniej ten handel wymienny im odpowiadał. Każdy lubi raz na jakiś czas trochę mocnych wrażeń a Nelson, pięć razy w roku wyprodukował wystarczającą ilość seksu i intryg, aby zaspokoić całą galaktykę.

Tak siedząc na kanapie Nelson usłyszał dzwonek u drzwi, wstał powoli, rozejrzał się po pokoju stwierdzając, że nie wystarczy mu czasu na uprzątnięcie mieszkania do tego stopnia, żeby skłamać o wczorajszej imprezie i z tym związanym bałaganie w domu. W drzwiach stała Alicja, w czarnym płaszczu i brązowych skórzanych rękawicach.

- Cześć – powiedział Nelson do swej korektorki – wyglądasz jakbyś przyszła mnie zabić.

- Cześć – odparła – musimy popracować nad ostatnim rozdziałem, książki, która ma odmienić twoje oblicze.

- Nie przesadzaj-

- Nie, nie żartuje jest naprawdę świetna, nie to, co tamte gówna o wojnie i gwałtach, w końcu napisałeś o tym, co cię gryzie od środka, o niesprawiedliwości, tutaj, a nie gdzieś w oddali.

- W sumie pisałem ją pięć lat powinna być zdecydowanie lepsza –

- Jest naprawdę dobra coś jak „ Pożegnanie z bronią „ i „Kocia kołyska” to będzie sukces.

- Skoro tak mówisz – powiedział Nelson i ruszył w stronę szafy.

Wyjął z niej rękopis ostatniego rozdziału i wręczył Alicji. Ona łapczywie chwyciła stertę kartek i zaczęła czytać. W tym czasie utalentowany autor wstał i obszedł cały pokój trzy razy. Rozważał szansę udowodnienia światu, że ma talent i zmazania z siebie miana pisarza dla mas.

- Nigdzie nie publikowałeś ani fragmentu? – zapytała korektorka

- Tak – odparł Nelson

- Nikomu tego nie pokazywałeś oprócz mnie?

- Tak, nikomu -

- Nie lubię cię skurwielu – odparła Alicja wyjmując pistolet

- Co? – tylko tyle odparł Nelson i rozpoczął transformację w słup soli

- Przez ostatni rok dawałeś mi gówno do sprawdzania, które zalewało cały świat i nagle się okazało, że masz zadatki na przyszłego noblistę, świetny styl, niebanalne przemyślenia, ja, choć siedzę do nocy nie jestem w stanie napisać jednego zdania z sensem, a tu nagle się okazuje, że autor książek dla ocipiałej ludzkości jest geniuszem, nie może tak być, ta książka zostanie wydana z moim nazwiskiem na okładce, a ty będziesz martwy –

- Ale….-

Spoglądając w niebieskie oczy swojego pracodawcy Alicja wystrzeliła dwa razy.

Nelson patrząc na tą sytuacje z góry, był pełen uznania dla swojej korektorki za tak misterny plan, nigdy nie przypuszczał, że tą nieśmiałą kobietę będzie stać na tak skomplikowaną intrygę, niczym z jego powieści „Bieg kulawego” w wyniku, której policja uznała, że znany, poczytny autor został zastrzelony w wyniku porachunków narkotykowych.

Cała wrzawa wokół jego śmierci powiększyła tylko poczytność jego książek, a tym samym zyski, a przecież nie ma nic cenniejszego na świecie niż pieniądze, zawsze można mieć ich więcej.

„ Nelson był wyjątkowym człowiekiem, chociaż tworzył iluzje, nietrwałe kłamstwo, ono wzbogacało nasze życie, nadawało jemu sens, z bezkształtnej bryły naszego bytu tworzyło coś pięknego. Zostawił po sobie nieopisany spadek, którego nie można zatracić i dla tego też dedykuję mu tą książkę.

Wiecznie z tobą

Alicja

Zdziko
Zdziko
Opowiadanie · 27 marca 2007
anonim
  • sick
    przegadane
    nie podoba mi sie...
    pozdrawiam

    · Zgłoś · 17 lat