Sąd najwyższy
Piotr Koch
Człowiek przy drzwiach podrywa się, prostuje i spokojnym głosem oznajmia. Najwyższy sąd idzie. Trzech sędziów wchodzi na salę. Milionowy tłum gapiów zgromadzony w ogromnej kulistej auli przykrytej błękitnym atłasowym poszyciem, przez które przenikają promieni jesiennego poranka, wstaje. Na sali panuje zgiełk i gwar, który przeszywają rytmiczne stuknięcia sędziowskiego młotka. Dźwięk drapieżnie rozbiega się po sali, uderzając w głowy nawet najbardziej zaabsorbowanych problemami życia codziennego osoby. Dobiega głos sędziego, siwego, starszego człowieka, o niesamowicie pogodnej twarzy i dobrotliwym uśmiechu, podobnego do pozostałych dwóch nieprzekupnych sędziów, wymierzający sprawiedliwość, jedyna jaką znają i jedyną na jaką ich stać. Nie sprzedajnych, bo do zyskania nie mających już nic, a do stracenia tylko jedno, swoje dobre imię, godność i dumę. Sędzia mówi, głos się nie się po całej sali, odbijając się od niebieskiej kopuły. Miliony ludzi słyszą słowa sędziego i czekają z niecierpliwością na dalsze słowa, które pochłaniają w namaszczeniu i skupieniu. Rozpoczynamy dzisiejszą rozprawę sprawą dotyczącą sporu zbiorowego między, ludzkością, dalej zwaną oskarżycielem i Bogiem, który dalej będzie zwany oskarżonym. Pierwszy przemówi oskarżyciel, prosimy o wystąpienie. Na scenę gdzie znajdują się sędziowie wdrapuje się, się wysoka, barczysta postać w czarnym garniturze, z czarną teczką. Mówi się najlepszy z najlepszych, mówi się, że służy samemu diabły i tak jest nazywany w niektórych kręgach, Adwokat Diabła. Jego zawodem jest skazywanie, więc skazuje, mężczyzn, kobiety dzieci, dużych i małych, pokrzywdzonych i oprawców, winnych i nie winnych. Wślizguje się na podium, otrzepuję kurz z kolan i uśmiecha się. Znowu jest na szczycie, znowu jest tam gdzie jego miejsce, znowu skarze kogoś na śmierć. Tak, on jest po to by wymierzać wyroki najwyższe. Czuję sentyment do oskarżonego i z racji pełnionej funkcji i pewnego podobieństwa, które może umyka przypadkowemu obserwatorowi, ale jest uderzające przy dokładniejszym spojrzeniu. Te same zimne spojrzenie, ta sama obojętność, to samo wyrachowanie, tylko on może się z nim równać, jego jedyny godny przeciwnik, jego ideał, zdany na jego łaskę. To przecież on skazał modlącą się Matkę Teresę, zabrał decydujący głos w sprawie dzieci w płonącej stodole, ostatecznie wpłynął na sąd dotyczący sprawy ludności zamieszkującej małe miastecko Hiroszima, po czym wyrok niezwłocznie wykonano. Podobnie jak on, skazuje jednako, oprawców i ofiary, na wyrok najwyższy, na śmierć jednaką. Tym bardziej szkoda, osoby tak niezłomnej w wyznaczaniu ślepej sprawiedliwości i tak nieugiętej w wyznaczaniu krzywd ludzkich. Dzień sądu jednak nastał i kat będzie musiał wykonać swoją powinność, a słowa oskarżenia muszą paść nieodwołalnie i nieodzownie, tego domaga się cały zgromadzony na sali tłum, płaci za ten cyrk i wymaga. Adwokat Diabła odstawia czarną teczkę, podchodzi do skraju sceny, napina się, tak jak tenor do wydania najpiękniejszego dźwięku jaki może usłyszeć ludzkość. Zaczyna swoją oskarżycielską mowę. Oskarżonemu zarzucam, że stworzył człowieka, obdarzył go darem myślenia i odczuwania, stworzył go na swoje podobieństwo, obdarował go pięknym światem, którym go otoczył, wszystkimi wspaniałymi rzeczami, które on zapragnął ten, że człowiek posiadać, nadał mu chęć przetrwania, pragnienie nieśmiertelności i zasiał w nim dążenie do pozostawienia wiekuistego śladu po sobie. Na sali zapadła śmiertelna cisza, wszyscy zamarli w słyszeniu słów, które padły, które były prawdą i którym nikt nie był w stanie zaprzeczyć. Nie wiedzieli w jakim kierunku dąży adwokacka mowa, gdzie się kryje oskarżenie i jakiego szatańskiego podstępu chce użyć człowiek w czerni. Nadał mu wiarę, zdolność kochania, pisania, budowania i konstruowania. Przekonał go jego wyższości w wszechświecie, potędze na ziemi i miejscu w niebie. I czym na to wszystko zasłużył człowiek? Czym mu zawinił? Dla czego stał się zabawką w rękach Boga? Za co został skazany na niepewność, przemijanie, wieczne wahanie, wędrówkę, której jeden koniec, niespełnione marzenia, na wszystkie miejsca, w których się nie znajdzie, na wszystkie rzeczy których nie posiądzie, na wszystkie łzy, których nie zliczy ? Za co został skazany na swoje bezskuteczne dążenia, za niespełnione nadzieje. Za co został skazany na szarość życia i banalność istnienia? Oskarżony dokonał całego dzieła z premedytacją i wyrachowaniem, próżno się tu doszukiwać okoliczności łagodzących, oskarżony nie działał w afekcie, wszystkich zbrodni dokonał przygotowując wszystko starannie i dokładnie, można by powiedzieć, z zimną krwią, krwią ludzi na rękach. Nie można się tu również doszukiwać niepoczytalności, oskarżony zdawał sobie sprawę z popełnianych czynów, popełniał je w sposób zuchwały, przekonany o swojej bezkarności. Dopuścił się wielu przestępstw, a w wielu dopuścił się współ udziału. Dał ludziom broń i powiedział idźcie zabijać, dał ludziom nadzieję i wiarę, a później bez słowa ją odebrał. Dał ludziom piękny świat a potem go im zabrał. Wszystko to czyni go odpowiedzialnym za śmierć miliardów ludzi, którzy nie znaleźli już nadziei dla siebie, którzy odeszli nękani chorobami, żywiołami, własnymi pragnieniami. Ponadto oskarżony dopuścił się torturowania swoich ofiar zarówno w sposób fizyczny, co i psychiczny. Zastraszał mitem piekła, zmuszał do przyglądaniu się wszystkiemu co równie piękne jak nieosiągalne, dawał wolność, zarazem ograniczał cielesnością, pozwalał rozpocząć dzieła, których dokończenie nie było dane ich twórcom. Do tego posiadam niezaprzeczalne dowody, że jako stwórca wszechrzeczy, przyczynił się do stworzenia największych oprawców ludzkości, pozwolił na pożarcie chrześcijan przez lwy, podpisał tajny pakt razem z Ribentropem i Mołotowem. Tysiące więźniów Treblinki i Oświęcimia podniosło się z miejsc i zaczęło domagać się sprawiedliwością, poderwali się oficerowie bestialsko zabici w Katyniu i wszyscy Ci, nieświadomi zagrożenia, którzy zniknęli pośród atomowego pyłu. Sprzyjał Hitlerowi i Stalinowi w ich wizjach świata, nie uratował głodującej matki z szóstką dzieci w Etiopii, ani nie zawrócił Titanica w jego kursie ku niszczycielskim skałom północy. Nie sposób wymienić wszystkich jego zbrodni, w których brał udział w sposób bezpośredni lub do których się przyczynił przynajmniej w małym stopniu, ale jego wina polega na tym, że do nich dopuścił, że patrzył, kiedy mógł im zapobiec, że zachwycał się tragedią, jak przeciętny widz wieczornych wiadomości, zamiast wyciągnąć swoją dłoń i zmienić świat. W świetle wymienionych zarzutów domagam się najwyższego wymiaru kary. Adwokat Diabła otarł spocone czoło, po który w trakcie w trakcie przemowy naciekły cieniutkie smużki potu, pochylił się lekko publiczności i zgromadzonym sędziom i zszedł z sceny. Na jego miejsce w gramolił się gruby mnich, obrońca oskarżonego. Z trudem wdrapał się na podium, chwileczkę odzipnął i rozpoczął swoją obrończą mowę. Myślę, że mój przedmówca celowo przekoloryzował pewne fakty. Oskarżony nie brał w większości z wymienionych zbrodni czynnego udziału. Przy większości wymienionych wydarzeń był po prostu nieobecny, nie było go lub po prostu uciął sobie krótką drzemkę. W głębi sali zrobił się zgiełk i ktoś krzyknął. I co, nie obudziło go z snu wołanie milionów ludzi błagających o pomoc ? Mnich spuścił głowę, zamyślił się chwile i odpowiedział najszczerszej jak mógł, musze wierzyć, że nie... wiara to podstawa mojej egzystencji. Jeśli coś mogę wszystkim zalecić, to módlcie się, wierzcie z całych sił, a wasza ofiara będzie na pewno spełniona ofiara. Tak, stworzył człowieka na swoje podobieństwo, pozwolił mu kochać i czuć. Stworzył mu świat, piękny i zielony, żeby mógł się nim cieszyć, aby mógł zapomnieć o swoim przemijaniu. Bo nie uczynił go sobie równym, bo i dla czemu, nie uczynił nieśmiertelnym, bo i nie umiał, człowiek był dziełem prototypowym, Bóg miał kilka nowych pomysłów po stworzeniu małpy, trochę mniej sierści, troszkę więcej komórek w głowie, wyszedł mu prototypowy twór, który w przyrodzie było trudno nazwać i kwalifikować. Twór ten jednak powinien się cieszyć, że powstał i dane jest mu istnieć przez te parę chwil. Myślę, że nie zdradzę jakiejś wielkiej tajemnicy jeśli powiem, że jest w opracowaniu wersja poprawiona, może z początkiem roku wejdzie na rynek, ale póki co musimy sobie jakoś radzić sobie sami i łatać tą naszą nieszczęśliwą egzystencję. Zachęcam gorąco do poczekania z potomkami do przyszłego roku, na ten nowy model, przy okazji zapraszam, na naszą niedzielną mszę, gdzie odbędzie się specjalna zbiórka pieniędzy na rzecz dzieci z porażeniem umysłowym, oraz zapraszam na wtorkową sumę, gdzie odbędzie zbiórka odzieży dla ofiar trzęsienia ziemi w Turcji i bezdomnych w Kosowie, którzy powinni się i tak cieszyć, że żyją bo mogli umrzeć jak ich bracia i siostry. Ponadto proszę o pozostawienie papierowych banknotów na tace, bo chcemy wymienić, naszą miedzianą pokrywę dachu na trwalszą pozłacaną. To tyle z ogłoszeń parafialnych. Dziękuję uprzejmie za wysłuchanie... ale o czym ja tu mówiłem? A o Bogu, no tak... No więc jeszcze raz mówię, módlcie się! Wierzcie, w życie wiekuiste a będzie wam dane! On dla was wysłał swoje syna, który dla was umarł na krzyżu! Wy jesteście jego dziećmi! On was kocha i dba o czystość waszych dusz! Szmer znowu przebieg po sali. Ktoś gdzieś z boku krzykną. Wysłać swojego syna na pewną śmierć w cierpieniu! Jaki to musi wyrodny być ojciec! Ktoś inny krzyknął tak, ale jakie to do niego podobne! Czemu sam nie cierpiał na krzyżu! Tłum zafalował. On nas kocha! On nas wszystkich kocha i wie co dla nas dobre! Wierzmy w niego, módlmy się do niego, klękajmy przedni nim, drżyjmy przed nim, nic nam innego nie pozostaje, jak pokora i skrucha, jakie mamy inne wyjście, jak nie niebo wstąpienie to co ? Będziemy prażyć się w piekle? Z dwojga złego lepiej wybrać niepewne niebo niż diabelskie tortury. Uczyli się od niego terroru i manipulacji człowiekiem Hitler i Stalin, jest Bogiem wszystkich nas, idolem wszystkich psychopatów i szaleńców, których wszystkich kocha i za których kazał umrzeć swojemu synowi. Jaki piękny gest! Piękny jak masowe egzekucje w getcie, piękny jak masowe groby w Jugosławii, piękny jak rozjeżdżane czołgami dzieci w Czeczenii. Och jaki cały ten świat piękny, ale to przecież zrozumiałe stworzył go Bóg. Szum na sali przycichł, mnich mógł kontynuować. Proszę zrozumieć, życie na Ziemi to tylko okres przejściowy, poczekalnia w oczekiwaniu na coś lepszego, bardziej wzniosłego, bardziej duchowego. Poczekalnia, w której odbywa się wstępna selekcja ziarna od plew. Tak należy to traktować, należy żyć jak najlepiej każdy potrafi, a zaowocuje to w przyszłości szczęśliwszym życiem w niebie. Tu podrywa się wielki, brodaty mężczyzna siedzący w pieszym rzędzie. Nie wytrzymał już i pyta się, pyta się tak jak tylko człowiek potrafi. Czemu? Czemu on chce przyprawić nam wszystkim skrzydła? Czemu zabiera nas z stąd kiedy chcemy zostać, a nie pozwala odejść kiedy mamy tego wszystkiego serdecznie dość? Miałem żonę, dwójkę dzieci, kiedy mi on to wszystko odebrał, nie mam już nic! I czemu nie mogę stad odejść, poszukać ich, czemu muszę żyć? Czemu jeśli pozbawię się życia nigdy ich już nie spotkam, w niebie? Mnich uśmiechnął się, na wszystko miał gotową odpowiedź, nie znane są wyroki boskie, tak widocznie zaplanował i na pewno prześwieca temu jakiś cel. Chyba, że zrobił to z próżności i zwykłej przekory, dodał ktoś z sali, tak jak dziecko, wyrywając nogi i skrzydełka muszce i patrząc co się stanie, czy poleci dalej, bo jak nie to zdepcze ją swoją wielką stopą. Mnich się uśmiechnął, a teraz Pan jest niesprawiedliwi. Nie można osadzać Boga niewiedząc jaki szczytny cel mu prześwieca, nie znając jego planu zbawienia, nie będąc mu równym, nie będąc tak mądrym ani tak dobrym. Tak, przepraszam, poprawił się mężczyzna w sali, to prawda, ale mówię co widzę, krzyczę co czuję, robię co muszę, teorię nadczłowieka znam i wiem do czego prowadzi takie rozumowanie. No właśnie, więc pozwolę sobie dokończyć, więc on mówi, idźcie, rozmnażajcie się, tylko po bożemu i tylko bez tych wszystkich drobnych waszych matactw proszę. Żadnych eksperymentów genetycznych, żadnych szczepionek, chemii, żadnych leków cud, bo to strasznie komplikuje jemu życie, bo to niweczy jego plan boży. Wszystko to komplikuje mu na tyle życie, że sprostowanie tych wszystkich matactw i wypaczeń, jakie wytworzyła ludzkość przez ostanie kilkadziesiąt lat, zabiera mu tyle czasu, że nie nadąża już wymyślać nowych chorób, nowych mutacji wirusów, że już nie wspomnę o jakiejś wojence światowej czy chociaż jakimś małym mordku masowym. Tak więc nawołuję, opamiętajcie się! Z nim i tak nie wygracie! Tu mówca na scenie wzniósł ręce do góry, potrząsnął nimi kilkukrotnie, łza spłynęła mu po twarzy, machnął ręką na tłum. Wiedział, że nie ma po co się wysilać dla tego tępego, nic nie rozumiejącego tłumu motłochu, beznadziejnych profesorków i tępawych doktorków. Całe szczęcie, że Einschtein był tylko jeden, bo teraz to by mu już całkiem na głowę weszli. Mnich zszedł, właściwie spadł z sceny. Na podest zaczęły wdrapywać się kolejne osoby, świadkowie bądź to oskarżenia ,bądź obrony. Twarze sędziów były coraz bardziej strapione, malowała się na nich coraz bardziej frustracja i zwątpienie w wyznawane do tej pory wartości. Po przesłuchaniu wszystkich światków, którzy się zjawili, bo mieli odwagę lub widzieli jakikolwiek sens w tym działaniu. Udali się na naradę. Po obradach najwyższy sąd uznał winnym oskarżonego wszystkich dokonanych przestępstw i zaniedbań. W związku z tym zalecił najwyższy wyrok kary, którym w tym wypadku, będzie to śmierć przez powieszenie. Jednak z powodu nie pojawienia się oskarżonego na sali rozpraw wyrok musi został odłożony i będzie wykonany w nieznanym terminie. W tym czasie oskarżony najprawdopodobniej znajdował się na samowolnym oddaleniu i pochylał się nad grobem swojej kolejnej ofiary, uśmiechając się z satysfakcją kata, który spełnił swoją powinność.
Piotr Koch
Opowiadanie
·
5 września 2000
-
muuuu€€€...