niedziela, chyba (opowiadanie)
Nieprzyjaciel
Wychodzi i kładzie je przede mną. Odbijam się w nim jakby ktoś namalował mnie tanią plakatówką. Tylko pomarańczowym kolorem. Na tym obrazie jestem kukiełką z miękkiego drewna, ale nie robię nic ładnego. Nie tańczę, nie rzucam ładnym wierszykiem. Mówię - nie dotykaj mnie. Drzazgi, drzazgi, drzazgi. Jestem pryskany muchozolem i dźgany szpikulcami. Wszędzie mam blizny. Na rękach, nogach, na karku. Siedzę, a oczy spływają mi po policzkach, do szklanki. Siedzę sztywny i do bólu trzeźwy. W tle kuchnia, nie sprzątana od tygodnia. Kafelki i wiszące szafki, tutaj wszystko jest przyklejone do ścian wyżutą gumą. Lodówka przestała warczeć, woda już nie kapie z kranu. Rdzewieją garnki na kuchence, garbią się ze starości i ślinią wczorajszą zupą. W tle czerwiec. Upał wisi nad podłogą jak roje much, pełza po niej jak jadowite robaki.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się