Kiedy człowiek dowiaduje się o chorobie, która potrafi odebrać życie, żałuje rzeczy, które mógł zrobić, ale albo nie znalazł na to czasu, albo nie miał odwagi. A potem udaje mu się wywinąć ze śmiercionośnych kleszczy i nie boi się już niczego. Nadrabia marzenia, spełnia jedno za drugim. Alina pokonała raka. Mimo to, nie spełniała celów, które podczas choroby wyznaczyła na swojej drodze. Dwa tygodnie temu przeżyła to wszystko od nowa- diagnozę. Nawrót, bardzo szybki. „A przecież było już tak dobrze!”- krzyczała w duszy, tak głośno, że prawie porozrywała ją na strzępy. Nie mogła opanować przyspieszonego rytmu serca, dłonie w jednej chwili zrobiły się bardzo wilgotne i zimne.
W drodze powrotnej do domu słyszała w głowie jeden ciągnący się dźwięk, przypominający pisk gwiazdka. Wróciła myśl o tym, czego jeszcze nie zdążyła zrobić, a przecież mogła, nadal w każdej chwili może. Ale teraz tak naprawdę potrzebuje odpoczynku, musi nabrać sił przed leczeniem, chemioterapia zmęczy jej ciało.
Konradowi powiedziała o wszystkim przy kolacji, kiedy wrócił z pracy. A kiedy mówiła on wpatrywał się w nią osłupiały, myśląc, że mają to już za sobą. A kiedy skończyła powtarzać słowa lekarza uśmiechnęła się nieśmiało, jakby przyznała do kupna zbyt drogiej bluzki, a ten uśmiech oznaczał kropkę na końcu zdania, żeby nie był zły.
A teraz zajmowali cały przedział ekspresu do Krakowa. Tak bardzo chciała zobaczyć to miasto. Posłuchać hejnału z każdej ze stron wieży, pokarmić gołębie, które tak naprawdę są już najedzone, ale nie chcą sprawić przykrości turystom odmową. Później zwiedzą sukiennice, kupi prezent dla mamy. Zdąży wrócić do domu, zdąży się wyleczyć, zdąży jeszcze tyle zrobić. A on patrzy na jej rozwiane włosy, w których szaleje wiatr, i taką chce ją zapamiętać, na wypadek, gdyby nie zdążyła.
Podoba mi się.
Po drugie primo miniatura konstrukcyjnie ma ręce i nogi, co się chwali. Chociaż ostatnimi czasy miniatury trochę mi się przejadły.
Po trzecie primo... no tak, sama historia... Tylko jak pisać o takich sprawach i ustrzec się banału? I czy aby na pewno człowiek powinien się takiego "banału" obawiać?
Wszystko pokazane tak po prostu, żadnej heroizacji, żadnego patosu - chociaż ja mam wrażenie, że kobieta z pociągu sobie "poradzi". Niekoniecznie po bohatersku, ale z pewnością po ludzku.
Ładnie opisana chwila, która jest czymś więcej niż tylko chwilą. Za tę naturalność i "ludzkość" klikam w niczego sobie.
(dalsze propagowanie jawności ocen, a cooo!)
pozdr.
H.
Wniosek jest prosty - albo tekst jest kontrowersyjny i bardzo różnie czytelnicy do niego podchodzą, albo te oceny potrzebne są jak psu buty.
Interesujące...